Robią sporo hałasu. Bez nich wielkie wrocławskie uroczystości straciłyby szyk. Pasjonaci luf i prochu, ale i polskich dziejów oraz strzelectwa sportowego w tym roku obchodzą 20-lecie swojej organizacji.
Szczególną rolę pełnią w Święto Wrocławia, 24 czerwca. W towarzystwie orkiestry wojskowej prowadzą wówczas przez rynek, z bazyliki garnizonowej, pochód Rajców Miejskich wraz z prezydentem i wiceprezydentami. Orszak dociera do ratusza, pod którym odbywa się intronizacja Króla Kurkowego – wyłonionego w ramach specjalnych zawodów. – Strzela się podczas nich w tyczkę, na której umieszczone jest wyobrażenie kura. Zwycięzcą zostaje ten, od którego strzału kur spadnie – tłumaczy Zbigniew Wierzbicki, hetman Bractwa Kurkowego Miasta Wrocławia. W tym roku po raz pierwszy w jego historii zawody wygrała jedna ze strzelających pań (do bractwa należą trzy) – Agnieszka Kroczak. To ona obejmuje tytuł Króla Kurkowego, wraz z prawem noszenia specjalnego łańcucha.
Na murach i na stadionie
Powstanie bractw strzeleckich wymogła przed wiekami potrzeba obrony miast. – Znamienici mieszczanie brali udział w ćwiczeniach wojskowych, by potem tworzyć kadrę dowódczą, prowadzącą na mury wszystkich mieszkańców – wyjaśnia hetman. W ten sposób zawiązywały się stowarzyszenia, które potem przerodziły się w bractwa kurkowe. Z czasem przybrały kształt organizacji towarzyskich, wspierających kulturę, sztukę.
Wrocławskie bractwo w obecnej postaci zaistniało w 1994 r., odwołując się przede wszystkim do tradycji lwowskich – o czym przypominają barwy umundurowania: niebieska, złota i amarantowa. – Zwracamy się do siebie „bracie”, „siostro”, jak w rodzinie staramy się pomagać sobie nawzajem. Chcemy również robić coś dla innych – tłumaczy Z. Wierzbicki. Można ich spotkać nie tylko podczas miejskich ceremonii, tradycyjnych czy bieżących wydarzeń (potężny salut z 20 luf armatnich zabrzmiał z okazji otwarcia Stadionu Miejskiego). Ważna część ich działalności to propagowanie strzelectwa rekreacyjnego, sportowego. – Mamy wszystkie uprawnienia klubu sportowego, łącznie z uprawnieniami Polskiego Strzeleckiego Związku Sportowego – mówi hetman.
Bractwo korzysta ze strzelnicy Stadionu Olimpijskiego, organizując tam na przykład kolejne edycje Pikniku Strzeleckiego. – Jako organizacja pożytku publicznego czujemy się zobowiązani do działalności na rzecz wrocławian. Piknik, pod hasłem „Strzelać każdy może”, jest jedną z jej form. Ludzie, którzy nie mają żadnego doświadczenia ze strzelaniem, mogą tu spróbować swoich sił. Jeśli ktoś weźmie udział w co najmniej trzech z pięciu w ciągu roku edycji pikniku, jego najlepszy wynik wliczany jest do klasyfikacji generalnej. Zwycięzca otrzymuje na koniec wielki puchar z rąk prezydenta – dodaje. – Mamy kadrę instruktorska jedną z największych na Dolnym Śląsku. Nasze stowarzyszenie liczy obecnie ponad 60 członków, z czego ok. 30 osób ma pełne uprawnienia do prowadzenia zajęć z bronią palną.
Kamienne kule i czarny proch
Pikniki strzeleckie to także okazja obejrzenia zbiorów kolekcjonerów broni – których w bractwie nie brakuje – i wysłuchania mnóstwa opowieści. Bracia pokazują pistolet, jaki trzymał przy łóżku Józef Piłsudski, broń, jakiej użył na pl. św. Piotra Ali Agca, czy taką, która w ręku zamachowca przyczyniła się do rozpętania I wojny światowej. Ciekawostką jest oryginał pistoletu używanego przez przodka pewnego pana w powstaniu styczniowym. Kiedy pradziadowi skończyły się kapiszony, zaczął tłuc Moskali pistoletem po głowach – co zostawiło na broni widoczne ślady. Widać też parę pistoletów pojedynkowych, czarnoprochowych. – Musiały być identyczne; to za ich pomocą rozwiązywało problem dwóch panów mających inne zdanie na jeden temat – tłumaczy obrazowo pan Ryszard.
Kopalnią wiedzy i wspomnień jest Andrzej Dobrowolski, który militarną pasję rozwinął w Radzyminie, gdzie mieszkał w dzieciństwie. Można tam było znaleźć wiele pozostałości broni, przypominających o walkach z bolszewikami w 1920 r. Kiedy wybuchła wojna w 1939 r., znalazł się z rodziną w mieszkaniu ciotki w Warszawie, obok którego mieścił się – bacznie przez młodego Andrzeja obserwowany – punkt zdawania broni przez żołnierzy polskich. W czasie powstania warszawskiego uciekł rodzicom i wstąpił do kompanii szturmowej kapitana „Zdana”. Wtedy to, wspólnie z kolegą Stasiem – w nagrodę za odciągnięcie pewnego Niemca, leżącego obok zniszczonego czołgu z karabinem maszynowym – otrzymał od dowódcy pistolet „Vis”. Niestety w 1958 r. zabrano mu go – wraz z innymi egzemplarzami kolekcjonowanej broni. – Adwokat na rozprawie kazał mi prosić o łagodny wymiar kary. A ja, w ostatnim słowie przed wyrokiem, wstałem i mówię: „Proszę mi to wszystko zwrócić!”. Adwokat aż jęknął – wspomina pan Andrzej. Kolekcjoner jakoś jednak wykaraskał się z kłopotów, a utracone zbiory odbudował. W tej chwili ma ok. 200 starych pistoletów. – Najstarszy pochodzi z… 1364 r. – mówi i tłumaczy, jak to w owych zamierzchłych czasach zbrojni rycerze strzelali do siebie z użyciem prochu i kamiennych kuli, jakie innowacje zapoczątkował Leonardo da Vinci, a także inni konstruktorzy.
– Nie fascynujemy się bronią jako narzędziem zabijania. Widzimy w niej wytwór myśli technicznej – podkreśla pan Ryszard, dodając, że dla niego zaangażowanie w bractwo wynika z chęci kultywowania tradycji, znajomości historii.
Kur to niejedyne zwierzę ważne dla bractwa. To dzięki staraniom kurkowych braci – we współpracy z Muzeum Miejskim Wrocławia – pod ratuszem zrekonstruowano stojącą tu kiedyś figurę niedźwiedzia, która zaginęła w czasie wojny. Miś ów wpisał się odtąd na stałe w brackie życie. Co roku, w ostatnią sobotę czerwca, na Stadionie Olimpijskim odbywa się strzelanie o Statuetkę Złotego Niedźwiadka – odlaną z brązu miniaturę figury spod ratusza. Na tych zawodach goszczą mistrzowie Europy i świata w strzelaniu z broni historycznej. W przedostatni tydzień stycznia z kolei kurkowi bracia strzelają o puklerz św. Sebastiana. Męczennik ów poniósł śmierć od strzał z łuku, jest więc patronem wszystkich strzelców, a jego obraz wisi w brackiej sali w ratuszu. – Zawody o tytuł strażnika puklerza, na które przyjeżdżają też nasi przyjaciele zza zachodniej granicy, z niemieckich bractw strzeleckich, odbywają się niezależnie od warunków pogodowych (strzelaliśmy już przy temperaturze –28 °C). Po ciemku strzelamy do… płomienia świecy – mówi hetman. Kto zgasi ją strzałem, ma prawo w finale strzelać z łuku o honor rocznego posiadania puklerza.
W związku z jubileuszem 20-lecia bractwa w ratuszu, w sali brackiej, można oglądać specjalną wystawę – która po wakacjach ma być rozbudowana. Warto wspomnieć o inicjatywie upamiętniającej 220. rocznicę insurekcji kościuszkowskiej: w tym roku, od czerwca do października, w każdą sobotę o 12.15 członkowie bractwa oddają specjalny salut na cześć trzech kosynierów, którzy zdobyli na Moskalach trzy armaty. Strzelanie odbywa się na Wzgórzu Polskim obok Panoramy Racławickiej. Inna okazja, by zobaczyć strzelców w akcji, to majowy piknik organizowany przez parafię w Leśnicy. Można tu chwycić w dłonie łuk. – Strzelamy z każdego rodzaju broni. Kto nie lubi huku, strzela z łuku – mówi z uśmiechem Zbigniew Wierzbicki. A jednak bracia kojarzą się z niezłym hałasem. Zamieszczony na ich stronie hymn bractw strzeleckich głosi: „Jak ojców kord – tak Polskę dziś zasłoni z braterskich strzelb piorunów gromki chór”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |