Gdy śmierć czai się tuż za rogiem, codziennośc nabiera szczególnego charakteru.
Wstaje o 4.55. Wcześnie, bo chce być przy mężu, zanim ten wyjdzie z domu. To ich małżeński rytuał. Lubi na niego patrzeć, lubi zamienić z nim pierwsze słowa tego dnia, dawać mu całusa na do widzenia, gdy wychodzi do pracy.
Na wózku
Potem nie wraca do łóżka, choć może by i mogła się jeszcze na chwilę do poduszki przytulić. Natalka przecież śpi. Włącza jednak TV i nadrabia serialowe zaległości. Lubi szczególnie te, które rozgrywają się w szpitalu – zawsze się można czegoś nauczyć. Bo szpitale, choroby, terapie – to jej życiowa specjalność. Od 11 lat. O 7.30 podaje córce pierwsze tabletki. Wtedy też ma czas dla Fiony, labradorki – strażniczki Natalki i jej psiej przyjaciółki. O 8.00 śniadanie – Natalkę trzeba nakarmić i ubrać. O 8.20 – kolejna porcja leków – tym razem przeciwpadaczkowych. O 8.40 wychodzą na busa… „Wychodzą” – ten termin trzeba sprecyzować. Natalka nie chodzi, tylko jeździ na wózku. Nie jest też na tyle samodzielna, żeby wprawić go w ruch, potrzebuje więc Anny – swojej mamy. Zawsze kogoś potrzebuje, jeśli ma się zmienić krajobraz wokół niej.
W wannie
Jadą do OREW-u, czyli Ośrodka Rehabilitacyjno-Edukacyjno-Wychowawczego, prowadzonego w Świdnicy przez Polskie Stowarzyszenie na rzecz Osób Upośledzonych Umysłowo. W busie spotykają się dwie Natalki. Obie niepełnosprawne, potrzebujące opiekunki. W drodze do ośrodka opiekunką jest Anna, po południu, gdy będą wracać, mama drugiej Natalki. Mniej więcej o 9.05 Natalka siedzi już w wannie z hydromasażem. W tym czasie, gdy zajmuje się nią fizjoterapeuta, Anna, jako wolontariuszka, czuwa nad przebiegiem ćwiczeń. O 11.00 wychodzi z OREW-u, w którym zostawia swoją córkę. Ma chwilę na załatwienie swoich spraw: urzędy, zakupy, lekarze, procedury, odwołania. Około południa wraca do domu. Tutaj czeka na nią z niecierpliwością Fiona. Spacer z psem, a potem gotowanie. Jeśli wszystko jest po jej myśli, ma czas na drugą kawę, tym razem ze znajomymi z portalu społecznościowego. Lubi zajrzeć do nich, sprawdzić, co się dzieje, wymienić się opiniami, skomentować to czy tamto, podzielić się drobnymi sukcesami Natalki. Czasami niektórzy mają jej za złe, że tak ubóstwia swoją Natalkę, że wciąż „Natalka, Natalka, Natalka”. Nie rozumieją, nawet jeśli sami mieli dzieci.
Na zawsze
Dzieci zazwyczaj dorastają, z czasem stają się samodzielne, a gdy mają „naście” lat, odrzucają swoich rodziców. Z Natalką i z dziećmi jej podobnymi jest inaczej. One w pewnym sensie nigdy nie dorastają. Rozwijają się do pewnego momentu, ale wciąż potrzebują troski, czułości, zaangażowania, jakie daje się małym dzieciom. Natalka jest przecież zdana na swoich rodziców non stop. I tak już będzie zawsze. Ale nie zawsze tak miało być. Anna jako nastolatka, a potem młoda kobieta, marzyła o macierzyństwie. Gdy poznała swojego męża, wiedziała, że to najlepszy kandydat na ojca ich dzieci. Miała 29 lat, gdy powiedziała sakramentalne „tak”. Ciąża była czasem radości, przebiegała łagodnie, bez typowych dolegliwości. Od początku było dobrze, dlatego nie wiedząc o swoim odmiennym stanie, w sklepowym magazynie przewoziła tony produktów. Mijały kolejne miesiące rozwoju dziecka. Wszystko było w porządku aż do porodu. Ich jedyne dziecko urodziło się z dziecięcym porażeniem mózgowym.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |