– Pomogło mi wiele osób. One uwierzyły we mnie, w to, że ja naprawdę chcę zmienić moje życie – mówi pan Artur.
W Punkcie Pomocy Mieszkaniowej w Łowiczu przebywają bezdomni. Mają tam zapewniony gorący posiłek, mogą się umyć, przenocować. – Tutaj nikt nie pyta ich o przeszłość, nie ocenia. To głównie osoby starsze, schorowane, wymagające stałej opieki, ale są też ludzie młodzi – mówi Ewa Polak, opiekunka. Obecnie wszystkie miejsca są zajęte. Wśród przebywających w Punkcie 17 mężczyzn są: 29-letni Łukasz, Tomasz, mężczyzna w średnim wieku, i Andrzej – tuż przed emeryturą. Wiedzą, co to niepewność, strach, głód i zimno. Na razie cieszą się, że mogą spać w ciepłym pokoju, na łóżku, ale nie wiedzą, co będzie dalej. Najbardziej martwi ich brak perspektywy podjęcia stałej pracy.
– Nie jest łatwo wyjść z bezdomności. By dostać pracę, trzeba mieć meldunek i konto w banku. Ale nie można mieć mieszkania, jeśli się nie ma dochodów. By otworzyć rachunek bankowy, też trzeba podać miejsce zameldowania. W PPM-ie nikt nie jest meldowany. I tu koło się zamyka – mówią.
Pomogła mu... gruźlica
Jest jednak ktoś, komu się udało. To pan Artur. Nie jest jeszcze gotów wypowiadać się pod nazwiskiem. Mieszka w Łowiczu. Los go doświadczył, ale – jak sam mówi – na jego własne życzenie. Szczęście małżeńskie nie trwało długo. Ślub zawarł w 1988 roku. Po 5 latach sąd orzekł rozwód. Małżonkowie nie mieli dzieci. – Nie mogłem sobie z tym poradzić. Zacząłem pić. Powoli coraz więcej – wspomina.
Dopóki mieszkał z ojcem, bo we wspólnym małżeńskim mieszkaniu została żona, „jakoś to było”. Ale on zmarł wkrótce po rozwodzie Artura, a mama już wtedy nie żyła. Artur został zupełnie sam. Zaczęło brakować mu pieniędzy. Musiał zmienić mieszkanie na mniejsze, by minimalizować opłaty. Ale i to wystarczyło na krótko. Przez alkohol nie mógł nigdzie dłużej zagrzać miejsca. Stracił prawo jazdy. Do Punktu Pomocy Mieszkaniowej trafił w 2002 roku. Przebywał tam 12 lat. Nie przyznawał się do tego wobec znajomych. Wstydził się. Miał ogromny żal do wszystkich.
– Są chwile, kiedy dokonuje się wyborów, które decydują o całym dalszym życiu. Dla mnie ten moment nadszedł, kiedy na pół roku trafiłem do szpitala. Zachorowałem na gruźlicę. Nie chciałem tak skończyć. Kim wtedy byłem? Człowiekiem bez rodziny, bez domu, bez niczego – mówi pan Artur. Wtedy postanowił zmienić swoje życie. Wyznaczył sobie kilka celów, które stopniowo zaczął realizować. W lipcu rzucił palenie. Z zaoszczędzonych pieniędzy już w grudniu kupił używany laptop. Mieszkał wtedy jeszcze w PPM-ie.
Trzeźwość dała najwięcej
Kiedy trochę podreperował zdrowie, podejmował różne drobne prace przy wykańczaniu wnętrz. Kupował sprzęt, meble i lokował je u znajomych, a nadal był bezdomny. Teraz ma pracę oraz mieszkanie komunalne. Początkowo wydawało mu się ono zbyt duże i bał się mieszkać sam, bo przez wiele lat dzielił pokój z kilkoma osobami.
Bardzo pomógł mu nieżyjący już przyjaciel. Odwiedzał go regularnie w szpitalu. Przywoził jedzenie i wszystko, co było potrzebne. Do dziś Artur utrzymuje kontakt z jego mamą. – Pomogło mi wiele osób. One uwierzyły we mnie, dostrzegły, że ja naprawdę chcę zmienić moje życie. Ktoś pomógł otworzyć konto w banku bez podawania miejsca zameldowania. Kto inny zatrudnił mnie, kiedy jeszcze mieszkałem w PPM-ie. Dobro i zło, które człowiek daje, wracają. Dlatego staram się być dobrym człowiekiem. Najwięcej dała mi trzeźwość. Dzięki niej stałem się wiarygodny.
Chciałbym jeszcze kiedyś pojechać do USA, bo kiedy byłem chłopcem, Stany Zjednoczone kojarzyły mi się z dobrobytem. I nie chciałbym być sam na stare lata, bo najgorzej jest być samemu – marzy Artur.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Na wzrost nowych przypadków zachorowalności na nowotwory duży wpływ ma starzenie się społeczeństwa.