Miały urodzić kalekie dzieci, mogły stracić zdrowie, umrzeć podczas ciąży lub porodu. Wytrzymały presję lekarzy i własnego lęku. Dzięki szaleństwie miłości.
Bite i poniżane. Odarte z kobiecości, ubrane w pasiak nie dały się złamać – przetrwały. Teraz ich głosy stają się słyszalne... Zaczynają składać się w nieopowiedzianą dotąd historię więźniarek KL Stutthof.
Największe marzenia? Żeby dzieci wyrosły na mądrych ludzi. I własny kąt bez grzyba.
Nie jesteśmy jakimiś próżnymi bizneswoman, które postanowiły umilić sobie życie i zrobić coś dobrego dla świata.
Buty na obcasie, wypielęgnowane, kolorowe paznokcie, gustownie dobrane dodatki. Prężny krok i szeroki uśmiech. Dopiero biała laseczka zdradza, że ta szykowna dama jest niepełnosprawna.
Pieluchy, mleko i środki pielęgnacyjne. Potrzeb jest dużo. Ale samotnym matkom najbardziej potrzeba jednego – prawdziwego domu.
Miała cudowne życie. A przynajmniej tak właśnie je wspomina. Być może to jest – niedoceniany przez wielu – patent na długowieczność.
Jakie kiedyś były nieludzkie czasy: trzeba było wszystko przytachać w sobotę, a w niedzielę przymusem zabierało się rodzinę na spacer…
– Choć jestem bezdomny, ciągle mam nadzieję, że wyciągnięty ze śmietnika obrazek Chrystusa pomoże mi stanąć na nogi – mówi Mieczysław Wasilewski z Kutna.
Samotne matki uczą się artystycznego szycia, papieroplastyki, stylizacji paznokci, bo chcą być niezależne.