Spotkał wilki i kojoty. Dwa razy omal nie utonął. Zużył 15 par butów. W 365 dni pokonał 20 tys. kilometrów z modlitwą na ustach...
Wilki i kojoty
Z 19 dolarami w kieszeni wylądował w Nowym Jorku. Stąd biegiem ruszył na zachód i pokona- wszy 13 stanów dotarł do San Francisco. Dalej przeleciał samolotem do Władywostoku. Przebiegł Rosję, część Kazachstanu, a na koniec Łotwę i Litwę, by po 365 dniach dotrzeć z powrotem do Augustowa. Dziennie pokonywał 70–100 km. Napotykał różne niebezpieczeństwa i trudności. W Europie stanął oko w oko z wilkiem, w USA do namiotu wdarły mu się kojoty, a na Syberii uciekał od niedźwiedzi. Jadł jedynie chleb, pił mleko i wodę. Zużył 15 par butów. – Gdy podeszwa się ścierała, wycinałem fragmenty z karimaty i przyklejałem. W ten sposób przedłużałem żywot moim adidasom – wyjaśnia. Biegł w deszczu, słońcu i mrozie. Czasami ze zmęczenia robiło mu się ciemno przed oczami. Ale jakoś sobie radził. Do opuchniętych stóp i stawów latem przykładał pokrzywy, a zimą kawałki lodu. Ale najbardziej pomagała modlitwa. – Tak naprawdę modliłem się cały czas. Krok za krokiem. Najczęściej odmawiałem Różaniec w intencji pokoju na świecie – wyznaje.
Boża Opatrzność
Napotkani po drodze ludzie różnie reagowali na Piotra. Jedni szczuli psami i traktowali jak włóczęgę. Nawet nie chcieli poczęstować wodą. Inni dzielili się jedzeniem, pieniędzmi, oferowali nocleg. Najwięcej pomocy otrzymał od Rosjan. – Najbardziej ubodzy ludzie dzielili się tym, co mieli – zaznacza. Szczególnie zapamiętał jeden moment. Biegł wtedy długi odcinek z Chabrowska do miasta Czita na Syberii. To 2 tys. kilometrów. – Nie kąpałem się ze trzy tygodnie, byłem brudny. Nagle na drogę wybiegł młodzieniec w dresie. Zapytałem go o nocleg. Odburknął, żebym poszukał na obrzeżach miasta i pobiegł dalej. Ale po chwili zawrócił i zabrał mnie do swego domu. Umyłem się i wyprałem ubrania. Podczas kolacji powiedziałem do niego: „Chyba Bóg mi cię zesłał”. A chłopak na to: „Wiem. Ja nigdy nie biegam tą trasą, a dziś coś kazało mi na nią skręcić”. Wtedy bardzo wyraźnie doświadczyłem Bożej Opatrzności – opowiada Piotr. Raz w tygodniu dzwonił do żony. – Tęskniłem bardzo, ale głos Izy w słuchawce, która nawet przez minutę we mnie nie zwątpiła, dodawał mi sił. Po powrocie do Augustowa cieszył się chwilami spędzonymi z rodziną i odpoczywał. – Ale długo na miejscu nie usiedziałem – przyznaje z rozbrajającą szczerością. Pod koniec 2012 r. wystartował kajakiem z Gdańska po Wiśle w górę rzeki z hasłem „Zawsze pod prąd”. Chciał w ten sposób zwrócić uwagę na problemy osób niepełnosprawnych. A z bieganiem wcale nie skończył. Obecnie przygotowuje się do maratonu „Doliną Śmierci” w Kalifornii. Co na to żona? – Sama zasugerowała, że powinienem pomyśleć o kolejnym wyzwaniu. Iza wie, że bieganie to moja wielka pasja i... zwolniła mnie z danej jej obietnicy – uśmiecha się Piotr.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Na wzrost nowych przypadków zachorowalności na nowotwory duży wpływ ma starzenie się społeczeństwa.