Żeby to dalej było

– Ten Pan Jezus był ciężki jak nie wiem co. Żeliwny odlew. Jak moplikiem wracałem z Nim przywiązanym na szyi, to myślałem, że mi głowę urwie – mówi Wojciech Kurasz ze Zdzieszowic.

Do Zdzieszowic przyprowadził się 20 lat temu, w lutym. Już w marcu zabrał się za remont kapliczki św. Jana Nepomucena. – Wtedy przyszedłem do stolarni Beniamina Grzesika pożyczyć jakieś narzędzie, deskę. I tak my się poznali. On mi pomaga, daje swój warsztat, narzędzia, jeździ ze mną on albo pracownicy, albo syn – Dominik. To jest duża rzecz taka pomoc – mówi Wojciech Kuprasz. Odnawia, remontuje i stawia kapliczki i krzyże przydrożne w całej okolicy wokół Góry Świętej Anny. Zdzieszowice, Żyrowa, Oleszka, Jasiona, Krępna, Lichynia, Zalesie Śląskie, Raszowa, Leśnica, Łąki Kozielskie – to tylko kilka miejscowości, do których dotarł ze swoją pasją odnawiania Wojciech Kuprasz. Ile krzyży i kapliczek ma na koncie? – Lekutko z 50 tego było – mówi.

Proboszcz dzwoni, że krzyż ukradłem!

– Najpierw robiłem te, co znałem i widziałem, że potrzebują naprawy. A potem w pracy, w „Koksach”, ludzie zaczęli mi mówić: tam jest zniszczona kapliczka, tam krzyż. Czasem to kawał drogi był – opowiada Kuprasz. Różne sytuacje się zdarzały. – Taki polny krzyż wystawiony przez rodzinę. Mówili, że już z niego nic nie będzie. A to jest modrzew! On przeżyje nas wszystkich. Wzięliśmy go do warsztatu, a za godzinę proboszcz z tej parafii dzwoni, że krzyż ukradłem! Ale wszystko się wyjaśniło – śmieje się pan Wojciech. Śmieje się też, opowiadając o kapliczce przy klasztorze sióstr. – Dzieci z ochronki mówiły, że to Matka Boska od Lotników. Bo farba tak poodpadała, że wokół oczu Maryi zrobiły się czarne gogle – mówi.

O każdej kapliczce, krzyżu i ludziach z nimi związanych ma własną opowieść. – W Oleszce jest stara, zabytkowa kapliczka, z tysiąc osiemset któregoś roku. I wyobraź sobie, że w roku 1944 dwaj ludzie z Oleszki ją remontowali. Wojna była, front się zbliżał, a im się chciało kapliczkę remontować! Takie to dla nich było ważne – zamyśla się. – A tę kapliczkę z 1967 remontowałem na prośbę właścicielki. Postawiła ją w miejscu, gdzie jej mąż wyzionął ducha, jak wracał z pracy. Kapliczkę między Raszową a Leśnicą ludzie postawili po wojnach szwedzkich, bo mówili, że w tym miejscu straszyło. Potem o tym zapomnieli i kapliczka została sama sobie, zaniedbana. Odremontowałem i latem w polu kukurydzy wyglądała pięknie jak wieża Eiffla w Paryżu – opowiada.

Dlaczego?

Teraz Wojciech Kuprasz odnawia krzyż z Zalesia Śląskiego. Codziennie po pracy przychodzi do stolarni Grzesika, pracuje nad renowacją krzyża i figury. Od 16 do 20. Odlane są też betonowe postumenty, na których staną gablotki z obrazkami św. Marka i Anioła Stróża. Czeka, aż przejdą mrozy, żeby pojechać i ustawić krzyż na miejscu. Dlaczego to robi? – Bo to jest pomoc ludziom. I Bogu. Żeby wszystko dalej było. Bo przecież te kapliczki to są czyjeś intencje. A często intencje całych wiosek. Jest tak? – pyta Kuprasz. Skąd u niego ten zapał religijny? – Człowiek od małego był chowany w wierze, to dlaczego nie? – odpowiada i dość szybko zmienia temat: – O dziwo, jeszcze nikomu nie przyszło na myśl, żeby zniszczyć odnowioną, szybę wybić albo coś podobnego. Jest szacunek. To mnie cieszy. Tylko raz ktoś zwinął figurkę Matki Bożej Loretańskiej. Z samego Loreto ją przywiozłem. Ale kupiłem nową i ta stoi, widocznie tamta się komuś bardzo podobała – mówi pan Wojtek.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg