Co sprawia, że młodzi ludzie, których rówieśnicy słuchają raczej hip-hopu niż chorału, chcą odkrywać świat elitarnej sztuki? Może kluczowy jest tu fakt, że chóry dziecięce i młodzieżowe to po prostu dobra szkoła życia?
Wszystkie te cele świetnie wydobywa program VIII Krajowego Kongresu Polskiej Federacji Pueri Cantores, który odbywać się będzie od 10 do 13 września w Poznaniu. Jego hasło brzmi „Ad fontes”, co po łacinie oznacza „do źródeł”. – W 1050. rocznicę chrztu Polski chcemy docierać do źródeł wiary, kultury, narodu i historii – wyjaśnia ks. Wiesław Hudek, asystent kościelny polskiej federacji. – Obok koncertów będą więc spotkania ukazujące korzenie Europy. Będzie też zwiedzanie muzeów i odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych w katedrze poznańskiej.
Stałem się lepszy
Co sprawia, że młodzi ludzie, których rówieśnicy słuchają raczej hip-hopu niż chorału, zostają wciągnięci w świat elitarnej sztuki? – Na początku decydujący wpływ mają rodzice, którzy doceniają fakt, że ich dziecko nie tylko poszerza horyzonty, ale wzrasta też w dobrych przyzwyczajeniach – twierdzi Mateusz Prendota. – Z czasem młody człowiek sam zaczyna cenić skarb, jakim jest uczestnictwo w chórze. Po kilku latach rówieśnicy patrzą na niego z podziwem, a on sam staje się uformowaną osobą, która nie boi się świadczyć o Chrystusie.
– Widok młodych ludzi wypełniających prezbiterium robi ogromne wrażenie – komentuje ks. Wiesław Hudek. – Ale za sukcesem chóru zawsze stoi konkretny człowiek. Wiele zależy od umiejętności pedagogicznych dorosłych: rodziców, księdza, organisty. Ktoś musi młodych zapalić. Często nie zauważamy ogromnej pracy tych ludzi, którzy przesłuchują nieraz po tysiąc dzieci, żeby wyłowić najlepsze głosy i zatrzymać je w zespole. Ale efekty są imponujące i trwałe. – Byli chórzyści często idą dalej drogą formacji muzycznej – mówi ks. Hudek. – Zostają solistami, dyrygentami albo sami zakładają chóry. Inni są np. lekarzami, jest sporo powołań kapłańskich. Owocem Pueri Cantores są też dwie diecezjalne ogólnokształcące szkoły muzyczne: w Poznaniu i na Jasnej Górze. Nawiązują one do starej idei szkół przykatedralnych. Współczesny rodzic wozi dziecko z podstawówki do szkoły muzycznej, a jeśli chce się ono formować, to w weekend wypadają jeszcze ministranci albo Dzieci Maryi. W takiej szkole mamy natomiast wszystko w jednym miejscu.
Jednak jest jeszcze inny, ważniejszy owoc istnienia chórów: – Usłyszałem kiedyś od jednego z gimnazjalistów: „Odkąd zacząłem śpiewać w chórze, stałem się lepszy. Nie mogę przecież być zły, skoro śpiewam w kościele” – uśmiecha się ks. Wiesław.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |