Z roku na rok wzrasta liczba osób żyjących w związkach niesakramentalnych. To naglący problem duszpasterski.
Według danych GUS w 2015 r. było 67,3 tys. rozwodów, tj. 35,6 proc. (z liczby nowo zawartych małżeństw). Przyczynami rozpadu małżeństw według tych samych badań były: zdrada – 14 proc., niezgodność charakteru – 13 proc., nadużywanie alkoholu – 12 proc., problemy finansowe – 6 proc., naganny stosunek do członków rodziny – 4 proc., inne – 2 proc. Konsekwentnie wzrasta też liczba osób żyjących w związkach niesakramentalnych z racji przeszkody węzła małżeńskiego. Do tego trzeba dodać również coraz większą liczbę związków niesakramentalnych po ślubie cywilnym czy bez jakichkolwiek formalnych zobowiązań mimo braku przeszkód do zawarcia sakramentu małżeństwa.
Bóg nie ma względu na osoby
Wiele z osób z nieregularną sytuacją życiową ma luźny kontakt z Kościołem i przeżywa głęboki kryzys duchowy: niektórzy w ogóle nie praktykują wiary, inni robią to tylko okazjonalnie. Często taka obojętność religijna cechowała tych ludzi już wcześniej, ale są i tacy, którzy zerwali więzi z Bogiem i Kościołem, bo poczuli się z wyłączeni, odrzuceni przez sytuację, w jakiej się znaleźli. Boleśnie przeżywają to, że nie mogą otrzymać rozgrzeszenia i przystąpić do Komunii św. To powoduje, że nie potrafią odnaleźć się w zaistniałej sytuacji, a w swoim otoczeniu nie znajdują nikogo, kto pomógłby im w jej rozeznaniu i wskazał sensowność dalszego uczestnictwa w życiu Kościoła i praktykowania wiary. Tylko niewielka część podejmuje wysiłek, aby mimo doświadczanych ograniczeń i bolesnych zranień nie rezygnować z troski o swoje życie duchowe. Niejednokrotnie z godnym podziwu uporem szukają pomocy i wsparcia. Na ich przykładzie, co pokazuje świadectwo Grażyny i Wojciecha, możemy zobaczyć, że także w naszych czasach Bóg nie ma względu na osoby i choć po ludzku trudno znaleźć sensowne rozwiązanie, to On obdarza łaską miłosierdzia, potwierdzając, że jest nadzieja.
Podpowiedzi
Wskazane powyżej problemy zostały zauważone w diecezji tarnowskiej, czego dowodem są organizowane od wielu lat rekolekcje czy dni skupienia dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Są one okazją, aby oprócz treści związanych z duchowością małżeńską wskazać konkretne podpowiedzi rozwiązania zaistniałej sytuacji. Ponadto indywidualnie wielu księży w kancelarii czy podczas kolędy podejmuje starania, aby pomóc takim osobom. Jakiś procent znajduje rozwiązanie swojej sytuacji w ramach procesu kanoniczego, otrzymując stwierdzenie nieważności wcześniejszego związku, a tym samym zdobywając możliwość całościowego uporządkowania swojej sytuacji duchowej. Niemniej wszystkie te działania wobec skali zjawiska są jak kropla w morzu potrzeb. Cały czas większość albo czuje się zagubiona, albo, mówiąc kolokwialnie, „odpuściła” sobie troskę o zbawienie. I to stanowi wielkie wyzwanie dla całej wspólnoty Kościoła, aby pozostać wiernym Jezusowi, który przyszedł, by ocalić to, co zginęło (por. Mt 18,11).
Pomóc lepiej żyć i rozeznać swoje miejsce w Kościele
ks. Adam Nita członek Komisji Małżeństw i Rodzin V Synodu Diecezji Tarnowskiej:
– Pierwszą drogą, którą winien kroczyć Kościół w wypełnianiu swojego posłannictwa, jest człowiek, również ten, który znajduje się na peryferiach. Taką drogę Kościołowi wskazuje sam Pan Jezus, dla którego każdy był jedyny i godny zbawienia: celnik Mateusz; Zacheusz, który wyszedł na sykomorę; kobieta, którą pochwycono na cudzołóstwie; Samarytanka, która miała pięciu mężów; łotr, który w ostatniej chwili życia z wysokości krzyża prosił o miłosierdzie. Nie miało to nic wspólnego z przemilczaniem grzechu. Wręcz odwrotnie – Jezus z mocą podkreślał: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,32). Kościół, idąc tą drogą wskazaną przez Jezusa, ufa, że nawet ci, „którzy oddalili się od przykazania Pańskiego i do tej pory żyją w takim stanie, mogą otrzymać od Boga łaskę nawrócenia i zbawienia, jeżeli wytrwają w modlitwie, pokucie i miłości” (Familiaris consortio 84). Dlatego nieustannie stawia sobie zadanie, aby towarzyszyć im z cierpliwością i delikatnością, pomagając w znalezieniu właściwego sposobu uczestnictwa we wspólnocie kościelnej (Amoris Laetitia 295, 297). Wyraża się to przez postawę przyjęcia, towarzyszenia, rozeznawania oraz integrowania – jak podkreślają biskupi polscy w „Wytycznych pastoralnych do adhortacji Amoris Laetitia KEP”.
Takie podejście dotyczy wszystkich małżeństw i rodzin. Punktem wyjścia działań duszpasterskich powinno być szczere pragnienie, aby pomóc im żyć lepiej i rozpoznać swoje miejsce w Kościele” (AL 312). Ważne w tym względzie jest „prawo stopniowości”, które zakłada, że człowiek „poznaje, miłuje i czyni dobro moralne, odpowiednio do etapów swego rozwoju” (FC 34, AL 295). To wymaga długotrwałego towarzyszenia osobom żyjącym w związkach niesakramentalnych. Wskazywania różnych form ich obecności we wspólnocie Kościoła, w zależności do etapu rozwoju, na jakim się znajdują, łącznie z możliwością uczestniczenia w życiu sakramentalnym pod określonymi warunkami (FC 84). Przed V Synodem Diecezji Tarnowskiej stoi wielkie zadanie wypracowania instrumentów duszpasterskich, które pomogą w integracji osobom żyjącym na peryferiach, zgodnie z przesłaniem, iż „dzisiaj bardziej istotny niż duszpasterstwo niepowodzeń jest wysiłek duszpasterski na rzecz umocnienia małżeństw i w ten sposób zapobieżenia rozpadom” (AL 307).
Bóg prowadzi nas prosto krętymi drogami
Grażyna i Wojciech Zakrzewscy
– Mieszkamy w Tarnowie i od 8 lat jesteśmy „niesakramentalni”. Nasze sakramentalne związki były traumą, przez którą trzeba było przejść dla rodziny i dla dzieci. „Kto chce być moim uczniem, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje”. Ciężar krzyża mocno przygniatał do ziemi. Bolało. Decyzję o odejściu podjęłam po 35 latach małżeństwa, a Wojtek po 37. Desperacja i determinacja. Oboje byliśmy już w wieku mocno dojrzałym, ale to było bez znaczenia. W naszym związku są miłość, zaufanie i wsparcie w każdej trudnej sytuacji. Jesteśmy „niesakramentalni”, jednak paradoksalnie w naszym życiu jest teraz więcej Boga niż przedtem. Na początku dosłownie uczyłam Wojtka zapomnianego przez lata pacierza, po raz pierwszy zaprowadziłam go na Gorzkie Żale. Wiara wygasała w nim z powodu buntu. Marzył przecież, że będzie miał wspaniałą rodzinę. Nie udało się. Obwiniał Boga. Teraz czasem mówi, że jestem dla niego aniołem stróżem. Może Bóg w dobroci swojej postanowił, że on jest potrzebny mnie, a ja jemu do zbawienia?
Znajomy zakonnik ojciec Wiesław, przyjaciel znający naszą historię, powiedział kiedyś: „Bóg prowadzi was prosto krętymi drogami”. Od początku uczestniczymy w spotkaniach duszpasterstwa niesakramentalnych, rekolekcjach i dniach skupienia. Nie dla formy, ale z potrzeby serca. Spotykamy się z parami małżeńskimi przeżywającymi podobne dylematy. Umacniamy się nawzajem w nadziei. Nauczyliśmy się ufać Bogu. Odczuwamy Jego bliskość i miłość. Czyż nie dla takich jak my przyszedł na ten świat? Czyż nie On, jak biblijny pasterz dotąd szuka zagubionej owcy, aż ją znajdzie? I cieszy się. To budzi radość i nadzieję, że nie jesteśmy na marginesie Kościoła. Czasem tylko zaboli serce i łzami zwilgotnieją oczy, kiedy wierni przyjmują Ciało Chrystusa, a my zostajemy w ławce. Z tym najtrudniej się pogodzić. Spotykamy się więc w duchowej Komunii św. Zapraszamy Go do swojego serca, a On przychodzi. Jest naszą mocą, nadzieją i wytrwaniem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |