Odziane w historyczne stroje „Szczygiełki” wiele lat temu szturmem opanowały zamki i pałace najpierw w województwie lubelskim, a później na całym świecie.
Jak podkreślają Danielewiczowie, muzyka dawna niedoceniana jest w zasadzie głównie w Polsce, bo na świecie wzbudza wielki entuzjazm. Założyciele „Szczygiełków” wraz ze swymi podopiecznymi mogli się o tym przekonać w trakcie swych ponad stu podróży zagranicznych. – Byliśmy zapraszani do Meksyku, Japonii, Australii i wielu innych krajów – opowiadają małżonkowie. – Wszędzie nasze występy spotykały się z owacjami. Nie ma się co dziwić. Rzadko spotyka się dzieci w średniowiecznych, barokowych czy renesansowych strojach grające na nietypowych instrumentach. – Nasze stroje mają prawie 30 lat – opowiada W. Danielewicz. – Żeby je zdobyć, trzeba było prawie cudów dokonywać – śmieje się muzyk. Podobnie było z instrumentami. Dla swych podopiecznych Danielewiczowie ściągali je z całej Europy. – Podczas naszych występów proponujemy muzykę dawną wokalno-instrumentalną, ale też działania teatralne i akrobatyczne – podkreśla pani Danuta Danielewicz. – Prezentujemy tym samym 500 lat kultury europejskiej.
Każdy jest zdolny
„Szczygiełki” spotykają się codziennie w budynku przy ul. Młodzieżowej. Trzy piętra każdego popołudnia tętnią życiem. Na zmianę uczą się tu śpiewać, grać na różnych instrumentach, ćwiczą balet i umiejętności aktorskie. Państwo Danielewiczowie, absolwenci muzykologii KUL, jako jedyni w Polsce uchowali się do tej pory ze swym założonym przed laty ogniskiem. – Bardzo lubimy tu przycho- dzić – przekrzykują się dzieci, które w Ognisku Pracy Pozaszkolnej spędzają często po kilka godzin w tygodniu. W sumie małych muzyków jest tu trzy- stu. – Tyle dzieci maksymalnie możemy przyjąć – wyjaśnia Witold Danielewicz. – Kiedyś robiliśmy przesłuchania. Dziś przyjmujemy w zasadzie prawie każde dziecko, które chce śpiewać, bo nie ma dzieci nieuzdolnionych muzycznie – podkreśla założyciel chóru.
Ognisko prowadzone przez Danielewiczów można nazwać szkołą muzyczną, ale żeby dziecko mogło się tu uczyć grać na jakimś instrumencie, musi najpierw śpiewać. – To jest nasza podstawa teorii umuzykalniania – podkreśla Danielewicz. – Kto chce z nami być, musi być w chórze. W chórze dzieci przechodzą wstępne umuzykalnianie. Potem mogą podjąć lekcje gry na skrzypcach, flecie, mandolinie czy fortepianie. Witold Danielewicz jest autorem książki zatytułowanej „Nie ma dzieci nieuzdolnionych muzycznie”. Z doświadczenia wie, że śpiewu nauczyć się może każdy. – Nie ma co obwiniać Bogu ducha winnego słonia o to, że nam na ucho nadepnął. Ten, kto nie śpiewa, nie śpiewa, bo mu się nie chce albo dlatego, że rodzice zaniedbali jego muzyczne kształcenie – twierdzi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |