O kryzysie braci kaznodziejów i Lecha Poznań z dominikaninem Wojciechem Prusem rozmawia Marcin Jakimowicz.
O tym, że kolejny dominikanin zrzucił habit, dowiadujemy się często z „Wyborczej”. Towarzyszy temu atmosfera skandalu. A jak reaguje współbrat widzący, że po latach zwalnia się miejsce w zakonnym chórze?
– Reaguję wkurzeniem, przyznam się bez bicia. Zwłaszcza jeśli chodzi o ostatnie odejścia – bardzo nagłośnione. Czasem wydaje mi się, że te spektakularne odejścia są elementem zaplanowanego rozwoju kariery, że ktoś przy pomocy mediów próbuje usprawiedliwić swą decyzję, albo wreszcie ucieka od tego, że tak naprawdę nie da się przestać być księdzem.
Co to znaczy?
– Chodzi o potrzebę nauczania. To człowiek ma we krwi. I taka osoba po opuszczeniu zakonu dalej naucza, publikuje, głosi…
Ale dlaczego nie wychodzi kuchennymi drzwiami, tylko przy błysku fleszy?
– Trudno mi odpowiedzieć, nie chcę włazić w psychoanalizę. Mam pewne podejrzenia, że to sposób radzenia sobie z sytuacją. Łatwiej odpowiedzieć: To „oni” są niedobrzy, „oni” się nie sprawdzili. Trudniej powiedzieć: Mit rozsypał się, ale budujemy dalej – mniej na ludziach, bardziej na Bogu.
W życiu duchowym każdy kryzys jest błogosławiony. Jest szansą powrotu do Boga. Zaczęliście już śpiewać: „Święty kryzysie, módl się za nami”?
– Nie, jeszcze nie. Na co dzień tego nie widać. Na co dzień jest walka, zdenerwowanie, rozgoryczenie, jak po porażce. Znów nam nie idzie. Jak Lechowi Poznań – czwarta porażka z rzędu. Muszę się w życiu duchowym przekopywać przez to wkurzenie, które jest jednak kibicowskim sposobem przeżywania. Jeden z moich braci, gdy jechałem ostatnio na Kapitułę Generalną do Rzymu, rzucił z sarkazmem: „Spytaj tam, czy można pozostać w zakonie”. To troszkę jak z tym Badenim. Przypomina cyniczny sposób radzenia sobie z bólem. Na co dzień nie widzi się błogosławionych skutków kryzysu. Jest ciężka orka.
Hiob też nie krzyczał: Błogosławiony jesteś za to, że mnie miażdżysz. Był szczery do bólu. Rozmawiałem kiedyś z egzorcystą. Opowiadał: „Widziałem, jak Bóg działa przez charyzmatyka o. Pereirę. Najdłuższy egzorcyzm jego życia trwał 3 minuty. A ja modlę się często latami i nie widzę owoców”…
– Wczoraj, mówiąc o Ewangelii o grzeszniku i celniku w świątyni, odwołałem się do obrazu: jestem sam z piłką, wychodzę przed obrońcę, staję przed puściutką bramką i… przestrzelam.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.