Azyl za zieloną bramą

Kaja miała wszystko: dom, męża, dobrą pracę, wczasy za granicą. Miała też czasami siniaki chowane pod długimi rękawami, spodniami i ciemnymi okularami. I całą litanię przygotowanych wyjaśnień. Bo kto uwierzy, że jest bita?

Za ścianą milczenia

Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, dlaczego kobiety milczą o przemocy. Biorą na siebie odpowiedzialność (bo to jej wina), wstydzą się (bo co ludzie powiedzą), boją się niezrozumienia (widocznie tak jej dobrze). Pracownicy Centrum z radością przyjmują każdy przejaw zmian nastawienia społecznego do przemocy. Zmienia się podejście policji, prokuratury, sądów. – Czytałyśmy już takie kuriozalne wyroki, że oczy otwierały nam się szeroko ze zdumienia. Faktem jest, że oskarżony przekroczył taki a taki paragraf, że bił, że poniżał, że manipulował, cała litania tego, co sprawca robił ofierze, ale czyn ten nie nosi znamion czynu szkodliwego społecznie. To jest absurd. Sprawca otrzymuje sądowe potwierdzenie, że to, co do tej pory robił, nie jest niczym złym! Ale to się zmienia, na szczęście – mówią. – Niekiedy chronią też sprawcę. Nie siebie. Nie wyobrażają sobie, że mogą bez niego funkcjonować. Przez lata słyszą, że są nikim, że gdyby nie on, to dawno skończyłyby pod mostem. Po latach ofiara też tak o sobie myśli. Boją się również o dzieci. To częsty szantaż: udowodnię, że nie nadajesz się na matkę, że jesteś chora psychicznie i zabiorę ci dzieci.

Dla niektórych argumentem jest wiara – mówi Danuta Rompa. – W takich skrajnych przypadkach dotykamy kwestii prawa do godności i ochrony życia. Istotą węzła małżeńskiego jest jego nierozerwalność, ale prawo  kanoniczne w kan. 1151–1155 mówi o tym, że niekiedy potrzebna jest separacja, czyli zerwanie lub zaniechanie wspólnoty małżonków przy dalszym trwaniu zawartego przez nich małżeństwa – wyjaśnia ks. Krzysztof Włodarczyk, dyrektor Wydziału Duszpasterskiego kurii biskupiej. – Sprawa nigdy nie jest stracona, bo nie tracimy nadziei na nawrócenie, ale jeśli druga strona nie robi nic, żeby naprawić sytuację, to Kościół nie wymaga narażania życia i zdrowia, także psychicznego. Trwając w sakramencie małżeństwa, kobieta nie traci łaski sakramentalnej. Straci ją dopiero, wchodząc w nowy związek, a więc zrywając węzeł małżeński.

Czasami wracają

Praca w „Nadziei” wymaga odporności. Starają się też nie wpadać w przygnębienie, kiedy ich podopieczne wracają do prześladowcy. – Najbardziej nieprofesjonalne pytanie brzmi: „dlaczego?”. Nie można o to pytać, bo one same nie wiedzą, dlaczego się z kimś takim związały, dlaczego tak długo w tym tkwiły, dlaczego dopiero teraz, dlaczego wracają. Pytanie „dlaczego” sugeruje też, że to ona jest winna tej sytuacji – mówią. Tak działa uzależnienie. – Przychodzi kobieta w strasznym stanie. Zbiera się przez kilka miesięcy, dochodzi do siebie, staje na nogi, widzi bagno, z którego wyszła i… wraca do sprawcy. Nam zapiera dech w piersi, bo wiemy, co ją tam czeka. Ona też wie, co będzie się działo. Ale są kobiety, które muszą odejść i wrócić kilkakrotnie, jakby musiały się naprawdę przekonać – kiwa głową Danuta Rompa. – Niekiedy próbują kilkakrotnie ucieczki. Ale jeśli nie dostaną wsparcia od bliskich – łamią się i wracają. Dlatego to tak istotny element: rodzina, przyjaciółki, znajomi, instytucje.

Na szczęście tych, co wracają, jest niewiele. Przeglądając papiery, pani kierownik wylicza te, którym się udało. Pamięta wszystkie. – Najczęściej przychodzą do nas, kiedy sytuacja jest taka, że nie ma już do czego wracać. To chyba taka nasza mentalność polskiej kobiety, że będzie walczyć, poświęcać się do końca. Takie jesteśmy wytrzymałe i tak bardzo pragniemy mieć rodzinę i ją chronić. Nawet za cenę siebie – zamyśla się. Cieszą się z każdego happy endu. – Dostają mieszkania socjalne, poznają dobrego mężczyznę, znajdują pracę. Czasami przychodzą, czasami piszą. Na wiosnę dzwoniła dziewczyna, żeby powiedzieć, że wyszła za mąż. Sporo się przemieszczam po Koszalinie i spotykam „nasze” kobiety. Jedna pracuje w sklepie, inna w jakimś zakładzie, mijamy się na ulicy czy w autobusie. Kiedy trzeba, pomagamy im materialnie. Niektóre chcą porozmawiać, inne jak najszybciej zapomnieć o tym, że tu były. Bo Centrum kojarzy im się z najgorszymi momentami ich życia. Wymazują z pamięci, nawet dzień dobry nie mówią. Ale dla nas jest tylko ważne, że stanęły na nogi – mówi Danuta Rompa.

Imiona ofiar – bohaterów artykułu zostały zmienione.

Gdzie po pomoc?

Centrum Kryzysowe dla Kobiet i Kobiet z Dziećmi z Koszalina „NADZIEJA” im. bł. Jana Pawła II; ul. Harcerska 17, 75-073 Koszalin, tel. (94) 342 30 05

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg