W Polsce jest coraz więcej aborcji eugenicznych – twierdzi Mariusz Dzierżawski z Fundacji Pro – prawo do życia. Jutro w Sejmie odbędzie się głosowanie w sprawie projektu zakazującego zabijania dzieci nienarodzonych, u których stwierdzono nieuleczalną chorobę.
Fundacja Pro - prawo do życia zachęca do pytania posłów swojego regionu, jak zamierzają głosować jutro w Sejmie w sprawie projektu ustawy zakazującej zabijania nienarodzonych ze względów eugenicznych. W ramach akcji „Powstrzymaj zabijanie - zadzwoń do posła” w internecie (www.stopaborcji.pl) zamieszcza adresy e-mail i telefony posłów Platformy Obywatelskiej.
- Od tygodnia setki i tysiące ludzi przepytują w tej sprawie swoich reprezentantów w Sejmie. Głównie posłów PO, bo to w ich rękach jest los chorych dzieci. Ale ta akcja nie skończy się z jutrzejszym głosowaniem. Będzie trwała, bo budując społeczeństwo obywatelskie chcemy ujawniać, jak posłowie zachowują się w Sejmie w ważnych dla nas sprawach. Jeśli znajdą się tacy, którzy zagłosują za dopuszczalnością aborcji, będziemy ich pokazywać – mówi Mariusz Dzierżawski, który od 2005 r. zorganizował ponad 300 wystaw pokazując skutki zabijania dzieci nienarodzonych.
Akcji „Zadzwoń do posła” towarzyszy spot reklamowy wyprodukowany przez Razem TV. Widać na nim ciało dziecka rozszarpane po aborcji. Obrazowi towarzyszy komunikat, wymieniający troje posłów popierających ustawodawstwo aborcyjne. Wśród nich jest marszałek Sejmu Ewa Kopacz.
- W Polsce w państwowych szpitalach coraz częściej zabija się nienarodzone dzieci podejrzane o to, że są chore. W 2010 r. aborterzy ze względu na przesłankę eugeniczną zabili 614 dzieci – mówił na konferencji poświęconej temu problemowi Mariusz Dzierżawski z fundacji Pro – prawo do życia, dodając że zapisy ustawy, która na takie zabiegi pozwala są uznaniowe.
- Kobiety w ciąży w Polsce straszy się tym, że mogą urodzić dzieci z wadą genetyczną. Wystarczy spojrzeć na fora internetowe, pełne przerażonych kobiet ciężarnych, które po badaniach przesiewowych usłyszały, że ryzyko jej wystąpienia jest u nich 2-3 krotnie wyższe. Ale znacznie gorszy cios, to reakcja lekarzy ginekologów, którzy w tej sytuacji mówią: „niech się pani nie martwi, w 18. tygodniu ciąży jeszcze da się z «tym» coś zrobić”. I nie chodzi o leczenie, bo wyleczyć się nie da… - mówiła Kaja Godek, mama dziecka z zespołem Downa, podczas konferencji zorganizowanej 9 października przez Fundację Pro – prawo do życia.
Pytanie, czy nikt jej nie powiedział, że „z tym coś można zrobić” mama kilkuletniego Wojtka usłyszała ostatni raz tuż przed porodem, między jednym a drugim skurczem.
– Te dzieci od początku traktuje się nierówno, wskazując że lepiej byłoby je zabić. A kobiety, zamiast usłyszeć słowa pocieszenia, otrzymują drugi cios i propozycję, by w obliczu prawa, za publiczne pieniądze „pozbyć się ciężaru”. Dziś Wojtek chodzi do przedszkola. Inne dzieci go uwielbiają, a od nauczycielek słyszymy, że to świetne dziecko i ma wielki potencjał budowania dobrych relacji z innymi. Dziecko z zespołem Downa nie jest bezwartościową osobą, a jego matka nie zrobiła żadnej łaski, że go urodziła – przekonuje Kaja Godek.
Według Kingi Małeckiej-Prybyło (Fundacja Pro - prawo do życia), kobiety w ciąży coraz częściej pod pozorem współczucia są często przymuszane do zabicia własnego dziecka w przypadku podejrzenia choroby.
- Zamiast pomocy państwa w wychowaniu dzieci, doświadczają one presji ze strony otoczenia, zwłaszcza ginekologów. To efekt złej ustawy z 1993 r. W 2010 r. prowadzono 26 postępowań w sprawie zmuszania do aborcji. A ile jest takich przypadków, gdy kobieta jest osaczona i podejmuje taką decyzję, ulegając presji bez powiadamiania o tym prokuratury? – pytała Kinga Małecka-Prybyło dodając, że kara dla osoby przymuszającej do aborcji jest w Polsce mniejsza niż za zabicie zwierzęcia.