On chciał nas tutaj mieć

– W tym domu nie ma niepełnosprawnych. Na tym polega tajemnica tego miejsca, że tu po prostu są ludzie, których należy kochać – mówi s. Maria Bobrowska FMM.

Mamy nie zastąpi nikt

Całkiem niedawno, w grudniu ub.r., w domu przeżywali uroczystość I Komunii św. 37-letniego Wojtka. W ten dzień po raz pierwszy do Kadłuba przyjechali jego rodzice, których nie widział przez ponad 30 lat. To spotkanie było niesamowite. Choć mama nie podeszła do niego przed Mszą św., mimo to on rozpoznał ją wśród gości w kaplicy i nie mógł oderwać od niej oczu. Głębokie zranienia, tęsknota za domem rodzinnym, zwłaszcza za mamą, próby przebaczenia i poradzenia sobie z negatywnymi emocjami to też codzienność tego domu. – Wielu naszych mieszkańców nie ma żadnych kontaktów ze swoimi rodzinami. Noszą w sobie głębokie rany bycia porzuconymi. Szczególnie, jeśli są osobami bardziej sprawnymi intelektualnie, mają większą świadomość tego, co się stało i głębiej to przeżywają. Dlatego potrzebują wsparcia emocjonalnego, psychologicznego, a przede wszystkim duchowego. Nie chodzi o to, by zapomnieli o tym, co się stało, ale by potrafili przebaczyć – opowiada siostra kierownik. – Pięknym świadectwem są dla mnie 40- czy 50-latkowie, którzy trafili do nas, kiedy mieli po kilka lat, a każdego dnia w modlitwie pamiętają o swoich rodzicach. Wiedzą, że rodziny nie utrzymują z nimi kontaktu, że zostali odrzuceni, ale mają w sobie potrzebę przebaczenia i wyrażają to modlitwą. Mówią, że nie mają żalu do rodziców, bo w Kadłubie jest im dobrze – podkreśla s. Maria. Siostry wiedzą, że mama, to po prostu mama. W codzienności każdemu mieszkańcowi jej brak starają się wraz z opiekunkami jakoś wypełnić. Tutaj nikt nie pracuje dla kariery i osiągnięć, ale dla zwykłego, codziennego bycia dla drugiego człowieka. Każdy z mieszkańców ma swoją ulubioną panią, z którą buduje głębszą relację. Tu chodzi o miłość, która przynosi poczucie bezpieczeństwa i dodaje skrzydeł.

Palec Boży

DPS w Kadłubie został założony w 1964 roku przez Zrzeszenie Katolików Caritas, czyli jednostkę państwową, która postanowiła zagospodarować opuszczony pałacyk myśliwski na dom dla dzieci upośledzonych. Dyrektorem placówki został pan Zawadzki, który zaznaczył, że nie będzie tego domu bez sióstr zakonnych. Więc zwrócono się z prośbą o przysłanie sióstr do pracy, ale ówczesna prowincjalna franciszkanek misjonarek Maryi zaznaczyła, że będzie to możliwe tylko, jeśli w domu znajdzie się kaplica z Najświętszym Sakramentem. – W czasach, gdy w wielu miejscach władze zamykały kaplice, tutaj wydano zgodę na jej założenie. Dla nas to palec Boży, że On chciał nas tutaj mieć – opowiadają siostry. Od 1965 roku dyrektorką placówki była s. Zofia Moroz FMM, która postawiła sobie za cel wyciągnięcie chłopców z łóżek, co – krok po kroku – udało się jej osiągnąć. Również kolejne dyrektorki, s. Teresa Bartoszczyk FMM i obecna s. Janina Telega FMM, włożyły serce w rozwój domu. Przez lata był on rozbudowywany, przystosowywany do nowych przepisów. Dziś dumą napawa m.in. Dom św. Józefa, oddzielny budynek, w którym 16 podopiecznych żyje na tyle samodzielnie, na ile jest to dla nich możliwe. Do społeczeństwa nie powrócą, bo bez delikatnej opieki sobie nie poradzą, a tutaj mają swój dom, z którego są dumni.

Imiona mieszkańców domu zostały zmienione.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg