Weekend królewskich córek

– Jesteś piękna, wartościowa i pełna godności. Jesteś tą, która kocha i jest kochana – po słowach Uli prostują się nawet najbardziej zgarbione plecy, oczy zaczynają błyszczeć i śmielej patrzą na świat. Nawet kiedy trzeba brać się z nim za bary.

Usłyszeć, żeby uwierzyć

Odpowiedzi na problemy, z którymi muszą się na co dzień mierzyć, szukają w sobie i w słowie Bożym. Rozmawiają o psychologii, relacjach, o babskich sprawach, troskach i zmartwieniach. I o mężczyznach. Wiele kobiet znalazło tutaj pomoc. A przede wszystkim usłyszało, że są piękne i kochane. – Nawet jeśli to wiemy, to przecież lubimy to słyszeć. A najczęściej słyszymy za rzadko. Bo od kogo? – mówią panie. – Mnie to mówi mąż, więc się nie odzywam – śmieje się Violetta. – Ale nie każda z nas ma męża, a jeśli ma, to niekoniecznie musi być on troskliwy i domyślny – przyznaje. – Warto się zastanowić, jak mu to wytłumaczyć: jestem kimś, znam swoją wartość i chcę, żebyś ty też nauczył się ją widzieć. Nawet jeśli akurat tego nie potrzebuję, to może przyda mi się ta wiedza, żeby pomóc komuś innemu. Dzięki rekolekcjom wiedziałam, co doradzić koleżance, która była dręczona przez męża i nie potrafiła się postawić – dodaje Beata.

Kobieta wielozadaniowa

– Warto zaczynać zmiany od siebie, siebie wychowywać i swoim świadectwem wpływać na rodzinę – zauważa Ula. – Najważniejsze to otwierać się, rozmawiać i rozumieć, że kobieta i mężczyzna różnią się od siebie. Chociażby to, że my jesteśmy wielozadaniowe: możemy równocześnie sprzątać, gotować, rozmawiać o ważnych sprawach i bujać wózek z dzieckiem. A mężczyzna, kiedy ogląda telewizję, to nawet jeśli kiwa nam potakująco głową, niekoniecznie słyszy, co właśnie do niego mówimy. I nie można mieć o to pretensji, bo tacy jesteśmy. Jak prosisz, żeby wyrzucił śmieci, to dodaj, żeby potem włożył nowy worek, bo sam może się nie domyślić – dodaje. – Ja dowiedziałam się o tym wszystkim po 10 latach małżeństwa! I zdziwiona pytałam męża: to ty nie robiłeś tego złośliwie? – śmieje się Dorota.

Owocem jej pierwszych warcińskich rekolekcji była decyzja, żeby razem z mężem włączyć się w poradnictwo rodzinne. – Żal nam, że sami nie zaczynaliśmy naszego małżeństwa z tą wiedzą, którą teraz mamy. Musieliśmy sami wypracować przez pierwsze kilka lat to, o czym teraz mówimy narzeczonym – opowiada. Dla Marzeny to pierwsze rekolekcje w życiu. – Podpowiedziała mi to koleżanka z pracy, która już tu była. Zainteresowało mnie to, że to rekolekcje kobiet dla kobiet. Chociaż trochę się bałam, czy nie będzie to jakaś hermetyczna grupa. Okazało się, że nie. Jesteśmy tak różne, mamy tak różne doświadczenia i spojrzenia na świat, że właśnie to stanowi siłę – dzieli się wrażeniami debiutantki rekolekcyjnej.

Zostawiła w domu dwóch synów. – Moje chłopaki wiedzą, że muszę czasem od nich odpocząć, żeby być jeszcze bardziej dla nich. Cenię sobie to, że doskonale to rozumieją – mówi. Rekolekcje mają też być odskocznią od pracy, w której na co dzień styka się z biedą, problemami, ludzką krzywdą, patologią. – Czy się chce, czy nie, bierze się też te problemy ludzkie na swoje barki. I dziękuje się Bogu za to, co się samemu ma. Bo o takich rzeczach, jakie oglądam w pracy, zwykle się wie, słyszy, ale dotknąć ich to, coś zupełnie innego. I nie da się robić tego wyłącznie jako urzędnik, tym bardziej że z pomocą systemową bywa różnie: brakuje specjalistów, trudno się do nich dostać, trudno dojechać. Wtedy proszę Boga: zrób coś z tym. I dzieją się cuda – przyznaje. – Już wiem, że przywiozę z tych rekolekcji dużo dla siebie, ale i dla tych ludzi, z którymi pracuję – dodaje.

Choć jedną drzazgę

Ula cieszy się z każdej zmiany, którą dostrzega u powracających na kolejne spotkania pań. – Nawet jeśli trudne sytuacje nie rozwiązały się, to zmieniło się ich nastawienie. Pan Bóg to nie wróżka, która machnie różdżką i dzieci staną się grzeczne, problemy znikną, a mąż będzie pełen szacunku i zrozumienia. To kwestia podejścia do sprawy, widzenia rzeczywistości. I świadomość, że z Bogiem nie zginę – wyjaśnia. Nawet jeśli w domu czeka mąż tyran. – Bywało, że po spotkaniach dziewczyny dzwoniły i opowiadały, jak wprowadzały w życie to, co usłyszały na rekolekcjach. Zwłaszcza gdy był to ich pierwszy sprzeciw w życiu. Mówiły o tym, jak mąż był zszokowany, tracił pewność siebie i nie pozwolił sobie na agresję. Ze zdumieniem odkrywał w swojej żonie zupełnie inną kobietę: umiejącą stawiać granice, silną i odważną. Bo zdobyła pewność, że nie jest sama. Stoją za nią inne kobiety, stoi za nią Kościół, który dodaje siły modlitwą, a przede wszystkim stoi przy niej Bóg – mówi. Dziewczyny śmieją się, że nie zawsze udaje się od razu „wychować” męża, rozsupłać wszystkie węzły. Ale z Warcina wracają silniejsze. – Krzyż codzienności nie zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale po rekolekcjach łatwiej go nieść. Za każdym razem Pan Bóg wyjmie jakąś doskwierającą drzazgę. I jest łatwiej – mówi Dorota.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg