Zanim mężczyzna nauczy się odczuwać i wyrażać własne uczucia, musi zazwyczaj najpierw wrócić do przeszłości i stanąć oko w oko z cierpiącym dzieckiem w nim samym, owym wystraszonym, nienawidzącym dzieckiem.
Rozpatrywaliśmy już, jak my, mężczyźni, staramy się ukryć nasze uczucia albo im zaprzeczyć, gdyż uważamy je za niemęskie. Mężczyzna odkupiony w znacznym stopniu się od tego uwolnił. Potrafi być macierzyński i odzwierciedlać czułość Boga.
Plemię Kiga we wschodniej Afryce nadało Bogu Wszechmogącemu imię Biheko, co oznacza: „Bóg, który niesie każdego na barkach”. W tym plemieniu tylko matki i starsze siostry noszą dzieci na plecach, ojcowie – nigdy. Chcąc przedstawić Biheko, jeden z ich artystów wykonał drewnianą rzeźbę mężczyzny niosącego na plecach dziecko o twarzy dorosłego, a na ręku niemowlę. Ta rzeźba jest symbolem Boga, który troszczy się o ludzi z czułością matki. Czytamy o tym Bogu w Księdze Izajasza:
Posłuchajcie Mnie domie Jakuba i wszyscy pozostali z domu Izraela! Nosiłem was od urodzenia, piastowałem od przyjścia na świat. Aż do waszej starości Ja będę ten sam i aż do siwizny Ja was podtrzymam. Ja tak czyniłem i ja nadal noszę, Ja też podtrzymam was i ocalę (Iz 46,3-4).
Często nie potrafimy być w kontakcie z naszymi uczuciami, ponieważ uważamy, że musimy wszystko wyrazić obiektywnie, bez jakiegokolwiek uczucia. Ale to oznacza, że nasze życie duchowe jest ubogie. Nie jesteśmy w stanie odzwierciedlać czułości Boga ani nią promieniować, bo sami jej nie doświadczyliśmy.
Tak, Bóg jest czuły! Całe stworzenie mówi o czułej miłości Stwórcy. Piękno wzgórz, spokojny bieg strumieni, lekki powiew wiatru na twarzy, zabawne kształty obłoków – w tym wszystkim przejawia się nigdy nie kończąca się czułość.
Bóg jest czuły. Czytamy w Księdze Izajasza:
Wtedy Pan Bóg otrze łzy z każdego oblicza”(Iz 25,8), a w Apokalipsie: „I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie, ani żałoby, ni krzyku, ni trudu” (Ap 21,4).
Jakże niezgłębiona, a jednak namacalna czułość objawiła się w fakcie, że Bóg stał się dzieckiem w Jezusie. On stał się kimś, kto nie tylko sam mógł wyrażać troskliwą miłość, ale również być jej odbiorcą. Całą swą miłość zawarł w jednym spojrzeniu, które spoczęło na bogatym młodzieńcu: „Jezus spojrzał z miłością na niego” (Mk 10,21). W nowoczesnym języku nazwalibyśmy to komunikacją pozawerbalną.
Jezus nie bał się również okazywać gniewu. W Ewangelii św. Marka czytamy: „Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca…” (Mk 3,5). Otwarcie pokazał, jak głęboko się przejął śmiercią Łazarza: „Gdy więc Jezus ujrzał, jak płakała ona i Żydzi, którzy z nią razem przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił… Jezus zapłakał” (J 11,33.35). Płakał również nad Jerozolimą: „Gdy był już blisko, na widok miasta zapłakał nad nim” (Łk 19,41).
Ten Jezus, którego uczucia są tak głębokie, jest dla nas przykładem. Jest On nawet więcej niż naszym wzorem. Żyje bowiem w odkupionym mężczyźnie przekształcając go na swój obraz. To nie własne siły, ale moc Chrystusa w nim wyzwala mężczyznę nie tylko do odczuwania na nowo własnych uczuć, ale również do wczuwania się w uczucia innych. Potrafi stać u ich boku, tak jak stałby Chrystus, i z macierzyńską czułością ocierać ich łzy swoją wielką, zmiętą chustką do nosa.
Jezus nie bał się również fizycznego kontaktu. Przytulał dzieci i umył nogi swoim uczniom. Na Jego piersi spoczywał Jan. Dotykał chorych i brał za rękę umarłych. Pozwalał również, by Go dotykano. Zgodził się, aby kobieta umyła Mu nogi i swoimi włosami je otarła. „Stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem” (Łk 7,38). Chwilę później Jezus zrobił wymówkę Szymonowi, który Go przyjmował: „Nie dałeś mi pocałunku” (Łk 7,45). Jezus nie uchylił się nawet przed pocałunkiem Judasza.
Bóg chce być kochany tak jak ojciec i matka są kochani przez własne dzieci, jak przyjaciel przez przyjaciela, mąż przez żonę, a żona przez męża, jak chory człowiek przez troskliwą pielęgniarkę i jak gość przez gospodarza. Sprawiamy Bogu wielką radość, gdy wyrażamy Jemu swoje uczucia.
Zanim jednak mężczyzna nauczy się odczuwać i wyrażać własne uczucia, musi zazwyczaj najpierw wrócić do przeszłości i stanąć oko w oko z cierpiącym dzieckiem w nim samym, owym wystraszonym, nienawidzącym dzieckiem. Jezus kocha wszystkie te zranione dzieci w naszych sercach. Tylko On pozostaje niezmiennie ten sam, wczoraj, dzisiaj i zawsze. Może wkroczyć w naszą przeszłość, nawet w tę, gdy byliśmy w łonie matki, i położyć niosącą ulgę, uzdrawiającą rękę na wszystkich, niezmiernie „czułych miejscach”, które usiłujemy ukryć pod maską niewrażliwości. Owo cudowne uzdrowienie pamięci jest kluczem do zrozumienia mężczyzny mającego odwagę być macierzyńskim – odwagę, by wyrażać swoje najgłębsze pragnienia. Jest to klucz do zrozumienia mężczyzny odkupionego, który – ponieważ dawne zranienia zostały poddane działaniu Światła i uzdrowione – nie potrzebuje już się wycofywać do swojej „twierdzy”, ale stoi odkryty na ciosy, gotów podjąć ryzyko ponownego zranienia. Lęk go opuścił.
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki “Jak zrozumieć mężczyznę”. Autor: Walter Trobisch. Wydawnictwo: Vocatio.