Kaja miała wszystko: dom, męża, dobrą pracę, wczasy za granicą. Miała też czasami siniaki chowane pod długimi rękawami, spodniami i ciemnymi okularami. I całą litanię przygotowanych wyjaśnień. Bo kto uwierzy, że jest bita?
Dopiero niedawno dowiedziała się, że jest jedną z 800 tys. kobiet, które rocznie doświadczają w Polsce przemocy. Takie dane podaje Fundacja Feminoteka.
Świat iluzji
Zaczęło się jeszcze przed ślubem. Od drobnych kłamstw, które Kaja szybko nauczyła się ignorować. Żeby nie wszczynać awantur, za które zresztą potem Romka przepraszała. – Sztukę manipulacji ma opanowaną do perfekcji. Czemu wierzyłam? Nie wiem. Może dlatego, że go kocham – mówi, próbując nie zwracać uwagi na lekko drżące ręce. – Kochałam – poprawia się za chwilę.
Pierwszy raz uderzył ją kilka miesięcy po ślubie. Otwartą dłonią wymierzył siarczysty policzek. – Bo miał zły dzień – wyjaśnia kobieta. Potem złe dni miał coraz częściej. Bił mocniej. Coraz częściej też powtarzał, że jest brzydka, beznadziejna i głupia. I że bez niego zginie. Ale o pozory idylli małżeńskiej dbał do końca. Dlatego tak trudno było niektórym uwierzyć, że temu facetowi, który chodzi na spacery jak zakochany i obdarowuje kwiatami, zdarza się kopać Kaję w brzuch. – Czasami ściskał mi rękę tak, że bałam się, że połamie mi palce. Ale nie przestawał się uśmiechać do mijanych znajomych – stara się opowiadać spokojnie. Nie zawsze jej to wychodzi, chociaż zachowywanie pozorów ćwiczyła przez 5 lat. Potrafiła Romka usprawiedliwiać w najbardziej absurdalnej sytuacji. Przez ten czas kilka razy próbowała odejść. Wracała. Psycholog wyjaśnił jej, że jest ofiarą, znajomi dali kąt, znalazła pracę w innym mieście, zmieniła numer telefonu. Zerwała kontakty ze starymi przyjaciółmi, których i tak zostało niewielu. Zniechęcili się po kolejnych próbach niesienia pomocy.
Najpierw bezpieczeństwo
Danuta Rompa przez 7 lat szefowania koszalińskiemu Centrum Kryzysowemu „Nadzieja” słyszała wiele takich historii. Właśnie dla takich kobiet jak Kaja, dzięki współpracy duńskiej Fundacji Espersen, Urzędu Miasta oraz diecezjalnej Caritas, powstało w Koszalinie takie miejsce dla kobiet oraz kobiet z dziećmi. Za zieloną bramą budynku na ul. Harcerskiej azyl znalazło już ponad 300 osób – kobiet i dzieci. – Wchodzą tu z jakiegoś szalonego, chorego świata. Dostają swój pokój, wsparcie, informację. Nie załatwimy za nie ich problemów, ale robimy wszystko, by dać im do tego narzędzia, a przede wszystkim bezpieczeństwo – mówi pani kierownik.
Ofiary przemocy mogą pozostać w Centrum nawet 9 miesięcy. – To dużo i mało – jak mówią pracownicy Centrum. – Nikt „nie odkręci” na przykład 16 lat życia w kilka miesięcy. Niektóre panie wyprowadzają się szybko. Innym brakuje siły i pomysłu na życie. Niektóre mają depresję, inne wpadły w uzależnienia, zdarzają się i kobiety z upośledzeniami – opowiada pani kierownik. – Im dłużej tu mieszkają, tym trudniej potem na nowo zmierzyć się im już całkiem samodzielnie z życiem. Wyrwanie się z kręgu przemocy jest najważniejszą rzeczą, jakiej dokonują, ale nie ostatnią. Nie mogą się na tym zatrzymać, bo problemy dopiero się zaczynają, choć są innego rodzaju. Najczęściej następuje dopiero konfrontacja z rzeczywistością. Kobieta widzi, jakie spustoszenia przemoc dokonała w nich, w dzieciach, do jakiej sytuacji to wszystko doprowadziło. Dopiero wtedy widzą, że ich dzieci się nie śmieją albo nie mówią, moczą się, histeryzują, niszczą.
Na pierwszy ogień idą sprawy formalne, sądowe i urzędowe. – Trudno uwierzyć, ile rzeczy muszą pozałatwiać. Takie zaświadczenie, tu ubezpieczenie, tam formularz, gdzie indziej brakuje jakiegoś druku, nie zabrała dokumentów z domu. Zaczyna się chodzenie po instytucjach. I wszystko zależy od tego, jak ją tam potraktują. Często mówią: nie wiedziałam, że policja może mi tak pomóc – przyznaje Danuta Rompa. Równolegle idzie praca ze specjalistami. Placówkę finansuje Urząd Miasta i Caritas. – Jest coraz trudniej. W tym roku nie dostaliśmy ani złotówki na specjalistów, bo jest sztab ludzi w mieście i można korzystać z ich pomocy. Ten sztab to kilka osób, zdecydowanie za mało na takie miasto jak Koszalin. Wszędzie są kolejki. W MOPS-ie jest dwóch psychologów na 100 tys. ludzi. Na wizytę u nich czeka się miesiącami – pani kierownik rozkłada bezradnie ręce.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |