Nie przestajemy Bogu dziękować za to, że mimo naszych upartych charakterów, dziwnych pomysłów, a nawet awantur, podczas których leciały z trzaskiem talerze, Bóg nie pozwolił się rozpaść naszej rodzinie.
Takich większych i mniejszych cudów codziennych przez 26 lat małżeństwa nazbierało się całkiem sporo. Największe jednak doświadczenie Bożej pomocy i przebaczenia przyszło 6 lat temu.
– Nasz drugi syn Beniaminek, czyli najmłodszy, ukochany, rzeczywiście uczył i wciąż nas uczy miłości, będąc chyba naszym najtrudniejszym dzieckiem. Gdy miał 14 lat, wpadł w towarzystwo, z którym sięgnął po różne używki. Na początku ignorowaliśmy problem, myśląc, że jakoś sobie poradzimy. Było jednak coraz gorzej. Syna dwukrotnie zabierało pogotowie i trafiał na toksykologię. Jednak wychodził ze szpitala i dalej brał narkotyki. To też zbiegło się z czasem ogromnego kryzysu w naszym małżeństwie, gdy nie dawaliśmy sobie rady z niczym. Gotowi byliśmy się rozstać, przeżywaliśmy depresję, mieliśmy nawet myśli samobójcze. Awantura za awanturą sprawiały, że dzieci zamykały się w pokojach. Mimo tego chodziliśmy na spotkania wspólnoty. Dźwięczały nam w uszach słowa naszych katechistów, że gdy mamy kryzysy albo problemy nas przerastają, trzeba tym bardziej iść do wspólnoty z tym bagażem i słuchać słowa. Tak zrobiliśmy. Opowiedzieliśmy, co się dzieje. Przyznaliśmy przed innymi i przed samymi sobą, że nasz syn jest uzależniony i my mamy w tym swój udział. Wtedy ktoś pomógł nam przenieść go do innej szkoły, inny załatwił psychologa, a cała wspólnota modliła się za nas i za niego – mówi Piotr.
Stanięcie w prawdzie pozwoliło im porozmawiać z synem, przeprosić go za to, że musiał się uzależnić, by oni mogli odnaleźć Jezusa i siebie od nowa.
– To był 2012 rok. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Nie wiedziałam, czy Beniamin będzie na wigilii, czy nie. Potrafił wyjść z domu i nie wracać przez kilka dni. To wtedy dotarło do mnie, że nie liczy się umyta podłoga, obrus, na którym nie ma żadnej zmarszczki, i dekoracje, o które zawsze w domu dbałam. Nie musi być idealnie posprzątane. Te wszystkie zewnętrzne znaki wprowadzały atmosferę napięcia. Wszyscy chodzili podminowani, nikt nie myślał o tym, że Jezus się rodzi, że za chwilę wydarzy się największy cud w historii i Bóg przyjdzie na ziemię. To wtedy powiedzieliśmy sobie STOP. Jeśli chcemy żyć prawdziwie z Bogiem, to otwórzmy Mu nasze serca. To były niesamowite święta, chyba pierwsze przeżyte tak bardzo świadomie. Byliśmy całą rodziną i mogliśmy doświadczyć wzajemnego przebaczenia i zacząć raz jeszcze wszystko od nowa pozwalając Bogu budować naszą rodzinę – mówi Beata.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |