Z Anną Marią Fedurek o wyczekiwaniu na upragnione dziecko, wysłuchanych modlitwach, nauce bycia mamą i dziadku Kaziku rozmawia Krzysztof Król.
Krzysztof Król: Rzecznik prasowy Caritas na zasłużonym urlopie, dodajmy – urlopie macierzyńskim. Miesiąc temu przyszła na świat Twoja córka, ale droga do macierzyństwa była długa.
Anna Maria Fedurek: W życiu chyba każdego małżeństwa przychodzi moment, że bycie we dwoje jest niewystarczające, pojawia się potrzeba kogoś jeszcze. Oczywiście wygodnie jest żyć tylko we dwoje, mieć dużo wolnego czasu, oglądać wieczorami filmy na kanapie i nie mieć zobowiązań. Ale przychodzi moment, że czegoś brakuje i małżonkowie uświadamiają sobie, że dalsze wspólne życie powinno przebiegać co najmniej we troje. Tak też było z nami. Z Emilem jesteśmy małżeństwem od sześciu lat. Choć właściwie można powiedzieć, że jesteście razem całe życie. Jako nastolatkowie, jeszcze w liceum, złapaliśmy się za ręce, tak trwamy do dziś i zamierzamy trwać jeszcze dłużej. Jakiś czas po ślubie, kiedy już przywykliśmy do mieszkania razem i wzajemnej obecności pod jednym dachem, zdecydowaliśmy, że czas na dziecko. Mijały kolejne miesiące, ale nic się nie wydarzało. Były momenty zwątpienia, bo wówczas ma się wrażenie, że wszyscy wokół mają dzieci bądź oczekują na nie. Naprawdę szczerze i z życzliwością gratulowaliśmy kolejnych dzieci i poczęć znajomym, rodzinie, ale w głębi serca był żal i smutek, że nas ta radość omija szerokim łukiem…
Co pomogło przetrwać trudne chwile?
Kolejni lekarze i specjaliści twierdzili, że nie mogą nam pomóc, bo oboje jesteśmy zdrowi, wszystko jest w porządku. Kazali nam nie stresować się, „wyluzować”, a będzie dobrze. Wiara w Boga w tej sytuacji okazała się zbawieniem, dosłownie i w przenośni. Przyjaciółka zapoznała mnie z kultem św. Rity i nowenną do niej, która stała się dla nas ulubioną świętą. Będąc na różnego rodzaju rekolekcjach czy pielgrzymkach, chociażby na kanonizacji św. Jana Pawła II w Rzymie, modliłam się o dar poczęcia. Nasze rodziny, przyjaciele, znajomi również mieli naszą intencję w pamięci. Przy tym staraliśmy się nie skupiać tylko na sobie. Podjęliśmy również Duchową Adopcję Dziecka Poczętego Zagrożonego Zagładą. Poza tym od kilku lat adoptujemy dzieci z Fundacji Kasisi, która prowadzi dom misyjny sióstr dominikanek w Zambii. Mamy pod opieką duchową i materialną już trzecie dziecko. Nasze pierwsze „dzieci” Noah i Mathew mają już swoje rodziny w Zambii. Teraz modlimy się za trzyletnią Precious i wspieramy ją.
I w końcu modlitwy zostały wysłuchane…
W marcu tego roku okazało się, że jestem w ciąży. To była ogromna radość, zarówno dla nas, jak i dla całej naszej rodziny. Od razu zgodnie stwierdziliśmy, że to jest nasz osobisty cud Roku Miłosierdzia. Czas ciąży przebiegł bez problemów, zdrowo i szczęśliwie. Każdego tygodnia obserwowałam zmiany w mojej osobie, powiększający się brzuszek, coraz bardziej wyczuwalne ruchy dziecka. To jest uczucie, którego nie da się porównać z niczym innym. Krótko przed terminem rozwiązania kompletowaliśmy wyprawkę dla maluszka. Cieszył nas każdy drobiazg, smoczek, pieluszka. Nasza Zosia urodziła się 22 listopada. Początkowo z nadmiaru emocji i wrażeń nie mogliśmy uwierzyć, że to już się wydarzyło; że ta mała kruszyna to nasze dziecko, na które tak długo czekaliśmy.
Jak to jest być świeżo upieczoną mamą?
Tak jak się spodziewaliśmy, córka zupełnie zmieniła nasze życie. Jest dla nas najważniejsza i jej potrzeby są priorytetem o każdej porze dnia i nocy. Uczymy się siebie wzajemnie każdego dnia. A ta nauka jest po brzegi wypełniona takim rodzajem miłości, jakiej do tej pory z mężem nie znaliśmy. Zosia jest dla nas najwspanialszym prezentem na nadchodzące święta Bożego Narodzenia i na całe życie. Nie wyobrażamy już sobie życia bez niej. Bycie mamą to wyjątkowa rola. Dziecko staje się oczkiem głowie. Marzenia młodej mamy również dotyczą bardziej dziecka niż jej samej. Marzę, by Zosia była zdrowa i szczęśliwa, żeby poznawała świat, ludzi i Boga z radością. I żebyśmy my mogli odkrywać świat z nią na nowo. Oczekiwanie na dziecko, ciąża, macierzyństwo na pewno nauczyły mnie pokory i łagodności. No i dopiero teraz w pełni doceniłam rolę mojej mamy, jej poświęcenie wiele lat temu dla mnie i mojego brata.
A teraz Wasze pierwsze wspólne święta Bożego Narodzenia…
Każdego roku na początku wieczerzy wigilijnej mój ukochany dziadek Kazik, który odszedł od nas we wrześniu tego roku, zawsze powtarzał: „Oby do przyszłego roku nikogo z nas nie ubyło, a przybyło”. I tak miejsce świętej pamięci dziadka przy stole wigilijnym zajmie nasza Zosia, która na drugie imię ma Rita.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |