W labiryncie wykluczenia

– Naszym celem nie jest wyciągnięcie ludzi z bezdomności. Naszym głównym zadaniem jest tylko i aż bycie z nimi, towarzyszenie im – mówią Magda Zaręba i Inez Kurzacz.

Obie są streetworkerkami pracującymi przy projekcie MiserArt we Wrocławiu. Do Opola przyjechały na zaproszenie ludzi związanych z inicjatywą „Zupa w Opolu”. To ekipa wolontariuszy, którzy co sobotę (od listopada 2017 roku) gotują pożywną zupę i szykują kanapki dla bezdomnym i potrzebujących. Chcą pomagać mądrze, dlatego zdecydowali się skorzystać z doświadczenia wrocławskich streetworkerek, które znacznie dłużej poznawały środowisko ludzi ulicy.

Podstawą jest słuchanie

Magda i Inez zaczynały w grupie wolontariuszy „Szczodre” działającej w Duszpasterstwie Akademickim „Dominik”. Wtedy w kilkuosobowym składzie jeździły do schroniska dla bezdomnych. Czasem była Msza św., czasem wspólne ognisko, a czasem po prostu siedzenie razem i rozmawianie. Chodziło o to, by pobyć z tymi osobami, wysłuchać ich historii i dzięki temu lepiej je poznać. Potem pracujący w schronisku lider postanowił zrobić coś więcej i uruchomił projekt streetworkingu, polegający na tym, by iść do miejsc, w których żyją ludzie ulicy. Magda i Inez do niego dołączyły, najpierw jako wolontariuszki. Pierwsze szkolenia przechodziły pod okiem s. Anny Bałchan z Katowic, która założyła i prowadzi Stowarzyszenie PoMoc dla pokrzywdzonych kobiet, ofiar handlu ludźmi, przymuszonej prostytucji i wykorzystania seksualnego.

– U początku naszego zaangażowania była chęć niesienia pomocy, ale też ciekawość – przyznają streetworkerki. Magda dodaje, że bała się osób będących pod wpływem alkoholu, ich zachowania. Ale okazało się, że to nie jest przeszkoda, tak jak i zapach, który najczęściej jest pierwszą barierą do pokonania, gdy dociera się do miejsc, w których żyją bezdomni. – Założenia projektu, w którym uczestniczymy, od początku kładły nacisk na budowanie relacji z bezdomnymi, na słuchanie. Dlatego nie wychodziłyśmy do nich z materialnymi fantami (lekarstwami, jedzeniem, ubraniami), bo wtedy zostałybyśmy ludźmi od dawania. A z czasem zaczęłyby pojawiać się pretensje, że czegoś nie dałyśmy. Byłoby już po relacji – mówi Inez. Dodaje, że tylko dzięki zbudowanej relacji kumpelskiej może upomnieć bezdomnego, zwrócić mu uwagę. Inaczej nie wyobraża sobie, że jako młoda osoba miałaby pouczać o wiele lat starszego mężczyznę.

Barwne ptaki

Z doświadczeń i obserwacji ekipy wrocławskich streetworkerów, którzy dostrzegli w osobach bezdomnych kreatywność, zdolności i siłę przetrwania, powstało miejsce nazwane MiserArt. Ta „strefa kreatywna w labiryncie wykluczenia” narodziła się w 2014 r. w ramach współpracy Fundacji Homo Sacer, z którą związane są Magda i Inez, oraz Koła Wrocławskiego Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta. Mieści się w oficynie dawnego pustostanu na wrocławskim Nadodrzu. To przede wszystkim przestrzeń spotkania przyjazna ludziom najsłabszym – barwnym ptakom ulicy. Jej działanie jest przedłużeniem streetworkingu. Tu nie stygmatyzuje się bezdomnych, ale włącza się ich w tworzenie osobistych i społecznych więzi. W MiserArt odbywają się spotkania, wystawy, a także warsztaty w rozmaitych pracowniach, m.in. sitodruku, upcyklingu, wypiekania chleba. – Z czasem zrozumieliśmy, że najlepiej będzie, jeśli oddamy prowadzenie tego miejsca bezdomnym – wyjaśnia Magda. Dlatego wśród bezdomnych wyszukali 10 osób, które chciały spróbować się zaangażować i zostać gospodarzami. Dali im odpowiedzialność, ale też dom.

– Dziś dwoje z nich znalazło pracę. Sami do tego doszli. Pozwoliliśmy im nadal mieszkać we wspólnym domu, aż odłożą sobie na wynajem. Ale pomału będą odfruwać. Zdajemy sobie sprawę z tego, że może im się nie udać. Ale jeśli wrócą na ulicę, nie będzie to naszą porażką. Naszym zadaniem jest budowanie relacji, a nie naprawianie ich życia – tłumaczą street-workerki.

Trudne i krótkie życie

– Osoby mieszkające na ulicy przychodzą do nas, kiedy zderzają się z problemem, z którym sobie nie radzą. Niedawno przyszła dziewczyna, była cała żółta i czuła, że coś niedobrego dzieje się z jej zdrowiem. Tak się dzieje, że osoby żyjące na ulicy ciężko chorują, często na gruźlicę, i szybko umierają. Dwa lata temu dostaliśmy ambulans. Jeździmy nim z lekarzem w różne miejsca, gdzie są bezdomni. Celem jest przede wszystkim profilaktyka i edukacja zdrowotna – opowiada Magda. Przytacza też wyniki badań, które zrealizowali z lekarzem i studentami w projekcie Ulicznego Laboratorium: – Celem było poznanie stanu zdrowia osób bezdomnych. Nie jest zaskoczeniem, że 80 proc. z nich deklarowało uzależnienie od alkoholu. Około 40 proc. było w ostatnim roku na SOR, często po kilka razy. A 30 proc. przyznało, że leczy się psychiatrycznie bądź miało takie epizody. Pytanie, ilu z nich się nie przyznało…

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg