Dobrze wiedzieć, że nie jestem sam w tym poczuciu niesmaku, gdy ktoś bezmyślnie używa terminu "adopcja" w odniesieniu do zwierząt. A jest to bardzo powszechne nadużycie, wynikające z nieudolnego tłumaczenia angielskich kliszy.
Nie jest to nadużycie. Termin "adoptio" oznacza przejęcie władzy nad kimś i przyjęcie w obręb domu. Dziś ten termin bardziej pasuje do psa, czy kota, niż do dziecka. Obecnie nie mamy już władzy rodzicielskiej, w myśl absolutnej władzy ojca w świetle prawa rzymskiego, z możliwością dysponowania wolą, czy życiem domownika. Co innego w przypadku kota, czy psa, gdzie człowiek adoptujacy zwierzę staje się jego właścicielem, tak, jak w prawie rzymskim ojciec stawał się właścicielem swoich dzieci.
My tu w Polsce nie mówimy po łacinie tylko po polsku. Póki co, SJP PWN definiuje termin dwuznacznie, z czego to drugie znaczenie jest niszowe, prawnicze.
Ergo, użycie anglojęzycznej kliszy do sytuacji przygarnięcia zwierzaka uważam za nadużycie słowa. Moja polonistka z technikum zabiłaby mnie na śmierć, gdybym w jej obecności "adoptował kota".
Jakbyśmy mówili po polsku, a nie po łacinie, to byśmy używali polskiego terminu "usynowienie", a nie łacińskiego (choć lekko spolszczonego) "adopcja". Nikt nie mówi "usynowienie kota", bo to nie ma sensu, natomiast "adopcja kota" sens ma, bo przejmujemy władzę nad zwierzęciem. W języku polskim termin "adopcji" ma szersze zastosowanie, odnosił się także do "adopcji herbowej", gdzie przyjmowano kogoś do rodu, bez uznania za syna. Taka adopcja oznaczała za to poddanie się władzy ojcowskiej seniora rodu.
Stosowanie szerokiego znaczenia słowa "adopcja" nie jest żadną kalką z angielskiego, tylko powrotem do pierwotnego znaczenia, jakie to słowo miało w języku polskim (i nie tylko polskim).
Może ja Dremorowi wyjaśnię mniej filologicznie, a bardziej dosadnie: ze względu na uczucia osób, które zostały adoptowane, bo nie miały tego szczęścia wzrastania we własnym domu i w miłości Taty i Mamy, aby żadne takie dziecko (czy osoba już dorosła) nie poczuło się porównywane do chomika czy pluskwy, w mojej obecności proszę nie używać słowa "adopcja" w odniesieniu do zwierząt czy przedmiotów martwych. Jeżeli ktoś z czytających nadal będzie używać zlepków słownych typu "adoptować kota", powinien się zastanowić, czy nie rani to uczuć innych ludzi.
Może jednak pozwól, by te osoby wypowiadały się same, we własnym imieniu. Znam kilka osób, które były adoptowane i adoptowały dzieci, żadna z nich nie ma nic przeciwko używaniu szerokiego znaczenia słowa "adopcja", a dwie z nich udzielają się w fundacji i pomagają w adopcjach kotów.
1. «akt prawny polegający na uznaniu cudzego dziecka za własne»
2. «przyjęcie obcego prawa za obowiązujące prawo krajowe»
Stosowanie szerokiego znaczenia słowa "adopcja" nie jest żadną kalką z angielskiego, tylko powrotem do pierwotnego znaczenia, jakie to słowo miało w języku polskim (i nie tylko polskim).