Mei tai i masaż Shantala

Mnóstwo wzorów, kolorów, rodzajów tkanin. Noszenie dzieci w chustach to nie fanaberia ani nowoczesna moda przekonuje Małgorzata Foks.

Młoda wesoła dziewczyna na stronie internetowej nubik.pl prezentuje przecudnej urody chusty – nosidełka dla dzieci. Wszystkie uszyła sama. Choć z wykształcenia jest matematykiem, od dawna nie pracuje w swoim zawodzie. – Prawie rok, zaraz po urodzeniu syna, nie wychodziłam z nim na spacery – mówi Małgosia. – Kuba nie znosił leżeć w wózku. Przeżywaliśmy dosłownie gehennę. Kiedy dwa lata później na świecie pojawiła się Nina, byłam już mądrzejsza. Małgosia sama uszyła sobie chustę do noszenia córki. – Zawsze miałam zdolności manualne, a że w domu była maszyna do szycia, postanowiłam sprobować. Nie była to jakaś profesjonalna chusta. Materiał nie ten. Ale stała się pomocna, bo odciążała mi ręce i kręgosłup. Zaczęłam szukać w Internecie rożnych sposobów na jej wiązanie. Do zrobienia jakiś czas później kursu na doradcę chustowego zainspirowała mnie znajoma. Później zainteresowałam się popularnymi azjatyckimi nosidełkami zwanymi mei tai. To kawałek materiału wiązanego do ciała za pomocą czterech długich pasów. Nie ma żadnych elementów sztywnych podobnie jak chusty, dzięki czemu umożliwia noszenie maluszka zgodnie z fizjologią niedojrzałego kręgosłupa. Z pomocą przyszedł znowu Internet. Na anglojęzycznych stronach znalazłam wykroje tych nosideł. Kupiłam materiał i tak powstało moje pierwsze mei tai. Szyłam dla siebie, potem dla znajomych, później dla znajomych znajomych. To było pięć lat temu. Dziś Małgosia oprócz szycia nosideł jest profesjonalnym doradcą chustowym.

Powrót do korzeni

Jak twierdzi Jean Liedloff , autorka książki „W głębi kontinuum”, droga do osiągnięcia przez człowieka prawdziwej niezależności prowadzi przez początkową zależność. Zależność to bliskość, a bliskość to noszenie. Ciągle panuje jednak w naszym społeczeństwie opinia, że częste noszenie dziecka to prosta droga do wychowania małego tyrana. Dorośli zwykle myślą, że stwarzają dziecku lepsze warunki do odpoczynku, stawiając mu łóżeczko w spokojnym, oddalonym miejscu. A dzieci lubią być noszone. I nikt temu nie zaprzeczy. Można sobie teraz zadawać pytanie, czy wynika to z ich egoistycznej postawy wobec świata, czy jest im to zwyczajnie potrzebne, aby prawidłowo się rozwijać. W środowisku naukowym w 1996 roku ukazały się wyniki badań (magazyn „Pediatrics”), które jednoznacznie potwierdzają, iż dzieci noszone płaczą mniej o 43 proc. w dzień i o 51 proc. nocą. W Europie tradycja noszenia dzieci zaczyna się dopiero odradzać, natomiast w wielu kulturach jest ona dobrze znana i przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Trening na lalkach

- Cieszę się, że zmienia się moda z zimnego chowu na bliższy kontakt z dzieckiem – mowi Małgosia. – Coraz częściej oprócz warsztatów chustowych, które prowadzę zarówno w szkołach rodzenia, jak i domach kultury, zgłaszają się do mnie kobiety, które chcą żebym przyjechała do nich do domu, by pokazać jak wiązać chustę. Tym bardziej że w szkole rodzenia wiązania uczą się na lalkach, a potem w domu pojawia się prawdziwy człowiek – śmieje się Małgosia. – Takie indywidualne spotkania to najwygodniejsza forma dla mam. Do jakiego wieku można nosić dziecko w chuście? – Tak naprawdę tak długo jak długo wygodnie jest rodzicowi i dziecku. Zmienia się tylko rodzaj wiązania. Ja nosiłam moja córeczkę na plecach, jeszcze gdy miała 3 lata. Jestem zdziwiona, że tak niewiele chustowych rodziców widać na ulicach Lublina, bo warsztatów chustonoszenia prowadzę naprawdę dużo. Kiedy jest cieplej, pojawia się więcej zamotanych dzieci, ale to nadal jednak mało.

Zastąpić tatę

- Pracuję w Dzielnicowym Domu Kultury Węglin – mówi Sylwia Wojcik. – Gosia prowadziła u nas warsztaty noszenia dzieci w chustach wiele razy. Pod jej okiem szkoliłam się, jak nosić moją córeczkę. Uważam, że lubelskie mamy i tatusiowie mają naprawdę szczęście, że to w naszym mieście mieszka tak fajna doradczyni chustowa. Szczęście mają też ci, którzy przygodę z rodzicielstwem mają dopiero przed sobą. Gosia jest nie tylko doradcą chustowym. Jest też jedną z niewielu w naszym rejonie doulą. – Zawsze interesowałam się tym, co się dzieje przy porodzie. Jak on powinien wyglądać zarówno od strony medycznej, ale także psychologicznej – podkreśla. Zapotrzebowanie na doule dopiero się pojawia. Wielu ludzi jeszcze nie wie, co to takiego. W szpitalach kobiecie przy porodzie może towarzyszyć tylko jedna osoba i jeśli tylko mąż zechce być przy narodzinach, to doula już nie ma takiej możliwości. – Ostatnio byłam przy rodzącej, której mąż pracuje za granicą. Prawdopodobieństwo, że będzie w Polsce akurat w chwili, gdy jego dziecko zechce przyjść na świat, było dosyć znikome, więc zdecydowali się na moją pomoc – opowiada. – Na 31 sierpnia moja kolejna para ma termin porodu. Za nimi kiepskie doświadczenia narodzin ich pierwszego dziecka. Wierzą jednak, że tym razem uda im się urodzić w sposób jak najbardziej naturalny.

Matematyczka położną

Małgosia dwa lata temu zdecydowała się na rozpoczęcie studiów położniczych, żeby jeszcze bardziej fachowo moc spełniać rolę douli. W tym roku już je kończy. A ponieważ położnictwo to tylko dzienne studia, musiała kompletnie przeorganizować całe swoje życie. – Koniecznością stało się przejście na utrzymanie męża – śmieje się. Trudno pogodzić pracę z nauką. Warsztaty chustowe i bycie doulą, jak podkreśla, to przede wszystkim pasja, a nie forma zarabiania pieniędzy. Że tak jest, przekonuje Julia Świderska, która już za chwilę spodziewa się narodzin swojego drugiego dziecka. – Jeśli są w naszym mieście mamy w stanie błogosławionym lub już tulące swoje skarby w ramionach, ktore jeszcze nie znają Małgosi, to fajnie by było, gdyby wiedziały, że mieszka wśród nas osoba, która może pomoc uczynić macierzyństwo piękniejszym. Sama miałam okazję się o tym przekonać niejednokrotnie na warsztatach chustowych, szkoleniu z zakresu masażu Shantala czy zwyczajnie w trudnych momentach, znanych każdej kobiecie w ciąży. Cieszę się, że pomaga kobietom podczas porodu jako doula, bo rzeczywiście wydaje się być do tego powołana. Razem z mężem chcemy, aby była też z nami podczas narodzin naszego drugiego dziecka i wierzymy, że z Bożą pomocą powitamy je szczęśliwie na świecie.

Małgosia Foks pomagała przy narodzinach syna także Kasi Hołubek. – Uważam, że Gosia to lubelska „instytucja”, która pomaga rodzicom w sposób jak najbardziej naturalny urodzić, ale też wychowywać swoje maleństwa. To osoba wyjątkowo otwarta, przyjazna i odważna. Od jakiegoś czasu Gosia uczy młodych rodziców także masażu Shantala. – To przede wszystkim idea bliskości – wyjaśnia. – Specjalny masaż z uciskiem ma też za zadanie uspokoić dziecko i wytyczyć granice jego ciała. Przyszła położna ukończyła niedawno także kurs związany z ćwiczeniami mięśni dna macicy po porodzie. Ale jak mówi chyba to już ostatnie ze szkoleń. Czuje, że wie wystarczająco dużo, by tak jak umie najlepiej, pomagać kobietom.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg