– To była i jest nadal straszna trauma dla tej społeczności – mówił Antoni Kroh.
Ja po studiach etnograficznych o Łemkach nie wiedziałem nic. Nawet pół godziny w ciągu pięciu lat studiów im nie poświęcono. Można w Polsce żyć i nie mieć pojęcia o traumie, jaką przeżyła i nadal przeżywa ta społeczność – mówił Antoni Kroh podczas otwarcia wystawy fotograficznej o Łemkach w Muzeum Śląska Opolskiego. Antoni Kroh jest etnografem, pisarzem oraz tłumaczem literatury czeskiej i słowackiej (tłumaczył m.in. „Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej”). Jego ostatnia, wysoko oceniana i nagradzana książka „Za tamtą górą” opowiada o Łemkach i ich losach.
– Uważam się za dłużnika Łemków. Spłacam dług wdzięczności wobec nich. Gdybyśmy tu dzisiaj mieli tyle jajecznicy i nalewek, którymi częstowali mnie Wasyl Sowa i Tytus Wenhrynowicz z Krynicy, to bardzo wesoło by było – mówił Antoni Kroh w opolskim muzeum.
Watra na Czużyni
Łemkowie to grupa etniczna zamieszkująca Karpaty Wschodnie (w Polsce, Ukrainie, Słowacji), a także na Węgrzech i w Serbii. O ich pochodzenie i etniczne afiliacje uczeni spierają się do dziś. Sprawa jest skomplikowana i wyjaśnianie jej tutaj nie jest możliwe. Dość powiedzieć, że w Polsce jedni Łemkowie – uznawani za mniejszość etniczną (w ostatnim spisie zadeklarowało ją ok. 10 tys. osób) – czują się odrębnym narodem, czyli rusińskimi Łemkami, a inni Łemkami-Ukraińcami.
Najbardziej znani w Polsce Łemkowie to wybitni artyści malarze: Nikifor i Jerzy Nowosielski. Światową sławę zyskał inny Łemko, urodzony w Stanach Zjednoczonych Andy Warhol, wybitny przedstawiciel pop-artu. Przed II wojną światową liczebność Łemków w Polsce oceniano na 100–150 tys. Wielką traumą historyczną była dla nich eksterminacja łemkowskiej elity intelektualnej w czasie I wojny światowej w obozie Thalerhof (Austria). W 1947 r. w ramach akcji „Wisła” Łemkowie zostali wysiedleni z Łemkowszczyzny – obejmującej Bieszczady, Beskid Niski, Beskid Sądecki i Pieniny – na tereny zachodniej i północnej Polski.
– Spotkałem kiedyś dwóch młodych turystów z plecakami w dawnej łemkowskiej wsi Florynka k. Grybowa. Pytam ich, skąd są, a oni odpowiadają, że z Florynki. I powtórzyli to parę razy, ale pierwszy raz w życiu byli we Florynce. Przyjechali z Wrocławia, gdzie się urodzili, żeby szukać we Florynce, która chyża (zagroda) jest ich – opowiadał Antoni Kroh.
„Wisła” dalej płynie
Pisarz krytycznie odnosił się do faktu, że z okazji 70. rocznicy akcji „Wisła” nie odbyły się żadne uroczystości państwowe.
– Jeżeli ponad sto tysięcy obywateli bez jakichkolwiek racji zostaje przesiedlonych, to jest to straszna krzywda. Niestety, to tragiczne wydarzenie nie ma w Polsce odpowiedniej rangi. Nie możemy się teraz tłumaczyć ani Bierutem, ani Stalinem. Przemilczanie tutaj nic nie da. Rodzi się czwarte pokolenie na wygnaniu, a „Watra”, czyli zlot Łemków w dolnośląskim Michałowie, ciągle się nazywa „Watra na Czużyni”, czyli na obczyźnie – mówił. – Akcja „Wisła” nie weszła do świadomości społeczeństwa. A powinna być tam tak samo jak Cud nad Wisłą, Westerplatte, powstanie warszawskie czy powstanie w getcie. To była straszna krzywda i trauma. Tej rany nie da się zapomnieć – podkreślał A. Kroh.
Tylko niewielka część – ocenia się, że ok. 10 procent – wysiedlonej społeczności łemkowskiej wróciła po 1956 r., po tzw. odwilży gomułkowskiej, w rodzinne strony – na Łemkowszczyznę. Strach tkwił w nich długo, w niektórych do dziś. – W 1947 r. moja babcia i dziadek musieli wyjechać na Pomorze z Wetliny. Moje panieńskie nazwisko jest typowo łemkowskie: Boburczak. Ale babcia niewiele mówi o tym wszystkim – mówi Kamila Figura, mieszkanka Opola.
Do zamkniętej z powodu obaw społeczności udało się Antoniemu Krohowi dotrzeć dzięki artykułowi, w którym napisał o Łemkach, że: „Kto by im chciał odprawić ostatnią panichidę (nabożeństwo żałobne w obrządku wschodnim – przyp. ak), musi jeszcze długo czekać”. Wtedy przyszedł do niego Łemko Wasyl Sowa. I tak zaczęła się znajomość, pogłębiana przez dziesiątki lat spotkaniami prywatnymi, uczestnictwem w festiwalach i watrach łemkowskich. – Ani razu nie doznałem od nich afrontu typu: czego ty, Polaku, tutaj szukasz? Mnie po prostu przyjęto jako Antka, którego to obchodzi, który jest głupi, ale słucha uważnie i jest „uczliwy”. Ja chciałem pojąć ich traumę. To była dla mnie niezapomniana lekcja historii i stosunków międzyludzkich – wspominał Antoni Kroh.
Na otwarciu wystawy i promocji książki „Za tamtą górą” była także grupa Łemków. – Najgorsze, co nam grozi, to wynarodowienie – mówił Andrzej Kopcza z Wrocławia, prezes Stowarzyszenia Łemków
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |