Mówią, że na pewno nie pracują z zegarkiem, tylko z młodym człowiekiem. A młodzi podsumowują: – Nieraz z naszymi nauczycielami jest łatwiej się dogadać niż z kolegami z klasy. A z panią Aldoną to nawet po niemiecku! – śmieją się licealistki: Ola Gworys i Marysia Franek.
Nauczycielski dyżur w czasie przerwy w Katolickim Liceum Ogólnokształcącym im. św. Melchiora Grodzieckiego w Cieszynie. Wokół pedagogów wianuszek uczniów. Jest czas, by pogadać o wszystkim. O nachodzących egzaminach, sprawdzianach i o tym, z czym sobie nie radzą. Ale nie tylko. Z polonistką Martą Nierodą na przykład o ostatnio przeczytanym kryminale skandynawskim. Albo powieści Stephena Kinga. Albo o ostatnim koncercie rockowym. Z Weroniką Dąbrowiecką nie tylko o geografii, ale i gotowaniu, i zdrowej diecie. Z Darią Kobielą o czasach Mieszka I i o fascynujących zakamarkach Śląska Cieszyńskiego z jej ukochanym Hażlachem na czele. Z Magdą Cyganek-Kolawą, anglistką, o najnowszych serialach na Netflixie czy topowych przebojach muzyki rozrywkowej. A kto ciekawy, nad którym beskidzkim szczytem najpiękniej w sobotę wschodziło słońce, idzie prosto do sekretariatu, gdzie odpowie mu Iwona Juzof.
Kiedy dzwonek wzywa na lekcje, nauka staje się tematem numer jeden. Ale tu znów nie ma schematu. Po lekcjach szkoła wcale nie pustoszeje. Nauczyciele jeszcze czekają na tych, którzy chcieliby z nimi porozmawiać. Na przykład w poniedziałki Beata Cendrzak i Zyta Soszka – na lekcjach budzące respekt, wymagające matematyczki – cierpliwie siadają na dwie, trzy godziny z tymi, którym ich przedmiot sprawia najwięcej trudności.
– Bardzo bałam się matematyki, kiedy tu przyszłam – opowiada Marta Wójcik, drugoklasistka. – Pierwszy semestr był najtrudniejszy, w drugim było lepiej. Teraz mam dwójkę, ale ta dwójka jest moim sukcesem, który zawdzięczam pani Cendrzak.
– Nie pracujemy tu z zegarkiem. Pracujemy z młodymi ludźmi – uśmiecha się Alina Prajzler, nauczycielka muzyki. A młodzi potrafią to docenić.
Nasza koncepcja
– Kiedy rodzic po raz pierwszy przychodzi do naszej szkoły, ma jedno oczekiwanie: żeby moje dziecko zdało maturę – mówi ks. Tomasz Sroka, dyrektor naczelny cieszyńskiego zespołu szkół katolickich. – Owszem – to jest jeden z najważniejszych celów każdego liceum. Ale nam bardziej zależy nie na mechanicznym wtłaczaniu wiedzy, „zaliczeniu egzaminów”, ale wychowaniu, pokazaniu młodym, że wiedza jest potrzebna. Nasza koncepcja jest taka: to nie ma być szkoła elitarna, ale taka, która każdemu daje szansę: przyjmuje najlepszych, i tych ze słabymi wynikami, tych z rodzin dobrze sytuowanych, i tych z różnymi problemami materialnymi i wychowawczymi. Bo ci najlepsi też często są pogubieni, osamotnieni, w depresji, po trudnych przejściach. Powinniśmy być środowiskiem, które integruje. Przyjmujemy uczniów także w trakcie roku szkolnego. Pytamy tylko, czy chcą u nas zostać. Nie tworzymy elitarnych klas, bo chcemy, żeby nasi uczniowie byli przygotowani do życia. A w nim nieraz będą musieli żyć i pracować z ludźmi odmiennymi od nich, czasem dalekich od jakiejkolwiek „elity”. My nie boimy się problemów. Są dla nas wyzwaniem. Ułudą byłoby myślenie, że szkoła katolicka to szkoła, w której wszyscy są grzeczni i ułożeni. To, co ma nas wyróżniać, to właśnie nauka umiejętności radzenia sobie z problemami.
Dyrektor cieszyńskich placówek zwraca uwagę na pomijany w rankingach szkół aspekt: – Ranking pokazuje tych uczniów, którzy zdobywają najwyższe oceny. Ale nie pokazuje, jak dzięki systematycznej pracy uczeń, który przyszedł z oceną niedostateczną czy dopuszczającą, wskakuje na stopień dostateczny. I to jest jego sukces, który jest i dla nas osiągnięciem. Takich mamy naprawdę wiele.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |