O czasie „wysokiej jakości”, momentach mocy, pakowaniu walizki i promieniowaniu ojcostwa mówi Krzysztof Wnęk z Nowego Sącza, szczęśliwy mąż i tato trzech synów, pomysłodawca kampanii społecznej zachęcającej ojców, by wzięli wolne i spędzili aktywnie czas z dzieckiem.
Beata Malec-Suwara: Wymyślił Pan kampanię społeczną, która miała przekonać ojców, by wzięli wolne i po prostu spędzili czas z dzieckiem. Skąd taki pomysł?
Krzysztof Wnęk: Przez kilka lat pracowaliśmy oboje z żoną etatowo w dużych firmach, w dużym mieście i wiemy, jak wygląda życie codzienne „na etacie”. Oczywiście w małym mieście wcale nie jest łatwiej, kiedy widzimy, co się dzieje i jaki jest kierunek zmian, które następują. W takim kieracie łatwo się pogubić. Często ojcowie uciekają w pracę przed obowiązkami domowymi, bo traktują je właśnie jako obowiązki, a nie jako przywileje. Do tego otaczająca nas rzeczywistość nie pomaga. Z jednej strony mamy kapitalizm, momentami bezlitosny, wymagający naszego zaangażowania, działania i czasu, trudno jest więc zachować balans pomiędzy życiem prywatnym a pracą. Z drugiej strony laicyzacja świata – Bóg w nierzadkich przypadkach został odstawiony na półkę z mitami, co sprawia, że wartości bardzo się pomieszały i dochodzi do próby przekształcenia norm, a to wszystko prowadzi w bardzo złym i niebezpiecznym kierunku. Chcieliśmy więc zrobić coś, co sprawi, że ten świat będzie każdego dnia choć odrobinę lepszy. I tak pewnego dnia z Piotrem Piwowarem, przyjacielem, z którym współpracuję, stwierdziliśmy, że zrobimy kampanię, która będzie inspirować ojców, przebudzi ich do tego, by nie dali się odstawiać na boczny tor, lecz by się aktywnie angażowali w wychowanie dzieci.
Spot, jaki przygotowaliście, pokazuje, że na pozór drobne sprawy, jak wspólne lepienie z tatą rekina z plasteliny czy oglądanie gwiazd, pamięta się bardzo długo, a jedno wyjście na łyżwy potrafi po kilkudziesięciu latach dać nadzieję. Jest jak światło w ciemnej studni.
Chcieliśmy w ten sposób zwrócić uwagę ojcom, co jest naszym najważniejszym zadaniem. Nie chodzi o to, żeby zostawić dzieciom po sobie milion złotych, ale narzędzia, które sprawią, że bez względu na to, co je spotka, one w życiu sobie poradzą. Chwilę temu zrobiliśmy pilotaż warsztatów dla ojców z dziećmi pod nazwą MegaTato. Pojechaliśmy w miejsce zupełnie odcięte od cywilizacji, a więc takie, w które żeby dojść, trzeba się trochę pogimnastykować. Założyliśmy, że telefonów nie używamy. Nie było tam prądu, więc wszystkie rzeczy organizowaliśmy sami. Był też czas, kiedy dzieci bawiły się wspólnie, i czas warsztatów dla ojców. Kiedy dzieci szły spać, nam robiła się grupa terapeutyczna, gdzie był czas wymiany poglądów. Był to niezwykle cenny wyjazd, choć robiliśmy proste rzeczy. Masa ojców ma te same problemy co my, więc warto się wymieniać doświadczeniami.
A co radziliście ojcom, którzy nie mogli wziąć wolnego w Dniu Dziecka?
Dzień Dziecka jest tylko symbolem. On może być w sobotę, niedzielę, nie ma znaczenia kiedy. Nie ma fajniejszego dnia dziecka niż niedziela spędzona gdzieś na wyjeździe. Ważne, by był to czas jeden na jeden – tato i ja, tzw. czas wysokiej jakości. Wtedy trzeba wejść do świata dziecka, być z nim. Na tym polega budowanie wspomnień. Relacje budują się w tzw. międzyczasie, warto więc pomyśleć o takich chwilach jak wyjazd z dzieckiem na trening i dobrze wykorzystać czas w samochodzie, a nie siedzieć z włączonym audiobookiem. Choć i dobry audiobook może być tematem do przegadania, byleby był włączony po to, by pewne kwestie omówić. To może być 10 minut w ciągu dnia. Dla 3-letniego dziecka nie jest to jeszcze takie ważne, ono bardziej chce się pochwalić swoimi umiejętnościami, ale po 7. roku życia już rola ojca robi się wyjątkowa. Są też chwile, które ja nazywam ojcowskimi momentami mocy, czasem inicjacji, a więc te, w których ojciec pomaga dziecku wykonać np. pierwszy skok z huśtawki czy nauczyć je jeździć na rowerze. Pamiętam, przegapiłem jeden z momentów mocy u młodszego syna. Zbierałem się kilka dni, żeby mu przygotować rower, żeby zaczął jeździć bez wspomagania. Tymczasem nasz sąsiad, starszy pan, zobaczył, że on już nieźle śmiga i bez żadnego gadania wziął i odkręcił mu boczne kółka. Byłem wściekły na siebie, że ja ten moment mocy straciłem, że to nie była moja zasługa. Na momenty mocy trzeba mieć czas.
Stawiamy na rodzinę, więc dlaczego tyle akcji skierowanych jest tylko do ojców?
Ponieważ sam jestem ojcem i widzę, czego brakuje. Ogromnym deficytem naszych czasów jest relacja między ojcem a dzieckiem. Jeżeli nie wypracuje się relacji z synem do ok. 6.–7. roku życia i chce się być ojcem, kiedy chłopak zaczyna dorastać, to zaczyna się niezła jazda. Bunt nastolatka zderzony z oczekiwaniem, że będzie posłuszny, sprawia, że regularnie iskrzy i łatwo się wtedy zniechęcić do ojcostwa, odpuścić, powiedzieć: „Idź, synu, życie ci to zweryfikuje”. Tak zamyka się okno dialogu i otworzy się, śmiem twierdzić, dopiero, kiedy syn będzie miał ok. 30 lat, kiedy przyjdzie moment refleksji. Pytanie: czy warto czekać? Poza tym bycie rodzicem powinno być frajdą i sprawiać radość; czymś, co pozwala się nam rozwijać. Warto tego szukać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |