Gdy Klara Wacik daje śmieszne lekarstwo, można zapomnieć o bólu. A gdy jeszcze można nauczyć się sztuki cyrkowej, zapomina się o wszystkich chorobach.
Warsztaty na oddziale
Ktoś wciąga się w grę na bębnie. Ktoś próbuje żonglować. Dziewczynka bawi się i ćwiczy z błyszczącym, lejącym się przedmiotem. Z rączki do rączki „przepływa” i szeleści. Ładnie to wygląda. Proste, a efektowne. Dzieci skupione i uśmiechnięte. Prawdziwi profesjonaliści w akcji.
– Każde dziecko powinno poczuć się pewniejsze po naszych zajęciach. Wszystkie błyszczą, a my im w tym byciu gwiazdami pomagamy – mówi dr Klara, „czarując”. To czarowanie to pokazywane cierpliwie i z uśmiechem następne ćwiczenie. Dziewczynce na wózku udało się je wykonać poprawnie. Dumna jest! Brawo!
Po kilku latach pracy Fundacji Czerwone Noski młodzi cyrkowcy podczas występów mają już profesjonalne kostiumy, akcesoria, rekwizyty, a nawet kurtynę. Wszystko to tworzy klimat prawdziwego cyrku, czy raczej sztuki cyrkowej, która ani łatwa, ani banalna nie jest. – Gdy przychodziłem do fundacji, miałem mylne pojęcie o sztuce klauningu – opowiada Michał Brańka. – Okazuje się, że to naprawdę sztuka wymagająca wielkich umiejętności. A bycie profesjonalnym klaunem to nie lada wyzwanie, które wymaga pracy, wieloletnich przygotowań. Proces szkolenia nigdy się nie kończy i dlatego bierzemy udział w warsztatach z mistrzami sztuki klauningu w Międzynarodowej Szkole Humoru w Wiedniu. Mamy tę możliwość, ponieważ jako Czerwone Noski jesteśmy częścią międzynarodowej grupy Red Noses International, która zrzesza artystów klaunów z wielu krajów.
Tymczasem młodzi artyści, pacjenci szpitalni, mają na opanowanie podstawowych umiejętności kilka dni.
– Śmiejemy się, że tym razem są podstawieni, bo tak dobrze sobie radzą ze wszystkimi zadaniami – mówi dr Klara Wacik. – Naprawdę się starają.
Starsi chłopcy żonglują, i to już całkiem sprawnie. Młodsi w nieco „czarodziejski” sposób podnoszą kolorowy kijek do góry za pomocą dwóch innych kijków – to tzw. flowerstick. I robią nimi akrobacje w powietrzu. Z każdą minutą wygląda to coraz bardziej widowiskowo, chociaż spektakularnych upadków na szpitalną posadzkę kijki zaliczają również sporo. Ćwiczenie czyni mistrza.
Takie warsztaty, cyrkowe spotkania z radosnymi „lekarzami”, odczarowują zwykłe, szpitalne życie. Pomagają zapomnieć o bólu, nudzie, czasem strachu.
– A dla mnie osobiście praca z chorymi dziećmi to idealne połączenie i wykorzystanie doświadczeń teatralnych w miejscu, gdzie… to ma wielki sens. Mam doświadczenie z teatrów: muzycznego, ruchu, ulicznego oraz przygotowanie pedagogiczne. A tutaj wszystko nie tylko się przydaje, ale nabiera znaczenia i mocy – mówi Michał Brańka.
I widać to zarówno po reakcjach dzieci, jak i (zmęczonych i przestraszonych przyszłością) rodziców, ale też personelu medycznego. Ten ostatni musi „wykonywać procedury”, więc często dzieci boją się lekarzy i pielęgniarek. Jednak gdy najpierw na sali zjawiają się cyrkowi lekarze, a zaraz potem ci prawdziwi, jakoś łatwiej poddać się leczeniu. I wszyscy są mniej spięci, bardziej otwarci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |