Ufaj, córko!

O tym, czego się uczy, patrząc prosto w oczy modlitewnego cudu i o wskrzeszeniu dwóch osób – dziecka i mamy – opowiada Aneta Szamańska.

Ks. Marcin Siewruk: 16 czerwca 2017 roku stracili Państwo dziecko przez poronienie.

Aneta Szamańska: Po 10 tygodniach radości moje serce stanęło w ogromie bólu, pustki i poczucia osamotnienia. Stanęło w totalnej ciszy, w jakiej zamknął mnie Bóg. Z Jego ust nie padło ani jedno słowo. Później miałam się przekonać, że w tej ciszy Bóg mówił najgłośniej. Nie znajdując ukojenia w modlitwie, nie chciałam trwać w ciszy ofiarowanej mi przez Pana. Na YouTubie, włączając pierwsze lepsze nagranie, trafiłam na konferencję o. Adama Szustaka i usłyszałam słowa: „Ufaj, córko! Pan nieba obdarzy cię radością w miejsce twego smutku. Ufaj, córko!”. Moje serce drgnęło. Wiedziałam, że to obietnica. Chwyciłam się tych słów i to one przeprowadziły mnie przez czas oczekiwania na pogrzeb córeczki, potem przez ceremonię oraz okres żałoby, aż do 20 listopada 2017 roku. Powiedzieć jednak, że ufałam Bogu w 100 procentach,to byłoby kłamstwo. Zawsze miałam skłonności do tłumaczenia sobie wszystkiego jako przypadku. Byłam przekonana, że nie jestem godna doświadczyć żadnego cudu, że Bóg wysłuchuje modlitw naprawdę zasłużonych ludzi.

Co takiego wydarzyło się 20 listopada?

Bóg spełnił swoją obietnicę, znowu byłam w ciąży. Jednak tym razem nie dałam się porwać emocjom, niczego nie planowałam. Modliłam się o życie dla naszego dziecka. Mniej więcej w tym samym czasie zaczęłam chodzić na spotkania modlitewne wspólnoty charyzmatycznej, o której opowiadała mi koleżanka Kamila. Nie byłam jednak do końca przekonana. Lubię trwać w konkretnych strukturach i podchodzę do wiary bardzo rzeczowo. Modlitwa charyzmatyczna była dla mnie gadaniną, ja chciałam być konkretna, zwięzła. Nie miałam ochoty mówić do Boga godzinami wciąż o tym samym. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, że można modlić się, uwielbiając Jezusa, i pozostawać bardzo konkretnym. Bóg postawił na mojej drodze Damiana Stayna.

Czy czuła się Pani poruszona przepowiadaniem angielskiego charyzmatyka ze wspólnoty Cor et Lumen Christi?

Damian mówił przede wszystkim, czym jest wspólnota, oraz tłumaczył, jak się modlić. Zadał bardzo ważne pytanie: „Jesteście dziećmi Boga, czy macie zatem odwagę prosić Go o rzeczy wielkie?”. Pamiętam dokładnie, że w mojej głowie zrodziła się odpowiedź: „Proszę przecież o zdrowie, opiekę i tyle razy doświadczyłam Jego działania. Jak mam prosić o więcej? O co?”. Wtedy Kamila powiedziała, że chciałaby wskrzeszać umarłych albo przynajmniej zobaczyć wskrzeszenie. I właśnie o to chodziło Damianowi, o takiej odpowiedzi myślał, zadając nam pytanie.

Czy pamięta Pani atmosferę tamtego spotkania modlitewnego?

Podczas głębokiej modlitwy Damian powiedział: „O cokolwiek dzisiaj poprosisz, pomyśl, czy jesteś gotowy to otrzymać? Bóg dzisiaj da to Tobie”. Pytanie padło chyba pięciokrotnie, a mnie po plecach przebiegł dreszcz. Wiedziałam, że Bóg rzeczywiście wysłuchał naszych modlitw. Już wieczorem przekonałam się jak bardzo.

Czy wydarzyło się coś niepokojącego?

Po powrocie do domu, ok. godz. 22, poczułam, że krwawię. Nie było to plamienie, ale krwotok. Mąż zawiózł mnie do szpitala. Czekając na lekarza, czułam, jak odchodzi maleńkie życie. Nie byłam w stanie powstrzymać łez. Rozpoczęło się badanie, lekarz stwierdził, że jest źle, że „nic z tego nie będzie”. Chcąc przyśpieszyć urodzenie martwego płodu, mocno uciskał mój brzuch. Nic jednak się nie działo. Nie potrafiłam się modlić. Pragnęłam tylko, aby wszystko jak najszybciej się skończyło. Ginekolog zdecydował się na badanie USG, aby potwierdzić poronienie. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy zobaczyliśmy, że płód trwa w macicy w stanie nienaruszonym! Po przewiezieniu na salę chorych poprosiłam Kamilę w SMS-ie o modlitwę o cud. Nie wiedziałam wtedy, że rozesłała tę prośbę do wszystkich ze wspólnoty. Informacja trafiła również do Damiana Steyna. Wszyscy tego wieczoru modlili się o życie mojej kruszynki. W szpitalu, przez telefon, wysłuchałam Mszy św. odprawionej w Głogowie i modlitwy wstawienniczej prowadzonej przez Damiana. Dawało mi to ukojenie, poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Z mojej strony nie była to jednak modlitwa, ale trwanie w zasłuchaniu. Kolejnego dnia badanie poziomu hormonu HCG i USG potwierdziły, że płód żyje i rozwija się. Cieszyłam się jak dziecko. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że jest to owoc modlitwy tylu osób.

Czy dalsza faza ciąży przebiegała już bezproblemowo?

Miałam taki plan, Bóg jednak chciał inaczej. Już 11 grudnia zaczęło się kolejne plamienie. Znowu badania i prośba o modlitwę. Cała ciąża przebiegała jak sinusoida – chwile dobrego samopoczucia pomieszane z momentami załamania. W lutym dowiedziałam się, że mam toksoplazmozę. W czerwcu wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, gdy okazało się, że córeczka waży 2 kg i jest bezpieczna. Nadszedł 3 lipca, nasza dziecina, Oriana, urodziła się. Wprawdzie 3 tygodnie przed terminem, ale była cała i zdrowa.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg