Rodzice z trudem godzą się z tym, że ich nastolatek musi wyfrunąć z rodzinnego gniazda do internatu. Nie wiedzą, jak to na niego wpłynie, bo... czy internat wychowuje?
Kasia robi rozkład dnia
Do pokoju wychowawców w Boninie wchodzi ciemnowłosy chłopak. Prosi o płyn do czyszczenia podłóg. Nie dyskutuje tonem typowym dla nastolatka, że posprząta, tyle że później. Ma dyżur. – Damian nauczył się w internacie robić pranie – cieszy się W. Rutkowska. – Sam segreguje odzież, obsługuje pralkę, co najwyżej dzwoni i pyta, na jaką temperaturę ją nastawić. W szczecineckiej bursie wychowankowie nie tylko chwytają za miotłę, ale i nakrywają do stołu, wykonują prace wokół budynku. – Na początku niektórych trudno zagonić do grabienia liści – mówi ks. Z. Woźniak. – A potem ktoś, kto wcześniej nie tknął niczego placem, potrafi siedzieć i dłubać coś dla naszego domu, samodzielnie złożyć meble, popracować fizycznie parę godzin. I mieć z tego radość.
Kasia Drzewiecka z Białego Boru mieszka w internacie w Koszalinie. Choć nie musi sprzątać, bo w jej internacie nie ma wychowawców, są tylko portierzy strzegący wejścia do budynku, prowadzi uporządkowane życie. – Nauczyłam się sama wszystko planować: rozkład dnia, tygodnia, jak wydam pieniądze, co zjem na obiad. Czuwam nad porządkiem, nad tym, jak spędzę czas.
Konrad pomaga młodym
Wychowankowie bursy nie mogą sobie pozwalać na ordynarne zachowanie. – Zdarzyło się, że któryś wulgarnie odezwał się do kolegi. Musiał przeprosić, podać rękę. Nie przymykamy oka na takie sytuacje nie dlatego, że mamy nad nimi władzę, ale dlatego, że to jest ich dom – mówi ks. Z. Woźniak. Mieszkanie w dużej grupie rodzi wzajemną sympatię, przywiązanie. Konrad Referda z Darłowa mieszka w bonińskim internacie trzeci rok. – Internat to przede wszystkim dobre koleżeństwo. Ja świetnie trafiłem, bo gdy tu przyszedłem, mieszkało tu wielu maturzystów. Dzięki nim podciągnąłem się w nauce. Teraz sam pomagam „młodym”. A poza tym – dodaje z nutą tęsknoty – niby stuknęła mi osiemnastka, w domu mam już dorosłe życie, pracę, ale... Czekałem całe wakacje, żeby wrócić tutaj, do kolegów. Tęskni się za tym.
– Był u nas w tamtym roku chłopak – wspomina Damian – Jeżyk na niego wołaliśmy. Jednego wieczora paru naszych wpadło z podwórka i wrzeszczy na cały korytarz: „Jeżyk! Jeżyk!”. Wybiegam zobaczyć, co się dzieje, i Jeżyk też wybiega. Patrzę, a oni mu takiego małego jeża przynoszą w dłoniach i mówią: „Jeżyk! Brata ci znaleźliśmy!”
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |