Puste miejsca przy wigilijnym stole wcale nie są smutne. Są pełne miłości i nadziei.
Ponad 10 lat temu spełniły się marzenia Wiktora Gackowskiego, który chciał mieć dużą rodzinę i dom z ogrodem. Bóg wysłuchał jego pragnienia, a przy okazji spełnił także marzenie żony. Dał im dwór z parkiem i rodzinę, która nie mieści się w busie.
Tradycyjne puste miejsce dla wędrowca przy wigilijnym stole może nareszcie zyskać konkretny sens. Wystarczy wesprzeć świąteczną akcję charytatywną Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta.
Duży wózek na zakupy zawsze robi wrażenie pustego, a firmy płacą wielkie pieniądze za towary wystawiane w głównych alejkach.
Dwie lodówki i regały są jeszcze puste, ale ekipa jadłodzielni ma nadzieję, że wkrótce się zapełnią. Założenie jest proste: zostaw jedzenie, którego masz za dużo, weź, na co masz ochotę. W Szczecinku rusza foodsharing.
„Jedyną rzeczą gorszą od bycia niewidomym jest posiadanie wzroku bez umiejętności patrzenia” – napis na bluzce Małgosi Galbarczyk to nie puste hasło. Dobrze wie, że marzenia się spełniają, ale najpierw trzeba je mieć.
– Musiałem jechać z trzema przesiadkami w miejsce, w które mogłem dojechać jednym autobusem. Jest mi zwyczajnie przykro, że w ten sposób traktowane są osoby niepełnosprawne.
Już drugi sezon słupscy studenci biorą się za gotowanie i rozwożenie krupników i grochówek do miejsc, w których można spotkać bezdomnych
Ten projekt to innowacja społeczna. I chociaż w Polsce jest już kilka takich punktów, to w Trójmieście takiego miejsca jeszcze nie było.
– Dzisiejsze społeczeństwo jest bardzo zatomizowane. Nam zależy na stworzeniu prawdziwej wspólnoty oraz atmosfery współodpowiedzialności za miejsce, w którym żyjemy – wyjaśnia Roman Gąsienica.