Arturku, ratuj!

Kiedy kończyli studia ogrodnicze, Agata napisała pracę o produkcji drzewek jabłoni odmian Gloster i Elstar. Artur – identyczną, ale o gruszach. Potem w ich domu pojawiły się Oliwia, Jagoda, Kalina, Jaśmina, Malwina oraz Mikołaj i Michał. Dziś specjaliści od drzewek i innych roślin opiekują się… DRWaL-em.

– Bardzo mi zapadła w serce nauka ks. Franciszka Blachnickiego – opowiada Agata. – Staraliśmy się wychowywać dzieci tak, jak mówił – żeby od najmłodszych lat czuły potrzebę bycia we wspólnocie. Pewnie, że ponosimy porażki, ale mamy i małe sukcesy: Mikołaj jest lektorem, Kalinka jest w Dzieciach Bożych, najmłodsze skończyły ochronkę u sióstr w Wilamowicach, wszystkie jeździły z nami na rekolekcje; każde ma swoje pasje, które staramy się w nich rozwijać.

Nie zakładali, że będą mieć tak liczną rodzinę. Oboje pochodzą z rodzin dwa plus dwa. – Skąd związane z ogrodnictwem imiona dziewczynek? To taki nasz domowy humor. Ale chłopcom oszczędziliśmy imion typu Narcyz. Ich imiona wiążą się z ważnym dla nas postaciami i datami – uśmiechają się Markowscy.

Jezus pyta

Wzrastali w Domowym Kościele, ale kiedy zaczęła chorować Malwinka i kiedy musieli się zająć kupionym w Wilamowicach domem i gospodarstwem rolnym, mieli problemy z większym zaangażowaniem w oazę rodzin.

Zobowiązanie oazowych małżonków do corocznych rekolekcji postanowili realizować w inny sposób – zapisali się na seminarium Odnowy w Duchu Świętym, prowadzone w pallotyńskiej parafii w Bielsku-Białej przez ks. Piotra Marka. Do modlitwy wstawienniczej, która była częścią seminarium, postanowili podejść razem. To wtedy usłyszeli od księdza, że Pan Jezus pyta, czy może ich o coś poprosić. – To był apel o to, żebyśmy wyszli do małżeństw borykających się z różnego rodzaju trudnościami. Nie wiedzieliśmy wtedy, o co chodzi – mówi Agata. – Niedługo potem zostaliśmy zaproszeni do DRWaL-a. Kiedy Bieliccy zaproponowali nam, żebyśmy zajęli się organizacją tego wydarzenia, nie mieliśmy na to żadnego pomysłu. Na początku spotkania miały charakter integracyjny. Włączaliśmy w nie cały rok liturgiczny przeżywany w rodzinie – od przygotowań do Wielkanocy w Wielkim Poście, do Bożego Narodzenia w Adwencie, przez okres zwykły. Aż trafiłam na konferencję poświęconą świętości życia ks. Blachnickiego. Zastanawiałam się, ile można z niego „wciągnąć” do formacji DRWaL-a... Ostatecznie tą drogą poszliśmy. Postawiliśmy na Mszę św., wspólnotową agapę, formację i modlitwę. Od ubiegłego roku Marta i Arek Franczakowie, rodzice czwórki dzieci, prowadzą dla nas zajęcia na temat komunikacji w małżeństwie. W tym roku również będziemy je kontynuować.

Normalni

– Spotykamy się, żeby zobaczyć, że nie jesteśmy nienormalni, bo często tak są postrzegane rodziny wielodzietne – podkreśla Artur. – W parku łatwiej ludziom zaakceptować panią idącą z siedmioma pieskami niż z siódemką dzieci. Nie jest to otwarta wrogość, ale nieraz my i inne DRWaL-owe rodziny napotykamy spojrzenia politowania. Kiedy widujemy się w podobnym sobie gronie i rozmawiamy o naszych sprawach, zauważamy, że niekoniecznie jesteśmy „kosmitami”. Spotykamy się, kiedy to tylko możliwe. Ktoś może pomóc, bo prowadzi warsztat samochodowy, ktoś ma do odstąpienia ubrania dla dzieci, zabawki, różnoraki sprzęt. Wspieramy się.

Markowscy dzielą się z rodzinami także swoją pasją, jaką stało się ich gospodarstwo ze stadkiem kóz. Artur wciąż pracuje zawodowo, ale gospodarstwo pochłania także sporo czasu.

– Zaczęło się od tego, że wszystkie nasze dzieci są uczulone na białko krowie – opowiadają. – Dlatego też zawsze kupowaliśmy dla nich mleko kozie. Kiedy gospodynie, które w Bielsku dostarczały nam mleko, zmarły, ich rodzina przekazała nam kozy. Mamy za sobą uczelnię rolniczą, więc nie byliśmy tak całkiem zieloni, wiedzieliśmy, gdzie szukać informacji.

– Kozy to bardzo wdzięczne stworzenia. Dużo się już nauczyliśmy, zebraliśmy sporo doświadczeń i wiążemy z nimi przyszłość.

Ma, co ma!

Nawet z pomocą programu 500+ niełatwo planować codzienne życie, ale pomagają im w tym odwaga w podejmowaniu wyzwań, ciężka praca i poczucie humoru. Mówią, że ich największą pasją są oni sami dla siebie. – Kiedy ktoś nas pyta, jak się organizujemy na co dzień, cytuję naszego oazowego przyjaciela: „Już na początku małżeństwa ustaliliśmy, że strategiczne decyzje podejmuję ja, a resztę żona. Od tamtego czasu nic ważnego się nie wydarzyło” – śmieje się Artur, a Agata rzuca: – Bo tak jest, że ja się o dobrego męża modliłam i go dostałam, a Artur się nie modlił i ma, co ma! – i dodaje: – Wiem, że zawsze mogę liczyć na męża, a moje „Arturku, ratuj”, przybiera już formę domowej anegdoty.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg