Plac przed świetlicą na jeden weekend w roku zamienia się w plenerową kuźnię. Kilkunastu kowali rozpala swoje paleniska, ustawia kowadła i bije w metal, aż iskry lecą spod młotów.
Zjechali się z całego kraju do Węgorzewa Koszalińskiego, żeby przekonywać, iż kowalskie tradycje nie odeszły w niepamięć.
Przystanek Kuźnia
– To raczej wąskie środowisko, nie ma nas tak wielu jak adwokatów czy farmaceutów. Kowal to obecnie rzadko spotykany widok, więc zobaczenie go przy pracy to okazja – przyznaje Aleksander Czernecki, artysta kowal, pomysłodawca i główny organizator wydarzenia, na które zwołał swoich kolegów po fachu. Pomogły środki z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich oraz zaprzyjaźnione Stowarzyszenie Refugium i węgorzewskie sołectwo.
Kowala w Węgorzewie wymarzył sobie sołtys. A. Czerneckiego spotkał przypadkiem w Koszalinie, na jarmarku. Od słowa do słowa, znalazł dla niego we wsi kawałek ziemi. Na razie biegają tam konie, ale w przyszłości stanie kuźnia. – Kiedyś była kuźnia w Węgorzewie, na wjeździe od Sianowa. Mieliśmy też swojego kowala. A zaraz po wojnie, od czerwca do października 1945 r., był tu szwadron ułanów Warszawskiej Brygady Kawalerii. Większość żołnierzy była zza rzeki Bug. Kiedy szwadron rozformowano, 13 z nich postanowiło tu się osiedlić. Oni też nadawali pewien charakter temu miejscu. Mamy więc tradycje, które warto przywoływać – opowiada Piotr Kłobuch.
Węgorzewski sołtys jest człowiekiem z pasją i takimi ludźmi lubi się otaczać. Gdy w ubiegłym roku narodził się pomysł, by na pomorską wieś zaprosić innych pasjonatów wymierającego rzemiosła, szczerze się ucieszył. – W innych częściach Polski można spotkać kowali częściej, u nas w regionie to właściwie niemożliwe. Stąd pomysł na ten plener – mówi pan Piotr.
Z duszą i ciałem
Lech Trawicki podsypuje węgla i wkłada sztabę do paleniska. Uderzając młotem rozgrzane do 1000 stopni Celsjusza żelazo, zaczyna nadawać mu kształt. – Ja bardziej muzealnikiem niż kowalem jestem – mówi skromnie, finezyjnie rozmazując ciemne smugi po twarzy. Lekko nie jest. – Podczas studiów na archeologii zajmowałem się narzędziami stalowymi do obróbki drewna. Odwiedzałem wówczas kowali, ale nie przypuszczałem, że po ćwierćwieczu sam skończę w kuźni – dodaje ze śmiechem.
Ścieżki zawodowe zaprowadziły go do oliwskiej Kuźni Wodnej. – Niektórzy twierdzą, że kowalskie rzemiosło już umarło. My teraz staramy się je wskrzesić. Takich kowali, którzy mają za sobą rodzinne tradycje, jest dzisiaj niewielu. Można im tylko pozazdrościć, bo wpisują się tysiącletnią tradycję. Tu niewiele się zmienia. Można wyłączyć nadmuch i ten wielki miech zabytkowy z powodzeniem go zastąpi. Są coraz lepsze narzędzia, młotki resorowe, ale tak naprawdę technologia jest ta sama – uśmiecha się. Co trzeba mieć, żeby być kowalem? – Wiele cierpliwości. To powtarzalność czynności, nudnych i długoterminowych. Te proste z pozoru zabiegi wymagają nauki i doświadczenia. Potrzeba jakieś… 10 tys. godzin praktyki. Ja jestem na początku drogi – odpowiada.
– To taki zawód, w którym nie ma ściemniania. Nie da się iść na łatwiznę. Trzeba dać całego siebie z duszą i ciałem, żeby coś powstało – potwierdza A. Czernecki. Drobne odstępstwo od zasad sztuki może zniweczyć kilka godzin włożonej wcześniej pracy. – Zmiennych jest sporo, ale można się tego nauczyć – mówi Oskar Jakubowski. Po pięciu latach jest już w stanie zmusić metal do współpracy. – To taka trochę plastelina. Trzeba tylko pamiętać, że bardzo gorąca – śmieje się, wykuwając kolejny element do powstającej wspólnym wysiłkiem pracy. To kowalski wkład w uczczenie 100. rocznicy odzyskania niepodległości.
Dla pana Oskara kowalstwo to hobby. – Z racji stacjonarnego charakteru pracy w biurze zapragnąłem wysiłku fizycznego. Trafiłem do kuźni. Na szczęście kowal przyjął mnie do terminu – śmieje się i dodaje: − To supersprawa – samemu nadawać kształt kawałkowi metalu, widzieć, jak spod młotka wychodzi coś ładnego, użytecznego. Świadomość, że samodzielnie to się zrobiło, jest niesamowita.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.