O dylematach moralnych orzekania mówi sędzia Mariusz Witkowski, prezes Sądu Rejonowego w Siemianowicach Śląskich.
Andrzej Grajewski: W mediach zaistniał Pan w lutym 2018 r., kiedy ubiegając się o nominację na członka Krajowej Rady Sądownictwa (KRS), przyszedł Pan na publiczne wysłuchanie zorganizowane przez Helsińską Fundację Praw Człowieka oraz Instytut Prawa i Społeczeństwa INPRIS. Po nim podarował Pan przewodniczącej Fundacji Pismo Święte, co w mediach spotkało się z ostrą krytyką. Po co właściwie Pan to zrobił?
Mariusz Witkowski: Organizatorzy zaprosili wszystkich kandydatów, argumentując, że opinia publiczna ma prawo poznać poglądy osób ubiegających się o stanowisko w KRS. Zgadzałem się z tym. Rzeczywiście opinia publiczna powinna znać biografie, poglądy i przekonania kandydatów do tak ważnej instytucji, jaką jest KRS. Dodam, że byłem jednym z dwóch sędziów spośród wszystkich ubiegających się o nominację, którzy zostali zaproszeni i dobrowolnie stawili się na to wysłuchanie. Byłem jedynym sędzią, który pozostał do końca wysłuchania i odpowiedział na wszystkie postawione pytania.
Miał Pan świadomość, że jego organizatorzy krytycznie oceniają zmiany w KRS, a więc kandydatów do tej instytucji nie będą darzyć sympatią?
Oczywiście. Jednak we władzach instytucji organizujących wysłuchanie są prawnicy i gwarantowano nam możliwość swobodnego wypowiedzenia się na temat funkcjonowania KRS w nowym kształcie. Uznałem więc, że skoro ubiegam się o ten urząd, to muszę odpowiedzieć na pytania także tych, którzy w tej sprawie mają odmienne zdanie. Dodam, że spotkanie przebiegało w dobrej, merytorycznej atmosferze, co przyznawali także organizatorzy i uczestnicy spotkania.
Wręczając Pismo Święte przewodniczącej spotkania, starał się Pan – jak rozumiem – zademonstrować, co kształtuje Pana sumienie.
Przed spotkaniem został mi postawiony zarzut, że nie jestem osobą znaną w świecie prawniczym, a więc nikt nie wie, jakie mam poglądy. Wręczając już po zakończonym formalnie wysłuchaniu publicznym egzemplarz Nowego Testamentu, wskazałem na źródło kształtujące moją hierarchię wartości. Chciałem w ten sposób powiedzieć, czym staram się kierować w swoim życiu. Moje działanie w żadnym zakresie nie naruszało zasady bezstronności, było jedynie wyrazem szacunku wobec organizatorów spotkania oraz kultury zakorzenionej w chrześcijańskim dziedzictwie narodu, do czego wprost odwołuje się w preambule konstytucja.
Spójrzmy jednak na to oczami ateistów. Nie sądzę, aby tym gestem budował Pan ich zaufanie co do tego, że będą sprawiedliwie osądzeni.
Taki zarzut wobec mnie jest krzywdzący. Podstawą do wydania przez każdego sędziego rozstrzygnięcia są przepisy obowiązującego prawa. Są identycznie stosowane wobec każdego człowieka. Bez względu na to, czy jest wierzący, czy deklaruje się jako ateista. Przy wydawaniu rozstrzygnięcia dla sędziego nie są ważne wyznanie, światopogląd, kolor skóry czy płeć osoby, której to dotyczy. Nie może być mowy o jakiejkolwiek dyskryminacji osób niepodzielających światopoglądu czy zaangażowania religijnego tego czy innego prawnika. Wręczając egzemplarz Nowego Testamentu, chciałem zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Kandydatom do KRS zarzucano, że biorą udział w zamachu na niezależność sądownictwa. Ja zaś chciałem to gremium przekonać, że po to ubiegam się o nominację, aby bronić niezawisłości sędziów i niezależności sądów. Dla mnie drastycznym przykładem konsekwencji złamania tych zasad jest postępowanie Piłata, który nie był ani niezależnym organem sądowym, ani niezawisłym sędzią. Orzekając w sprawie Jezusa, bał się reakcji Rzymu i gniewu Cezara. Nowy Testament jest opowieścią o niesprawiedliwym procesie karnym, w którym wyrok wydał sędzia zależny od władz Rzymu.
Jeśli miało to Panu pomóc, to nie bardzo wyszło. Posłowie nie wybrali Pana do KRS.
Mylnie Pan interpretuje motywy mojego zachowania. Wysłuchanie publiczne nie miało mi pomóc, lecz jedynie umożliwić opinii publicznej, w tym także posłom, poznanie mojej osoby i moich poglądów. Jeśli na skutek tego uznali, że jestem niewłaściwą osobą, aby zasiadać w KRS, to stało się bardzo dobrze. Chodziło o pokazanie moich autentycznych poglądów i przekonań, a nie wygranie w tej procedurze. Gdyby zależało mi na wygranej, nie poszedłbym po prostu na wysłuchanie organizowane przez środowiska, jak Pan słusznie zauważył, delikatnie mówiąc niechętne gremium, o którego członkostwo się ubiegałem.
Spora część Pana wyroków była zmieniona w drugiej instancji. Czy to nie jest porażka sędziego?
Prawdą jest, że stabilność mojego orzecznictwa w pewnym okresie uległa zachwianiu, należy zwrócić jednak uwagę, w którym okresie to nastąpiło.
A był jakiś punkt zwrotny?
Nastąpiło to w tym momencie, kiedy zacząłem się wypowiadać publicznie, że niewłaściwe jest wywracanie polskiego systemu orzeczniczego przez dopuszczenie możliwości dokonywania tzw. rozproszonej wykładni konstytucyjnej ustaw i umożliwienie konkretnemu sędziemu w ramach konkretnego sądu odmowy zastosowania obowiązującej ustawy. W mojej ocenie ta kompetencja jest zastrzeżona dla Trybunału Konstytucyjnego. Sąd, na przykład rejonowy, widząc kolizję między tekstem ustawy a tekstem konstytucji, w pierwszym rzędzie ma obowiązek zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego z pytaniem prawnym, a dopiero potem, w zależności od udzielonej odpowiedzi, może nie zastosować aktu rangi ustawowej. Czasem odnoszę wrażenie, że niezawisłość sędziowską pragną zawłaszczyć dla siebie jedynie walczący o „wolne sądy”. W praktyce odmawia się prawa do niezawisłości sędziom ocenianym jako „wrogowie niezawisłości”.
Jaką rolę odgrywa sumienie sędziego przy wydawaniu orzeczeń? Pozytywistyczne podejście nakazuje kierowanie się jedynie normą prawną.
To nieprawda. W Polsce każda osoba przyjmująca urząd sędziego składa przysięgę przed Prezydentem Rzeczypospolitej, której treść zawiera stwierdzenie, że będzie orzekała zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa i własnym sumieniem. Zatem przy wydawaniu rozstrzygnięcia nie ma możliwości dokonania interpretacji przepisów prawa wbrew swemu sumieniu. Gdybym tak postąpił, byłoby to pogwałcenie złożonej przeze mnie i każdego innego sędziego przysięgi. Człowiek jest istotą wolną i zawsze może zachować się przyzwoicie.
Jest Pan zwolennikiem ferowania tzw. surowych wyroków?
Zarówno łagodny, jak i surowy wyrok to zły wyrok. Odpowiedni wyrok jest taki, kiedy każdy otrzymuje to, co mu się należy.
Ale jak to obiektywnie zmierzyć?
Od tego jest sąd pierwszej i drugiej instancji, aby w sposób najbliższy ideałowi wydać obiektywnie sprawiedliwe rozstrzygnięcie. Trzeba przy tym mieć na uwadze specyfikę każdego wydziału. W Wydziale Rodzinnym i Nieletnich, w którym orzekam, sąd nie karze nieletniego za niewłaściwe zachowanie. Sędzia rodzinny nie skazuje, nie wydaje orzeczeń o karze, tylko stosuje środki wychowawcze i poprawcze. Wyłącznym celem sędziego rodzinnego w stosunku do nieletniego, który popełnił przestępstwo czy niewłaściwie się zachował, jest doprowadzenie do sytuacji, w której nieletni poprawi swoje zachowanie. Natomiast w praktyce orzeczniczej na przykład Wydziału Karnego sędzia wydający wyrok skazujący orzeka karę, mając na uwadze różnego rodzaju elementy, m.in. czynnik prewencyjny. Kara ma spowodować u sprawcy refleksję, aby więcej podobnego przestępstwa nie popełnił, jednocześnie powinna zaspokajać poczucie sprawiedliwości u osoby pokrzywdzonej. Zatem każde orzeczenie musi uwzględniać różnorodne aspekty sytuacji, której dotyczy.
Miał Pan kiedyś wyrzuty sumienia z powodu nietrafnego wyroku, na przykład takiego, który został zmieniony w drugiej instancji?
Myślę, że nie ma sędziego, który po wydanym i wykonanym wyroku w przypadku części spraw nie miałby jakichś wątpliwości co do słuszności rozstrzygnięcia. Wyrzutów sumienia nie miałem, co nie oznacza, że nie popełniałem błędów. Nierzadko miewam refleksję, że wydając konkretne rozstrzygnięcie, mogłem się pomylić. To są jednak dwie różne kwestie. Jeśli dołożyłem wszelkich starań leżących po mojej stronie, aby wydać sprawiedliwy wyrok na podstawie stanu faktycznego i przy zastosowaniu obowiązujących norm, to jako sędzia zrobiłem wszystko, co możliwe, aby swoją pracę wykonać dobrze. Nie mam więc powodów, aby odczuwać wyrzuty sumienia. To nie znaczy jednak, że nie mogłem się pomylić i orzec błędnie.
Dlaczego?
Na przykład dlatego, że świadkowie mogli składać fałszywe zeznania, a przez to ustaliłem błędnie stan faktyczny. Albo mogłem dokonać oceny na podstawie dokumentu, który w postępowaniu w drugiej instancji okazuje się niewiarygodny w świetle powołanych innych dowodów, zgłoszonych dopiero na poziomie apelacji.
A jak Pan rozstrzyga sytuację, w której sumienie podpowiada Panu jakieś rozstrzygnięcie, a przepisy prawne determinują inne orzeczenie?
Zbyt ostro zarysował Pan ten dylemat. Przepisy polskiego prawa nie są skonstruowane w taki sposób, aby sędzia nie miał marginesu do własnej oceny. Stosowanie prawa nie jest systemem zero-jedynkowym. Gdyby tak tworzono normy prawne, aby można z nich było wyprowadzić tylko jedno właściwe rozstrzygnięcie, sędziowie w ogóle nie byliby potrzebni. Wystarczyłoby wpisać wszystkie szczegółowe dane sprawy do komputera, a maszyna obiektywnie i bezstronnie oceniałaby te fakty i wydrukowała gotowe orzeczenie. Nikt jednak w ten sposób nie postępuje. Każdy przypadek jest zazwyczaj złożony, a jego ocena podlega różnym interpretacjom. One zaś są pochodną zarówno stanu naszej wiedzy i bezstronności, jak i niezależności każdego sędziego, ale także jego sumienia. To chciałem przypomnieć, przekazując podczas wysłuchania, od którego zaczęliśmy naszą rozmowę, egzemplarz Nowego Testamentu.
Mówimy o potrzebie reformy systemu sądownictwa, gdyż obywatele nie mają zaufania do wymiaru sprawiedliwości. Jak to zaufanie przywrócić?
Oprócz niezawisłości i niezależności, które mają znaczenie fundamentalne dla jakości orzecznictwa, bardzo ważna jest kwestia stabilności, stałości prawa oraz orzecznictwa sądowego jako całości. System prawny musi być postrzegany i oceniany jako pewna całość. Zatem ważne jest, aby zmiany w przepisach prawa dokonywały się czasem wolniej, ale w sposób wyważony, przemyślany i za powszechną aprobatą. Sądy wtedy będą cieszyć się należnym im autorytetem, gdy ich orzeczenia będą bronić podstawowych praw, takich jak prawo do życia w wolności czy prawo do życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci, bez względu na stopień czy formę jego rozwoju.•
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |