Psychologowie i pedagodzy zgodnie podkreślają, że funkcja wychowawcza ojca jest niezastąpiona. Wielu rodzicieli ignoruje tę prawdę. Na szczęście nie brakuje tych, którzy rozumieją to nader dobrze.
Po raz drugi ministranci z parafii Niepokalanego Serca NMP w Skierniewicach podczas majowego weekendu wraz ze swoimi ojcami i ks. Rafałem Babickim uczestniczyli w corocznej formacji i odpoczynku. W zeszłym roku główną atrakcją była wspinaczka. Tym razem miejscem rekreacji i rywalizacji był Parczew. Jak przystało na męski wyjazd roboczo nazywany „Tylko dla orłów”, wszystko było zaplanowane i dopięte na ostatni guzik. W organizację, transport rowerów, a także program zaangażowali się ojcowie, którzy dopilnowali, by na wyjazd ministranci nie zabierali telefonów komórkowych, tabletów, laptopów, a także... sióstr i mam.
Jeszcze w Skierniewicach chłopcy zostali podzieleni na 4 grupy: białą, zieloną, czerwoną i niebieską. W każdej znajdowali się ministranci w różnym wieku. Punkty można było zdobywać za zwycięstwa w zawodach sportowych, za dobre zachowanie, wiedzę i dyżury. Sędziami mającymi do dyspozycji żółte i czerwone kartki byli ojcowie chłopców. W programie każdego dnia pełnego atrakcji, zmagań i odpoczynku były Msza św. z kazaniem, nabożeństwo majowe, poranne i wieczorne modlitwy, a także dyżury związane z przygotowaniem posiłku.
– Przygotowania do wyjazdu rozpoczęliśmy kilka miesięcy wcześniej – mówi Piotr Bibik. – Wzięło w nim udział 33 ministrantów, 22 ojców i ks. Babicki. Wszyscy mieszkaliśmy w domkach campingowych bez łazienek. Wyjście do WC lub pod prysznic, zwłaszcza w chłodne wieczory i poranki, było dodatkowym wyzwaniem. Wybierając miejsce, chcieliśmy, by panowały w nim nieco spartańskie warunki. Dla nas przez lata takie miejsca były standardem, dlatego chcieliśmy, by i nasi synowie zasmakowali takich uroków i wyzwań – mówi P. Bibik.
W trakcie wyjazdu był czas na przygotowanie drużynowego sztandaru, zwiedzanie zabytków i miejsc pamięci związanych z II wojną światową. Były też rajd rowerowy i nocny bieg patrolowy. Niemałymi atrakcjami były ogniska, wspinaczka w parku linowym, a także wyjścia na lody i gofry. – Mieliśmy sporo czasu, by pobyć z synami i ze sobą. Można powiedzieć, że była to prawdziwa męska przygoda, podczas której mogliśmy popatrzeć na różne zachowania naszych dzieci, na ich pozycję w grupie. I choć na co dzień każdego dnia staram się być blisko swojego syna, czasu spędzonego z nim na wyprawie nie żałuję. Cieszę się, że mogłem tam być z Michałem, jego kolegami i ich ojcami – podkreśla P. Bibik.
Zadowolenia nie kryje także Sławomir Kraszewski. – Dla mnie czas spędzony w Parczewie był powrotem do czasów harcerskich. Cieszę się, że mogliśmy te kilka dni spędzić razem. Mój syn ma 13 lat. Wszedł w wiek, w którym bardzo chętnie spędza czas z rówieśnikami. Ja uczę się patrzenia z boku, kontroli oddalonej. Z zadowoleniem patrzyłem, jak chłopcy uczyli się odpowiedzialności za całą drużynę, a nie ciągnięcia tylko w swoją stronę. Oddać pole to trudna sztuka. Po powrocie mamy kolejną płaszczyznę do rozmowy. Przez cały czas wymienialiśmy swoje uwagi, spostrzeżenia – mówi pan Sławek. W superlatywach o wyjeździe i męskiej wspólnocie wypowiadają się ministranci, a także ks. Rafał. Dla proboszcza najmłodszej skierniewickiej parafii wyjazd był budowaniem wspólnoty, czasem, którego brakowało mu w dzieciństwie i dorastaniu. – Jestem pewien, że to, co tam przeżyliśmy, będzie procentowało przez lata. Już dziś myślimy o wspólnym wypadzie na narty – zdradza ks. Babicki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |