Buty na obcasie, wypielęgnowane, kolorowe paznokcie, gustownie dobrane dodatki. Prężny krok i szeroki uśmiech. Dopiero biała laseczka zdradza, że ta szykowna dama jest niepełnosprawna.
Słupszczanie doskonale znają Teresę Ławecką i jej białą laseczkę. Borykając się ze swoją niepełnosprawnością, od 20 lat kobieta społecznie pomaga innym.
Słońce za chmurami
– Z zakupami czasami pomoże mi sąsiad, paznokcie pomaluje sąsiadka. Ale okna myję sama i sama sprzątam – śmieje się pani Teresa. Jak przyznaje, każdy kolejny dzień jest świętem. – Życie jest zbyt kruche, żeby się nim nie cieszyć. Pewnie, że nie co dzień świeci słońce, ale przecież ono jest, tam gdzieś za chmurami. Nie warto tracić czasu na zazdrości, smutki, złe myśli. Lepiej cieszyć się drobiazgami – zdradza swoją życiową filozofię. Jej wypracowanie wcale nie było proste. Bo jak poradzić sobie z chorobą, która odbiera wzrok samodzielnej, przebojowej trzydziestokilkulatce? – Motorem napędowym od samego początku choroby byli dla mnie moi synowie. Nie było czasu, żeby się nad sobą roztkliwiać. Nie chciałam też, żeby z powodu mojej niepełnosprawności byli narażeni na złośliwe komentarze kolegów. Wolałam, żeby mogli powiedzieć: „To nic, że nasza mama nie widzi, ale jaka jest dzielna”. Zawdzięczam im bardzo wiele – mówi.
Pani Teresa tryska energią i chęcią do życia. Od lat działa w Zarządzie słupskiego Koła Polskiego Związku Niewidomych i w Miejskiej Radzie Społecznej ds. Osób Niepełnosprawnych, a od trzech lat współtworzy Stowarzyszenie „Arcus” dla osób z niepełnosprawnością, które uwzględnia potrzeby osób poruszających się na wózkach inwalidzkich. Przez dekadę przekonywała niepełnosprawnych za pośrednictwem „Gazety Mówionej”, jedynego w Polsce takiego wydawnictwa dla osób niewidzących, że nie warto zamykać się przed światem. – Jest niezmiernie ciekawa życia. Podstawą jej sukcesów jest sumienność i odpowiedzialność za wszystko, czego się podejmuje. Potrafi egzekwować to, co zostało ustalone – opowiada Tadeusz Piotrowski, pomysłodawca GM. W ubiegłym roku, zmęczeni ciągłą walką o pieniądze na funkcjonowanie wydawnictwa, postanowili zawiesić działalność. Pani Teresa jednak nie pozostaje w stanie zawieszenia. Teraz tworzy programy telewizyjne poruszające tematykę osób niepełnosprawnych, emitowane na antenie jednej z lokalnych telewizji.
Cześć, Tereska!
Pani Teresa potrafi przyciągnąć uwagę i zjednywać sobie ludzi. Także ludzi biznesu, których namawia do wspólnych przedsięwzięć. – Zaczęło się 6 lat temu, kiedy przyjechałem do Słupska. Przyszła do mojego gabinetu rewelacyjna kobieta i zaprosiła do współpracy. Byłem pod wrażeniem tego, jak opowiadała, że można coś sensownego zrobić w mieście. I naprawdę trochę trwało, zanim się zorientowałem, że mam przed sobą osobę niepełnosprawną! – przyznaje Marek Bączkiewicz.
– Jest człowiekiem, wobec którego trudno przejść obojętnie i bardzo się cieszę, że ta współpraca nabrała charakteru przywileju. Bo Tereska ma pewien wyjątkowy dar: widzi świat zawsze od tej lepszej strony. Potrafi znajdować we wszystkim drobne radości, dzięki którym żyje się troszkę lepiej. Zjednuje sobie także najmłodszych słupszczan, których odwiedza w szkołach. Pokazuje „czytaka”, wagę głośnomówiącą, colorino (urządzenie do rozpoznawania kolorów), shoppa (przenośny powiększalnik elektroniczny), lupy powiększające, linijki i zeszyty dla osób niedowidzących. – Mówi dzieciom też o codziennych problemach, z którymi muszą się zmierzyć niewidzący. Próbują na przykład z zawiązanymi oczami nawlec igłę i nie mogą się nadziwić, że Tereska potrafi zrobić to tak sprawnie. Szalenie łatwo nawiązuje z uczniami kontakt, a dzięki temu przełamuje mnóstwo stereotypów dotyczących osób niepełnosprawnych – opowiada Beata Kątnik, pełnomocnik prezydenta Słupska ds. osób niepełnosprawnych. – Bardzo lubię chodzić do szkół. Mam w tym własny interes. Po takich lekcjach nieraz dzieci mówią mi potem na ulicy: „Cześć, Tereska!” – przyznaje z szelmowskim uśmiechem i dodaje poważnie: – I wiedzą, jak pomóc. Z wrażliwych dzieci wyrosną wrażliwi dorośli. Przekażą dalej to, co najlepsze.
Niepokonana
Choroba, która odebrała jej wzrok, pozwoliła odkryć, jak wiele może. – W końcu dotarło do mnie, że obojętne, jak bardzo bym chciała i się spięła, to nie przeczytam gazety, którą trzymam w ręku. Ale jest tyle innych rzeczy, które tylko wydają się niemożliwe. Pomaganie to dla mnie sprawdzian, ile jeszcze mogę – mówi. Dopiero w „Gazecie Mówionej” odkryła w sobie poetkę, co zaowocowało później kolejnymi tomikami. Pod presją goniących terminów i brakujących wierszy do kolejnego wydania zakasała rękawy i napisała pierwszy wiersz. Przewrotnie zapytała w nim: „Losie mój drogi, losie mój kochany, kto tu jest zwycięzcą, a kto pokonanym?”. Dzisiaj nie ma wątpliwości, że pokonać się nie dała.
– Udało się dużo zmienić. Organizacje są silniejsze, niepełnosprawni znają swoje prawa, wiedzą, gdzie ich dochodzić. Ale największą zmianę obserwuję na ulicy, kiedy jadę autobusem czy idę ze swoją białą laseczką. 15 lat temu zdarzały się bardzo przykre momenty. Teraz może się do mnie przyzwyczaili i jest to dla nich zwyczajne, ale ja się czuję bardzo „zaopiekowana” przez mieszkańców miasta. I myślę, że udało mi się ich przekonać, że nie należy się nas, niepełnosprawnych, bać. Jesteśmy tacy sami – mamy swoje marzenia, miłości i słabości – dodaje pani Teresa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |