Z dr. Markiem Babikiem, niekonwencjonalnym wykładowcą zajmującym się szeroko pojętym wychowaniem seksualnym dzieci, rozmawia Maciej Rajfur.
Maciej Rajfur: Jak najskuteczniej trafiać do rodziców z przekazem dotyczącym edukacji seksualnej dzieci, która należy jeszcze do tematów tabu w naszym kraju?
Marek Babik: Wypracowałem metodę polegającą na wspólnym poszukiwaniu z rodzicami odpowiedzi na różne pytania. Wyzwalam wtedy kreatywność grupy. Taki system z jednej strony pozwala spiętym i zestresowanym nie odzywać się, ale skorzystać, a innym, bez obecności dzieci, spróbować odpowiedzieć na krępujące pytania. Często też ktoś dopowiada. Chodzi o wspólne poszukiwanie, które przełamuje barierę wstydu i zakłopotania.
Zauważa Pan, prowadząc już 11 lat dość specyficzne warsztaty, zmianę w nastawieniu rodziców, jeśli chodzi o kwestię rozmowy z dziećmi o seksualności?
Obecne pokolenie rodziców ma świadomość, że trzeba z dzieckiem rozmawiać. 10 lat temu niekoniecznie ona istniała. W tamtym czasie raczej mieliśmy do czynienia z modelem: „Nie, jak dorośniesz, to porozmawiamy”. Współcześnie większość widzi potrzebę, ale brakuje niestety umiejętności. Rodzice uważają, że trzeba rozmawiać z dziećmi, lecz gdy pytam: „Co by pani na to odpowiedziała?”, słyszę: „No nie wiem”. Moje warsztaty traktuję właśnie jako odpowiedź na tę niewiedzę.
Od co najmniej kilkunastu lat zauważamy coraz częstsze i intensywniejsze epatowanie seksem w życiu publicznym, w mediach czy w rozrywce. Erotyzm zalewa nas ze wszystkich stron, ponieważ dobrze się sprzedaje. Czy przez te zmiany trudniej przeprowadzić odpowiednie seksualne wychowanie dzieci?
Sądzę, że tak. Wszechobecny seks w różnych kontekstach tworzy przekaz pozbawiony wartości. Dzisiaj najczęściej przedstawia się seks tylko w formie przygody i czystej rozrywki. Oprócz tego warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną gruntowną zmianę, która wciąż następuje – łatwość dostępu do pornografii. 10–15 lat temu, gdy uczestniczyłem w warsztatach jako rodzic, rozmawialiśmy o tym, jak reagować na pisma pornograficzne. Dzisiaj praktycznie nie istnieją one na rynku prasy, a każdy malec ma swobodny dostęp do takich treści w internecie. Mówimy o problemie, który wyprzedził wszelkie badania pedagogiczne i wprowadza diametralne różnice.
Co by Pan zatem doradził jako nie tylko wykładowca i teoretyk, ale także jako ojciec trzech synów i córki?
Uważam, że trzeba zaczynać wcześnie rozmawiać z dzieckiem, żeby jego zetknięcie się z pornografią nie było czymś, co nasza pociecha uzna za normę. Żeby kontakt z pornografią uprzedzić na tyle, że dziecko, zapoznając się z takimi treściami, będzie miało świadomość, iż widzi wynaturzony seks, czyli coś kompletnie niewłaściwego.
W Polsce „wałkuje się” teraz temat wczesnej edukacji seksualnej dzieci. Media prowadzą żywiołowy dyskurs na temat momentu, w którym trzeba obowiązkowo informować najmłodszych np. o współżyciu czy o antykoncepcji. Pana warsztaty wydają się jakąś odpowiedzią na to wszystko.
Gdy pojawiły się standardy edukacji opracowane przez WHO (Światową Organizację Zdrowia), postawiłem sobie za cel, aby je rozpracować, i mi się udało. Tam problem leży w spłaszczaniu edukacji. Normalnie składa się ona z dwóch elementów: przekazu wiedzy i przekazu wartości, które oddziałują na relację. Chodzi o budowanie trwałych relacji. Jeżeli zapoznamy się z dzisiejszymi standardami edukacji seksualnej, zauważymy, że bardzo mocno akcentują one wyłącznie przekaz wiedzy instruktażowej. Zostawiają zupełnie na boku tworzenie zasad związanych z relacjami. Dokument przewiduje, że w tym wieku to, a w tym tamto. Na końcu umieszczono też wstawkę, iż nie bierze się za te standardy odpowiedzialności.
W swoim przekazie do rodziców mówi Pan, że wychowanie nie może być do końca wolne od światopoglądu, który stale ma wpływ na to, jakie decyzje podejmujemy i w jakiej perspektywie postrzegamy daną sytuację. Z jakimi poglądami zatem są związane treści, które Pan udostępnia?
Z żadnymi. Moje warsztaty dają narzędzia neutralne, ogólnoludzkie i do nich każdy rodzic musi sobie dołożyć swój światopogląd. Formuła pasuje do każdego światopoglądu. To znaczy, że ma charakter uniwersalny. Mówię rodzicom: „Pokazuję ci narzędzia, dołóż do nich swoje spojrzenie na świat, które chcesz przekazać dziecku”.
A Pan, jako rodzic, jaką prezentuje postawę?
Uważam się za człowieka wierzącego, związanego z Kościołem katolickim od A do Z. Jestem przecież doktorem teologii, więc nie może być inaczej. (śmiech)
Ma Pan dwóch starszych synów, potem dwójkę młodszych dzieci, córkę i syna. Przy wychowaniu każdego kolejnego potomka modyfikuje się swoje metody, uczy się na błędach i doświadczeniach?
Zdecydowanie tak. Można powiedzieć nawet, że na tych najstarszych przeprowadza się eksperymenty. Potem powinno się im to chyba zrekompensować. (śmiech) Ale prawdą jest, że podejście jakoś ewoluuje wraz z kolejnymi dziećmi. Przy nich wydaje mi się, że bywa już łatwiej. Córka inaczej została wprowadzona w zagadnienia seksualne przez to, że posiadaliśmy większą wiedzę, staliśmy się z żoną na tej płaszczyźnie po prostu sprawniejsi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.