Kiedy wydawało się, że na dobre oddalą się od Kościoła, postanowili nie tylko sobie, ale i Bogu powiedzieć „tak” na całe życie.
Poznali się, kiedy Magdalena była licealistką, a Grzegorz studentem. Oboje w bardzo kiepskiej relacji z Panem Bogiem. Bierzmowanie potraktowali jako uroczyste pożegnanie z Kościołem w obecności biskupa. – Przestaliśmy przystępować do spowiedzi i Komunii św., a na niedzielną Mszę św. chodziliśmy coraz rzadziej. Raz nie poszliśmy i nic się stało, potem drugi i następny... – wspomina Grzegorz Kowal. Dzisiaj tworzą szczęśliwą rodzinę z dwoma pięknymi synkami: Józiem i Heniem. Świadomi miłości i obecności Boga, który stale się o nich troszczy. Jak do tego doszli? Razem.
Szorowanie duszy pumeksem
– Prowadziłem rozrywkowy tryb życia. Dużo imprez, dużo alkoholu – rozpoczyna opowieść Grzegorz Kowal – Nie zajmowały mnie kompletnie sprawy wiary. Kiedy zostaliśmy parą, zupełnie nie żyliśmy Bożymi przykazaniami. Po zaręczynach jeszcze chwilę dryfowali na fali hedonizmu. Pewnego dnia, rozmawiając o małżeństwie, stwierdzili, że pragną wziąć ślub kościelny i poważnie się do niego przygotować, bo przecież chodzi o sakrament.
– Pamiętam tę rozmowę jak dziś. Wtedy zadecydowaliśmy o nowej drodze – wspomina Grzegorz. Nawrócenie nie przyszło jednak w jakimś konkretnym momencie. To był proces dojrzewania. Jak zgodnie przyznają, w Boga nigdy nie przestali wierzyć, ale po prostu nie traktowali Go przez jakiś czas poważnie.
– W związku z postanowieniem dojrzałego przygotowania do sakramentu zacząłem się interesować tym, co Kościół mówi o małżeństwie. Na początku zupełnie się nie zgadzałem z taką koncepcją. Ale czytałem coraz więcej, chodziliśmy do kościoła, przystąpiłem do spowiedzi po pięciu latach. Pamiętam ją doskonale. To było jak szorowanie duszy pumeksem – śmieje się.
Zgoda przed zachodem słońca
Gdy Grzegorz zaczął zagłębiać się w to, jak według Kościoła powinno wyglądać małżeństwo, poznał pojęcie „czystości z odzysku”. Ujęło go i stwierdził, że warto spróbować. Zdecydował się na ten krok razem z Magdą w narzeczeństwie. Ich droga powrotu do bliskiej relacji z Panem Bogiem była zatem wspólna.
– Ja nie miałam takiego racjonalnego podejścia jak Grześ. U mnie rozgrywało się to w sferze uczuć. Tęskniłam za Bogiem, chociaż nie byłam tego do końca świadoma – wspomina Magda. Na rok przed ślubem postanowili zacząć żyć nauką Kościoła w pełni. I co? Strzał w dziesiątkę!
– Ten czas wzmocnił naszą więź i dał nam dużo więcej niż poprzednie trzy lata naszych spotkań. Zupełnie bez porównania. Przekonaliśmy się wówczas, że Kościół ma po prostu rację, że obieramy dobrą drogę do szczęśliwego małżeństwa, że warto spróbować – konstatuje Magda.
Dzisiaj najważniejsza okazuje się dla nich nierozerwalność sakramentu małżeństwa. – Kiedy się pokłócimy albo Magda mnie tak porządnie wkurzy – śmieje się Grzegorz – to często wyciągam rękę do niej, bo wiem, że chcę z nią być do końca życia. Podjąłem świadomą decyzję w dniu ślubu. Zdaje sobie doskonale sprawę, że nie zawsze czuje się motyle w brzuchu. Razem pamiętają o obietnicy złożonej sobie przed ołtarzem. – Bardzo mocno przemawia do mnie fragment z Listu do Efezjan: „Niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce!”. Praktykujemy to bardzo sumiennie. Jesteśmy małżeństwem od 6 lat i nigdy się nie zdarzyło, żebyśmy zasnęli zagniewani. Zawsze się przepraszamy i wybaczamy sobie. Nie chowamy urazy – mówi Grzegorz.
Bez żadnych wymówek
A co by powiedzieli ludziom, którzy poszukują swojej filozofii w związku, stoją na rozdrożu i nie potrafią się do końca przekonać do katolickiej nauki dotyczącej małżeństwa? – Oddajcie się w całości Chrystusowi! Bez żadnych wymówek! Nie wybierajcie tylko tego, co wam pasuje. Poznajcie to, czego chce od was Pan Bóg. W nas też drzemała duża ciekawość. Życie w szczęściu i bliskości z Bogiem zaczęło działać, kiedy poszliśmy w tę naszą decyzję na 100 procent – wyjaśnia Magda.
Wielu rzeczy na początku nie rozumieli, nie zgadzali się z nimi. I nie do końca wierząc w to wszystko, mając dużo zastrzeżeń, przyjmowali Boży plan na ich życie. – Teraz rozumiemy. Widzimy, że nie byliśmy szczęśliwi, ponieważ nie przystępowaliśmy do sakramentów – kwituje Grzegorz.
A w małżeństwie? Wszystko nagle zaczęło się idealnie układać. Można by napisać o tym osobną opowieść. Nie mieli pieniędzy na ślub i wesele, ale po kilku niesamowitych zbiegach okoliczności, udało im się je zgromadzić. Tak było również z pracą. Lepsza oferta nadeszła w idealnym momencie. Później pojawiła się możliwość własnego mieszkania. Lekarze mówili, że nie mogą mieć dzieci, a Magda urodziła dwóch ślicznych i zdrowych chłopców: Józia i Henia.
– Opiekę Pana Boga i Jego dary widzimy na co dzień. Nasza decyzja o życiu z Nim nie pozostała z Jego strony bez odpowiedzi. Wręcz przeciwnie – ciągle udowadnia nam, jak wielką miłością nas obdarza, jak się o nas troszczy – podsumowuje żona i matka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |