Trzy kobiety w różnym wieku opowiadają, co to znaczy być kobietą. Co sprawia, że mogą rozkwitnąć, i jaką rolę odgrywają w tym ich mężowie. Mówią też, co nadaje ich życiu sens.
Daniela Leśniewska
– Mimo moich 95 lat nie zapominam, że jestem kobietą. Lubię być ładnie ubrana, dobrze wyglądać, mieć zadbane włosy, ubierać się według mody, nie odstając od współczesności. A nawet podobają mi się mężczyźni… Ale z tego się nie spowiadam. Noszę stroje w kolorach umiarkowanych – beżach, szarościach, ale czasem wkładam bluzkę w kratkę i wtedy mi się wydaje, że tracę dziesięć lat. Tak naprawdę liczy się wygląd duszy. Ona jednak też się troszkę starzeje, bo te wszystkie fizyczne dolegliwości wpływają na to, że inaczej patrzy się na życie. Przede wszystkim doskwiera mi niemożność robienia tego, co by się chciało. Żyję aktualnymi wydarzeniami, czytam prasę i książki, ale powoli ciało przestaje mnie słuchać. Te niedostatki kompensuje mi miłość, jaką mam wokół siebie, sprawiająca, że nigdy nie czułam się ciężarem. Stale jest obok mnie córka, ale zaraz ze wzruszenia się rozpłaczę... Towarzyszy mi też jej mąż, wspaniały zięć Marian, który okazuje mi wiele serca, opieki, zrozumienia. Dużo rozmawiamy, bo oboje kochamy książki.
Mam dwunastu prawnuków, tylu co apostołów. Gdy tylko przyjeżdżają, proszą: „Babciu, opowiedz mi bajkę”. No to muszę je wymyślać, choć to trudne, bo nie chcą opowieści o Jasiu i Małgosi, ale o tym, co dzieje się w kosmosie.
Jestem otoczona kilkudziesięcioosobową rodziną i wciąż czuję, że moja miłość do niej się pomnaża. To uczucie, które wzrasta, gdy się je rozdaje. Oni wiedzą, że ich kocham i że nikt nie zostaje pominięty. Kobiety od moich czasów do współczesności bardzo się zmieniły. Przede wszystkim żyją szybciej. Mają inny styl, na przykład noszą stroje odsłaniające różne części ciała, uwydatniające jego kształty. Dawniej to było nie do pomyślenia, żeby wyjść na ulicę, jakby się było gołą, a teraz to normalne. Zanikło poczucie wstydu i wielu nie przestrzega zasad moralnych. Coraz częściej pary bez ślubu mieszkają razem i nie krępują się. To wynik wolności seksualnej, która okazuje się pseudowolnością. Niezależnie od epok kobiety powinny brać wzór z Matki Bożej, będącej uosobieniem wielkiej miłości, cierpliwości, zgody na cierpienie. To bardzo trudne, ale ma sens.
Lata lecą, ale uczucia się nie zmieniają. Kobieta zawsze pragnie od mężczyzny miłości i opieki. Takie oparcie dawał mi mąż Mirek. Dziś myślę, że może za mało mu tej miłości dawałam. Mogłam go bardziej kochać. A miłość się widzi, ona sama patrzy z oczu. Mąż okazywał mi ją na różne sposoby. Czuł, że kwiaty sprawiają mi radość, dlatego często kupował mi białe frezje. Tradycją było, że przynosił z łąki kaczeńce. Mówiłam wtedy: „Już wiosna!”. Bo patrząc na niego, czułam wiosnę w sercu.
W moim życiu stosuję radę pastora z czytanej w dzieciństwie książki „Pollyanna” Eleonor Porter. Po śmierci żony został sam z córeczką i nie stać go było, żeby jej coś kupić, a chciał jej coś zostawić w spadku. Dlatego wymyślił taką historię – jeśli spotka cię coś złego, to zawsze staraj się wyszukać w tym coś dobrego. Zapewniam, że to pomaga.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |