Pani Agato, zupełnie pani nie zrozumiała, o co chodzi w sprawie szkolnego WF. Dziwię się temu, czy pani już nie pamięta swoich czasów szkolnych mimo młodego wieku? A może przez cały okres nauki szkolnej była pani zwolniona z WF? Nie chodzi o nie stawianie wymagań uczniom, tylko o zmianę podejścia. O to żeby oceniać wysiłek i zaangażowanie włożone w lekcję, w ćwiczenia, a nie same wyniki. Jeżeli ktoś we wrześniu nie był w stanie dajmy na to, przebiec 4 okrążeń wokół boiska, a w czerwcu przebiega je bez problemu, choć na końcu stawki, to dlaczego nie ma mieć 5-tki, tak jak ci, co biją szkolne rekordy? Jeśli ktoś w ciągu roku nauczył się choćby serwować w siatkówce albo trafiać do kosza za 3 punkty, to dlaczego nie ma mieć 5-tki, tak jak ci, co może grają w zawodach międzyszkolnych, mimo że inne elementy gry sprawiają mu jeszcze trudności? Niestety to tylko marzenia. Tak było za moich czasów i jak widać, jest obecnie. Liczą się tylko ci, którzy osiągają najlepsze wyniki, pozostali są odrzucani i wyśmiewani przez rówieśników i nauczycieli. Nauczyciele WF-u nie umieją zachęcać do wysiłku. Ja sam nie cierpiałem WF, choć nie załatwiłem sobie zwolnienia, szczególnie w technikum i na studiach. A w tym samym czasie chodziłem w góry, zdobywałem szczyty i punkty do Górskiej Odznaki Turystycznej. Nie chodziło więc o niechęć do wysiłku fizycznego i leniuchowanie z książką (bo wtedy nie było jeszcze komputerów i internetu, a w TV tylko dwa programy)...
Zgodzę się z Amosem. Ja akurat kondycją fizyczną zawsze znacznie odstawałam od kolegów i koleżanek. Mam zespół Turnera i orzeczenie o niepełnosprawności, miałam pełne prawo do zwolnienia z wf. Jednak brałam udział w zajęciach i miałam oceny 4 lub 5, moi nauczyciele umieli docenić mój wysiłek i zrozumieć ograniczone możliwości. Dla mnie bieg na 400 metrów był olbrzymim wysiłkiem, byłam ostatnia, a mój oddech aż zaniepokoił nauczycielkę. Naprawdę myślę,że należy bardziej cenić zaangażowanych, pracowitych, niż supermocnych:-)
A ja myślę, że dużo zależy od nauczyciela. W szkole średniej (mimo, że do specjalnie uzdolnionych sportowo osób nie należę) miałam z wuefu 5, chociaż miałam problemy ze staniem na rękach, nie biegałam najszybciej w grupie, nie umiałam wymyku, przerzutu bokiem i innych równie ciekawych ćwiczeń. Za to zawsze miałam strój, przykładałam się do rozgrzewki, nie obijałam się podczas gry i nie uciekałam z lekcji, nie spóźniałam się ani nie przynosiłam nieustannie zwolnień od mamy. Myślę, że moja nauczycielka doceniała zaangażowanie, choć była wymagająca i ocen nie dostawało się "za piękny uśmiech". Z tym że ona sama prowadziła lekcje z dość dużym zaangażowaniem. Nie było u niej lekcji typu "macie piłkę i sobie pograjcie".
Całkowicie zgadzam się z wcześniejszymi komentarzami. Trudno porównywac lekcje W-F do j. polskiego. Doskonale pamiętam z czasów szkoły podstawowej i średniej iż zajęcia z tego pierwszego przedmiotu wiały nudą a ich poziom był dostosowany do poziomu uczniów fizycznie najsilniejszych. Zajęć tych nie znosiłam, tym bardziej że odbywały się zwykle na pierwszej godzinie lekcyjnej.
ja uważam, że powinna być możliwość wyboru zajęć na wf, u mnie lekcja wygląda tak:rozgrzewka, a później macie piłkę i gracie, a jak naprzykład ja nie lubię gier zespołowych to się nudzę
Droga pani Agato. Mimo zamieszczonych tutaj postów, bardzo proszę panią o kolejne takie felietony. To miłe być we współczesnym świecie opresyjnym rodzicem i redaktorem o małym rozumku. Ja w każdym razie piszę się do pani klubu. W swej naiwności sądzę, że każdy człowiek ma prawo znać prawdę o swoich umiejętnościach i wiedzy. Jeśli sadzę byki ortograficzne, to mogę skończyć studia historyczne, a nawet mogę zostać prezydentem. Istotnie. Nie ma jednak żadnego powodu, abym w szkole z języka polskiego otrzymywał 5 za staranie się. Jeśli nie znam rachunków, to nie mogę otrzymywać z matematyki 5 i 4. Może się bowiem zdarzyć, że w przyszłości ukończę jakąś prywatną uczelnię i zostanę inżynierem. Kto wie? Może tacy właśnie remontują nasze drogi, albo układają budżet państwa? Ta sama zasada dotyczy także WF-u. Ta zasada musi dotyczyć także WF-u właśnie ze względu na matematykę i język polski. Jeśli dzisiaj nauczycielowi WF-u każecie stawiać 5 "za starania", to jutro zrobicie to z matematyką. Moją ludzką powinnością jest znać własne ograniczenia, braki i wady. Również te fizyczne. Żadne moje starania nie mają tu nic do rzeczy. Wydaje mi się, że po to jest szkoła, aby uczeń otrzymał rzetelną informację o swoich umiejętnościach. Jak dziecko-uczeń ma w przyszłości znaleźć się w dorosłym życiu jeśli nie ma takiej wiedzy o sobie? Pomysł pan Niedorzecznika jest oczywiście infantylny. To kolejna próba demoralizacji młodzieży pod pozorami troski o nie. Pożytecznych idiotów jest ci u nas dostatek. Dlaczego nie mamy tylu dolarów?
Moim zdaniem muzyka, plastyka, technika i wf nie powinny być oceniane, ileż więcej przyjemności by sprawiały.Felieton nieco histeryczny, taka nowomowa dziennikarska bez treści.
Przedmiot szkolny który nie podlega ocenie nie jest przedmiotem. I pisze to przyszły nauczyciel- po co mam przychodzić na lekcje, na których nie będę mógł ocenić pracy uczniów? Za ładnie namalowany obrazek mam ich pogłaskać po głowie? Jeśli będziemy oceniać tylko dobre chęci, a nie efekty, to w konfrontacji rzeczywistością życia w realnym (dorosłym) świecie nasze pociechy dojdą do wniosku, że zrobiliśmy im krzywdę.
Myślę, że problem polega na braku zrozumienia u nauczycieli WF-u dla uczniów. Nie można mierzyć wszystkich jedną miarką bo każdy człowiek jest inny po prostu. Mój kolega na przykład miał tróję z WF-u (według dawnej skali) chociaż trenował sporty walki i miał w nich ogromne osiągnięcia. Był duży, ciężki i nie biegał jak gazela ani nie skakał jak zajaczek. Sama nie cierpiałam organicznie lekcji WF-u bo mimo, ze zawsze ćwiczyłam i byłam przygotowana do zajęć nigdy nie grzeszyłam jakas ogromna sprawnością fizyczną. Dopiero kiedy zachęciła mnie wuefistka do zajęć pozalekcyjnych znalazłam przyjemność w zażywaniu ruchu. Poza szkołą jeździłam na łyżwach, wrotkach, szusowałam na rowerze, chodziłam z przyjemnością po górach. Do tej pory kocham się ruszać- spacery, regularny basen, od czasu do czasu rower. Nauczyciel ma zaszczepić miłość do ruszania się i wyciagania z tego przyjemności. Niestety uważam, że oceny potrafia zdemotywować kompletnie mniej sprawnego młodego człowieka. Dlatego ocena zaangażowania w zajęcia według Amosa jest dla mnie tym czego oczekiwałabym od wuefistów uczacych moich dzieci.
Właśnie mój syn w 1 klasie gimnazjum ma 3 na semestr. Tróję ma tylko z wfu, pozostałe oceny to 4 i 5. Nauczyciel go dyskryminuje, ponieważ nie osiąga zapisanych w rozporządzeniach MEN wyników. Wuefista nie uwzględnia przy tym, że w 5 i 6 klasie podstawówki syn był zwolniony z wf, ponieważ miał złamany kręgosłup. A pani Agata wyśmiewa propozycję RPD jakby to było jakieś kuriozum. Trzeba wymagać od dzieciaków, żeby się starały, ale oceny wystawiać wg możliwości. I o to RPD chodzi. Wyśmiewanie tej propozycji - szczególnie w katolickiej gazecie - jest niestosowne. I chyba wynika ze swoistej "prawicowej poprawności politycznej", bo na pewno nie ze zdrowego rozsądku.
Nie chodzi o nie stawianie wymagań uczniom, tylko o zmianę podejścia. O to żeby oceniać wysiłek i zaangażowanie włożone w lekcję, w ćwiczenia, a nie same wyniki.
Jeżeli ktoś we wrześniu nie był w stanie dajmy na to, przebiec 4 okrążeń wokół boiska, a w czerwcu przebiega je bez problemu, choć na końcu stawki, to dlaczego nie ma mieć 5-tki, tak jak ci, co biją szkolne rekordy?
Jeśli ktoś w ciągu roku nauczył się choćby serwować w siatkówce albo trafiać do kosza za 3 punkty, to dlaczego nie ma mieć 5-tki, tak jak ci, co może grają w zawodach międzyszkolnych, mimo że inne elementy gry sprawiają mu jeszcze trudności?
Niestety to tylko marzenia. Tak było za moich czasów i jak widać, jest obecnie.
Liczą się tylko ci, którzy osiągają najlepsze wyniki, pozostali są odrzucani i wyśmiewani przez rówieśników i nauczycieli.
Nauczyciele WF-u nie umieją zachęcać do wysiłku.
Ja sam nie cierpiałem WF, choć nie załatwiłem sobie zwolnienia, szczególnie w technikum i na studiach.
A w tym samym czasie chodziłem w góry, zdobywałem szczyty i punkty do Górskiej Odznaki Turystycznej. Nie chodziło więc o niechęć do wysiłku fizycznego i leniuchowanie z książką (bo wtedy nie było jeszcze komputerów i internetu, a w TV tylko dwa programy)...
W swej naiwności sądzę, że każdy człowiek ma prawo znać prawdę o swoich umiejętnościach i wiedzy. Jeśli sadzę byki ortograficzne, to mogę skończyć studia historyczne, a nawet mogę zostać prezydentem. Istotnie. Nie ma jednak żadnego powodu, abym w szkole z języka polskiego otrzymywał 5 za staranie się. Jeśli nie znam rachunków, to nie mogę otrzymywać z matematyki 5 i 4. Może się bowiem zdarzyć, że w przyszłości ukończę jakąś prywatną uczelnię i zostanę inżynierem. Kto wie? Może tacy właśnie remontują nasze drogi, albo układają budżet państwa?
Ta sama zasada dotyczy także WF-u. Ta zasada musi dotyczyć także WF-u właśnie ze względu na matematykę i język polski. Jeśli dzisiaj nauczycielowi WF-u każecie stawiać 5 "za starania", to jutro zrobicie to z matematyką.
Moją ludzką powinnością jest znać własne ograniczenia, braki i wady. Również te fizyczne. Żadne moje starania nie mają tu nic do rzeczy. Wydaje mi się, że po to jest szkoła, aby uczeń otrzymał rzetelną informację o swoich umiejętnościach.
Jak dziecko-uczeń ma w przyszłości znaleźć się w dorosłym życiu jeśli nie ma takiej wiedzy o sobie?
Pomysł pan Niedorzecznika jest oczywiście infantylny. To kolejna próba demoralizacji młodzieży pod pozorami troski o nie.
Pożytecznych idiotów jest ci u nas dostatek. Dlaczego nie mamy tylu dolarów?
Nie można mierzyć wszystkich jedną miarką bo każdy człowiek jest inny po prostu. Mój kolega na przykład miał tróję z WF-u (według dawnej skali) chociaż trenował sporty walki i miał w nich ogromne osiągnięcia. Był duży, ciężki i nie biegał jak gazela ani nie skakał jak zajaczek.
Sama nie cierpiałam organicznie lekcji WF-u bo mimo, ze zawsze ćwiczyłam i byłam przygotowana do zajęć nigdy nie grzeszyłam jakas ogromna sprawnością fizyczną. Dopiero kiedy zachęciła mnie wuefistka do zajęć pozalekcyjnych znalazłam przyjemność w zażywaniu ruchu. Poza szkołą jeździłam na łyżwach, wrotkach, szusowałam na rowerze, chodziłam z przyjemnością po górach. Do tej pory kocham się ruszać- spacery, regularny basen, od czasu do czasu rower.
Nauczyciel ma zaszczepić miłość do ruszania się i wyciagania z tego przyjemności. Niestety uważam, że oceny potrafia zdemotywować kompletnie mniej sprawnego młodego człowieka. Dlatego ocena zaangażowania w zajęcia według Amosa jest dla mnie tym czego oczekiwałabym od wuefistów uczacych moich dzieci.