W jednej chwili świat

- Poród to proces transformacji, który potrafi przewartościować świat, siebie samą, swoją kobiecość. I zawsze odciska ślad -dobry lub zły - mówi Eliza Leoniuk, położna.

– Była głęboka noc, spokój, cisza. Okazało się, że jedyne, czego potrzebuję, to samotność. Świadomość, że położna i mąż są w pokoju obok, piją nieskończoną ilość herbaty i co jakiś czas kontrolują tętno dziecka, zupełnie mi wystarczyła. Ponieważ poród domowy daje kobiecie możliwość słuchania własnego ciała, obudziło się we mnie wiele instynktów i po prostu wiedziałam, jak mam rodzić. To moment, w którym budzą się natura i pierwotne procesy. W kobiecie jest ogromna siła do tego, by wydać na świat potomstwo. Moja położna śmiała się po porodzie, że siedząc sama w pokoju, zachowywałam się jak prawdziwa samica, która szuka spokojnego miejsca do porodu. A kulminacją był moment, w którym słyszałam pęknięcie pęcherza płodowego. Przecież w szpitalu byłoby to niemożliwe! Poród domowy dał mi tyle energii, że miesiącami mogłam latać nad ziemią – wspomina mama Ignasia. A, po spokojnym i cichym przyjściu na świat trzeciego dziecka, ważeniem, mierzeniem i przytulaniem go zajął się starszy brat, natomiast zmęczona mama położyła się do swojego łóżka i już nigdzie nie musiała jechać. – Czego kobiecie potrzeba po takim trudzie, jeśli nie swojej wanny, swojego łóżka i męża z herbatą? – śmieje się pani Ewa.

Puszka na dziecko

Poród domowy to nie tylko zalety przebywania we własnych kątach, zminimalizowania medykalizacji i możliwość słuchania własnego ciała, ale także zgoda na poród bez znieczulenia i wzięcie odpowiedzialności w swoje ręce. – Podczas porodów domowych, zupełnie inaczej niż w szpitalu, położna po prostu towarzyszy kobiecie – mówi pani Ewa. – Oczywiście, kiedy coś idzie nie tak, reaguje, pomaga, a czasem nawet odwozi do szpitala, ale nie urodzi za nią – dodaje. W czasach, kiedy tempo życia stale wzrasta, a medycyna przyzwyczaja nas do środków znieczulających, poród domowy wydaje się być zatrzymaniem nad życiem i jego potęgą, nad Bogiem i Jego stworzeniem. – Poród to sacrum – mówi pani Eliza. – W jednej chwili świat staje się bardzo malutki. Pamiętam, że kiedy urodziłam pierwsze dziecko, czułam wielką władzę. Bo jeśli wydałam na świat nowe życie, czego nie mogę zrobić? Miałam wrażenie, jakbym wstąpiła do elitarnego klubu.

Nigdy w życiu nie zapomnę momentu wyślizgnięcia się główki mojej córeczki. Za każdym razem, kiedy o tym myślę, chce mi się płakać. Dlatego przerażają mnie rosnąca liczba cesarek i zadaniowe podejście wielu kobiet do porodu. Coś na zasadzie: „wyjmijcie ze mnie to dziecko”. To tak, jakby być puszką, z której wyjmuje się dzieciaka lub jak wejście na pokład samolotu z pełnym zaufaniem do pilota i zrzuceniem na niego całej odpowiedzialności. A przecież poród to proces transformacji, który potrafi zmienić podejście do życia, przewartościować świat, siebie, swoją kobiecość. To jedno z najbardziej intensywnych, bolesnych, ale też satysfakcjonujących doznań w życiu. Warto wziąć za nie odpowiedzialność – zachęca pani Eliza. Mama Ignacego twierdzi, że w przeżywaniu porodu w pełni przeszkadza pęd życia. – Wszystko jest teraz szybkie, łatwe i bezbolesne. Czasem mam wrażenie, że poród wyrywa kobiety z wysokich biurowców tylko po to, by za trzy miesiące tam wróciły. Myślę, że warto zatrzymać się nad porodem, jego potęgą i bólem z nim związanym – mówi z przekonaniem pani Ewa.

Niespełnione marzenie

Niestety, nie każdemu, kto dostrzega potęgę dawania życia, dane będzie doświadczyć narodzin w domu. Wystarczy, by ciąża w jakikolwiek sposób przebiegała nieprawidłowo, by dziecko w najmniejszym stopniu było zagrożone i już nie ma szans na poród domowy. Czasem przeszkadzają także odległość dzieląca położną od rodzącej bądź spóźniający się termin porodu. Pani Dorota wraz z mężem od poczęcia ich dziecka wiedzieli, że tak, jak syn począł się przy świecach, tak też powinien się urodzić. Przez całą ciążę miała pewność, że to najlepszy sposób na przywitanie długo wyczekiwanego Jasia. – Po długim leczeniu niepłodności wiedzieliśmy, że nasze dziecko jest wyjątkowym darem od Boga i że jedynym miejscem, w którym chcemy się z nim spotkać, jest dom – opowiada mama Jasia. – Wszystko było przygotowane. Jeździliśmy na szkołę rodzenia do Warszawy, mieliśmy dwóch kierowców, którzy w każdej chwili gotowi byli przywieźć położną, lodówka pękała w szwach od jedzenia, które dla nas przygotowałam, pełno świec w domu, prowadziliśmy z mężem głęboki dialog o tym, co się wydarzy, nawet wanna była wysterylizowana – wylicza pani Dorota. Niestety, termin porodu opóźniał się, aż w końcu przekroczył „godzinę zero”. Pomimo całodniowej jazdy samochodem terenowym po dołach w celu wywołania akcji porodowej, nic się nie działo. Postanowili pojechać do szpitala. Tam też urodził się ich syn.

Dziś rodzice mają głębokie przekonanie, że jego narodzenie w domu mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. – Miałam wrażenie, że krzyczące położne, badający mnie lekarze i rodzące obok mnie kobiety profanowali cud, na który tyle czekałam. Do końca mojego pobytu w szpitalu nie mogłam się odnaleźć. Przez całą ciążę wyobrażałam sobie, że będę mówić do mojego synka, że jesteśmy już gotowi, że na niego czekamy i w ten sposób, niejako moim głosem, przeprowadzę go na świat. W szpitalu nie było na to miejsca. Mimo iż najważniejsze jest to, że syn żyje i jest zdrowy, żałuję, że nie dane nam było doświadczyć narodzin w atmosferze intymności, spokoju i miłości. I gdybym jeszcze kiedyś była w ciąży, planowałabym urodzić w domu – wyznaje pani Dorota.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| PORÓD, RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg