Ci z internatu mają coś więcej niż tylko licealną wiedzę – mają doświadczenie samodzielności i odpowiedzialności, a to dobry fundament dla dorosłego życia.
Gdy w roku 2002 ogłoszono pierwszy nabór do Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego w Henrykowie, z podaniami stawili się tylko chłopcy, bo inaczej być nie mogło. Trzynaście lat potem uroczyście otwarto drugi internat – dla dziewcząt.
Z męskiego – koedukacyjne
Taka zmiana charakteru szkoły to nie tylko kwestia rekrutacji, ale też nawiązanie do pracy, jaką wykonał dla Kościoła i Polski patron szkoły, bł. Edmund Bojanowski. Człowiek XIX stulecia, który pozostając świeckim, założył Zgromadzenie Sióstr Służebniczek Maryi. W swojej pracy koncentrował się na typowych problemach wsi i miasteczek rozbiorowej Polski. Zakładał więc ochronki, sierocińce, apteki dla biednych, wypożyczalnie książek i czytelnie. Zgłaszające się do niego dziewczęta przygotowywał do pracy w swoich placówkach.
Tak powstało zgromadzenie służebniczek. – Kiedy słuchałem opowieści mojego kuzyna, który chodził do liceum wcześniej, dziewcząt w szkole jeszcze nie było – mówi Kacper Krzebit, 18-latek z Nowej Rudy. – Przez lata była to placówka męska, ale teraz w tych celach zamieszkały dziewczęta – opowiada, nawiązując do historii pocysterskiego klasztoru.
Kacper cieszy się z towarzystwa dziewczyn. Klasztor w Henrykowie, perła baroku na Dolnym Śląsku, podobnie jak inne obiekty pocysterskie może imponować swoim pięknem. Kiedyś tętniąca życiem mniszym, dzisiaj cieszy energią nastolatków. – Gdy podczas dni otwartych z rodzicami spacerowaliśmy tymi korytarzami, gdy słuchaliśmy przewodnika opowiadającego o tajemnicach tego miejsca i jego złożonej historii, mieliśmy coraz wyraźniejsze przekonanie, że w tych murach spotka mnie dobro – mówi Marta Kozieł, 16-latka z Jaworzyny Śląskiej. – A mnie nie chodzi o mury, tylko o porządek, poranne zaprawy, apele i wojskowy dryl – wtrąca Katarzyna Białokryty z Ząbkowic Śląskich, rówieśniczka Marty.
Kacper chciał być wojskowym
Najpierw jak każdy chłopiec: karabin z plastiku i strzelanka na podwórku, nieśmiertelni „Czterej pancerni i pies” i jeszcze trochę militarnych gierek w komputerze. Potem myślał o tym coraz dojrzalej. – Wiem, że po tej szkole mam łatwiejszy start i lepszą pozycję rekrutacyjną do Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu – opowiada.
– Zależy mi na tym, bo to moja przyszłość. Cieszy mnie, że profil wojskowy ma w tej szkole taki wysoki poziom i faktycznie, a nie tylko z nazwy, mamy do czynienia z wojskowym klimatem. Dba o to ppłk Krzysztof Dudek – dorzuca, a potem recytuje listę „militarnych” punktów programu: przysposobienie wojskowe (przedmiot), zajęcia z „Regulaminu służb zbrojnych RP”, ćwiczenia z musztry pojedynczego żołnierza i musztry grupowej, wyjazdy z komandosami oraz zajęcia z taktyki (teoretyczne i paintball).
– Można się rozsmakować w tych sprawach, można się z nimi realnie zmierzyć, poczuć siłę i żołnierskiego ducha, a dzięki temu naprawdę zweryfikować swoje wyobrażenia o wojsku – zaznacza. – Bo nawet jak się naczytasz, naoglądasz, to nie to samo, gdy zaczniesz ćwiczyć, tropić i strzelać. Kacper mieszka w internacie. – Tu także mamy klimat koszarowy – mówi. – Apel sprawdzający stan osobowy rozpoczyna i kończy każdy dzień nauki. Wieczorem, po apelu, zostaje już tylko wieczorna toaleta i nocny spoczynek – tłumaczy. Chętnie rozwija wątek pasji, którą chłopcy i dziewczyny z klas wojskowych dzielą się w internacie i w szkole.
– Dobrze się rozumiemy, a dziewczyny mogą się sprawdzić. Gdy ja tu przyszedłem, na profilu wojskowym było tylko pięć dziewcząt, teraz jest ich naprawdę dużo – zaznacza. Szkoła jest koedukacyjna, internat – nie. Dziewczęta i chłopcy mieszkają w różnych miejscach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.