Bez dzieci jesteśmy starzy

– Co to jest miłość? – pytam. – Miłość mam jedną: moją żonę – odpowiada Eugeniusz Marszołek. – I widać jej skutki: piętnaścioro dzieci.

– Od ślubu jak jedna chwila przeszło 35 lat – zamyśla się Teresa. Po ślubie już nie mieli sposobności na zastanawianie się, jak szybko mija czas. Po roku na świat przyszła Izabella, która ma dziś 34 lata, i kolejno: Mariusz, Magdalena, Jarek, Daniel, Krzysztof, Mariola, Radosław, Wiesław, Edyta, Robert, bliźniaczki Weronika i Małgorzata, Elżbieta i Martyna. Mama wylicza imiona dzieci bez namysłu, ale jakby nie dowierzała, że tak łatwo jej to poszło, pyta: – Czy kogoś nie przeoczyłam? – Człowiek wszystko zapomina, ile się przy nich napracował – mówi, jak każda matka, która nie pamięta bólów porodowych i trudu włożonego w wychowanie potomstwa. Mąż pracuje od 38 lat na powierzchni na kopalni „Borynia”. Żona nie tylko wychowywała dzieci, ale zajmowała się też gospodarstwem.

– Mamy dwa hektary ziemi, a dawniej była u nas i krowa żywicielka, i świnki, i kurki, bo tylko z mojej roboty nie wyżywiłoby się tyle osób – opowiada Eugeniusz. – Dawniej to chłop zarabiał na rodzinę, a żona siedziała w domu z dziećmi. On sam po powrocie z pracy na kopalni szedł obrabiać ziemię. Ona skoro świt biegła oporządzić zwierzęta w chlewie, potem dawała śniadanie dzieciom, starsze wyprawiała do szkoły i szła do pola. – Ale za to ani kilograma mięsa na kotlety nigdy żeśmy nie kupili – podsumowuje Eugeniusz.

Dać czas

– Być człowiekiem to umieć sobie w życiu poradzić – jest przekonany Eugeniusz. – Wyjść cało z tego splotu różnych okoliczności. Najważniejsze, żeby trzymać się razem. Wielu zapomina, że w dobie postępu rodzina jest siłą i wartością. Zięciowie muszą się lubić z synami, a synowe z córkami. I to przekazujemy dzieciom. – My to sobie do serca bierzemy, bo też już mamy dzieci – dodaje Magdalena. – Najważniejsza jest rodzina. Ta, w której się urodziłeś, i ta, którą założyłeś. – Jedynacy mają niejasną przyszłość – uważa Eugeniusz. Kiedy pytam dlaczego, odpowiada, że rozpieszczani przez rodziców często nie potrafią sobie poradzić w życiu, nie są samowystarczalni. – Jak dzieci mnie proszą, to i dziś im zrobię śniadanko – zdradza żona. – Chłopu nie robiłaś, a im robisz? – mąż udaje pretensje i dopowiada: – Jak widziałem, że wstaje do dziecka o czwartej rano, nie miałem sumienia jej budzić, żeby mi o piątej robiła kanapki. – Patrząc na rodziców, wiem, że małżeństwo to sztuka kompromisów, ale też nieustanne okazywanie sobie szacunku – dodaje córka Magdalena. – Życie to ciągła nauka – przytakuje ojciec.

Córki wspominają, że nie miały bułeczek na śniadanie, ale chleb, który też im smakował. Że zamiast dwóch kiełbasek na jedną gębę przypadała połówka, ale mało kto na to narzekał. – Nic nam się nie stało, przez to jesteśmy w życiu zahartowani – mówi Magdalena. Pamiętają, jak mama pilnowała, czy już odrobili lekcje. Dyscyplina musiała być, a i jest do dziś, bo kiedy bliźniaczki wracają do domu po 22, rodzice czekają pod drzwiami i każą im się tłumaczyć. – Żona jest głową rodziny w czterech ścianach domu – podkreśla Eugeniusz. – Matka, siedząc z dziećmi, przekaże im więcej niż ktokolwiek inny. Ojciec zwykle wyjeżdża do pracy i przyjeżdża dopiero wieczorem, a mama stale nad nimi czuwa. Wspomina swoją mamę i babcię, które zajmowały się nim i jego rodzeństwem: – Ojciec jako budowlaniec tyle się nabudował, że powstałaby z tego cała wieś. To mama stale była przy nas. A babcia Marta nauczyła nas, jak kochać Pana Boga i chodzić do kościoła. Zastanawia się nad fenomenem, że każde z ich piętnaściorga dzieci ma inny charakter: – Nie ma dwóch jednakowych – mówi, jakby sam się temu dziwiąc. – Zawsze musieliśmy mieć dla nich czas – dodaje. – Jak nie dasz dziecku czasu, to nic od niego nie dostaniesz. Patrząc, jak w zgodniej kompanii siedzą przy stole, można być pewnym, że nie zmarnowali ani chwili.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg