O porodach, bólu i radości oraz jak rodził się Jezus w betlejemską noc z siostrą ginekolog Augustyną Milej rozmawia Joanna Bątkiewicz-Brożek.
Odbierała Siostra kiedyś poród w Wigilię Bożego Narodzenia?
Jasne, wtedy jest zawsze dużo pracy! Pamiętam swoją pierwszą Wigilię w Rydułtowach: na oddziale było tylko kilka pacjentek i personel. Przygotowałam opłatki, stół, świeczki. Myślę sobie: będzie spokojnie i miło. Zapomnij! (śmiech) Każda z przyszłych mam na siłę chciała spędzić święta w domu, ale porodu nie zatrzymasz. Kiedy już musiały jechać do szpitala, miały prawie całkowite rozwarcie. Biegaliśmy jak mrówki, żeby wszystkiemu podołać.
A czy te narodziny w Wigilię są jakieś szczególne?
Nie myślę wtedy takimi kategoriami, tylko zadaniowo: dziecko ma się urodzić bez komplikacji, a mama przeżyć. Tyle.
Czyli zakonnica staje się w 100 procentach lekarzem.
Tego się nie da już u mnie rozdzielić. Czasami gdy widzę, że akcja nie postępuje, mówię: „Idę się pomodlić do kaplicy. Jak wrócę, to zdecydujemy, co dalej”. Kilka razy jeszcze przed końcem modlitwy wołali mnie do porodu (śmiech), a czasami już nie mam wątpliwości, że cięcie…
Myślała Siostra kiedyś, jak to było 2000 lat temu? W stajni rodzi się Jezus. Musi się lać krew, trzeba urodzić łożysko, przeciąć pępowinę. Czy boli Maryję – nie wiemy, bo część teologów twierdzi, że nie, bo jest niepokalanie poczęta, bez grzechu pierworodnego…
Wie pani, że często odbierając poród, myślę o tym. Maryja pewnie też cierpiała, nikt tego nie wie, może z powodu tych prymitywnych warunków – bo każda mama chce, żeby jej dziecko przyszło na świat w jak najlepszym otoczeniu. Maryja była też bardzo odważna, sama poszła do Elżbiety… pieszo, żeby jej pomóc. Pewnie podczas porodu bardziej myślała o Dziecku niż o sobie, a to pomaga przeżyć nawet duży ból.
„Rąbek z głowy zdjęła” – śpiewamy. Babcia mojego męża zawsze denerwowała się: „Co, Ona nie wiedziała, że będzie rodzić? Pieluch nie miała?”.
Myślę, że autor chciał podkreślić jedynie ubóstwo Świętej Rodziny. Ale Maryja na pewno się dobrze do porodu przygotowała.
A może to było idylliczne, aniołowie pomogli…
Nie sądzę. Jest taka scena w Ewangelii, gdzie 12-letni Jezus się zgubił. Maryja jest wystraszona, martwi się. Gdyby towarzyszyła Jej cały czas świadomość, że to jest przecież Bóg i czuwa nad Nim całe niebo, to nie szukałaby z takim lękiem Jezusa. Kiedy Jezus się znalazł, zdenerwowana pyta Go: gdzieś Ty był?! Tak po naszemu: co Ty sobie wyobrażasz? Myślę więc, że ten Jej poród to musiała być najnormalniejsza rzecz, ludzkie przeżycie połączone z wiarą. Pasterze i aniołowie przyszli, jak już było po wszystkim! Maryja, rodząc Jezusa, dotykała Jego człowieczeństwa.
Mamy więc trochę polukrowane wyobrażenie narodzin Jezusa.
Święty Franciszek zrobił pierwszą szopkę w oborze, w gnoju. My dodaliśmy aniołki, wyczyściliśmy ją. Nie słyszymy krzyku Maryi, nie widzimy Jej lęku. Dobrze, że był przy niej tylko Józef. Wie Pani, czego boją się mamy, rodząc? Tego, że jak będą krzyczeć, wyjdą na histeryczki. Mówię im: a krzyknij sobie! A co! Uprzedzam, że choć mnie nie boli, wiem, kiedy i jak będzie nasilał się ból. Najgorsze przy porodzie są strach i niewiedza. I nie waham się podawać dożylnych środków przeciwbólowych, a nawet znieczulenia zewnątrzoponowego. Choć to ostatnie często wydłuża poród, dla niejednej pacjentki to doskonały ratunek przed cięciem cesarskim. Czasami jak bardzo boli, to mówię mamom, że za rok o tej porze będą piekły tort!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |