Piłka zmienia świat

Gdy podczas tegorocznego Marszu Niepodległości w Warszawie oświadczył się Anecie, swojej ukochanej, ich zdjęcia obiegły media nie tylko w naszym kraju. Kim jest Mateusz Koszela?

Sceny takie jak ta można by mnożyć. Dałem tym dzieciom piłkę, kawałek pizzy i colę, ale one dały mi dużo, dużo więcej. Tam, na krańcach świata, dostałem najpiękniejszy i najbardziej szczery uśmiech na świecie. Podczas obu wyjazdów rozdałem ok. 1000 piłek. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wpłaty osób śledzących mój profil na fb „Autostopem w świat sportu”. Dziękuję Wam! – wspomina Mateusz.

Inny moment, który na zawsze pozostanie w pamięci Mateusza, to wizyta w Gwatemali i rozdawanie piłek w fawelach. – To slumsy, czyli najbiedniejsza i najniebezpieczniejsza dzielnica w dużych miastach. Poszliśmy do faweli ze znajomymi, których spotkałem w podróży. Poznaliśmy tam Juana, który miał już swoją piłkę, ale też strasznie powykrzywiane nogi. Nie mógł grać, piłkę odbijał kijem do hokeja. Zaczęliśmy z nim rozmawiać. Zapytałem, jak się nazywa. Cisza. Przedstawiliśmy się. Cisza. Zapytałem się, czy lubi piłkę nożną. Cisza. I dalej pytaliśmy: czy lubi Real Madryt? Cisza. A Barcelonę? I wreszcie pokiwał głową. A Leo Messiego lubisz? I znowu pokiwał głową – opowiada Mateusz. Wyciągnął z plecaka koszulkę Barcelony i dał chłopcu. – „To jest prezent dla Ciebie” powiedział. Chłopiec założył koszulkę i zastygł w uśmiechu od ucha do ucha.

Chwilę później przyszedł jego brat i chłopcy rzucili się sobie w objęcia, skacząc z radości. Od razu przypomniał mi się dzień, w którym dostałem koszulkę Ronaldo z Brazylii. I pamiętam, że jako mały chłopiec nie tylko grałem w tej koszulce, ale chciałem w niej chodzić cały dzień, nawet spać. I za każdym razem, kiedy mama zabierała mi tę koszulkę do prania, byłem zły. Wtedy tak naprawdę zrozumiałem to, co zawsze powtarzała mi mama: dawanie jest lepsze niż branie – mówi Mateusz.

Teraz już z Anetką

Ale w tej podróży Mateusz nie był sam i odważnie przyznaje, że wiara jest dla niego najważniejsza. – Na sam koniec podróży po Ameryce Południowej została mi jedna noc, którą musiałem spędzić w namiocie. Kolejny nocleg miałem już zaplanowany u polskiej rodziny w Brazylii, która miała mnie też odwieźć na lotnisko. Powiedziałem do Pana Jezusa: „Panie Boże, siedem miesięcy podróżowałeś ze mną. Załatw mi jeszcze dziś jakiś bezpieczny nocleg!”. Chwilę później złapałem stopa do miejscowości Święty Mateusz. I co zobaczyłem na miejscu? Kościół pw. św. Matki Bożej Częstochowskiej. I szczęka mi opadła. Prosiłem o bezpieczne miejsce, a gdzie mnie Pan Jezus wysłał? Do swojej Mamy. W najbezpieczniejsze miejsce na świecie.

Wszedłem i zobaczyłem dwa obrazy – Matkę Bożą Częstochowską i św. Jana Pawła II. Padłem na kolana, bo uświadomiłem sobie, jak to się wszystko pięknie splata. Swoją podróż rozpocząłem w Guadalupe, aby tam poprosić Jana Pawła II i Matkę Bożą, by jechali razem ze mną. Ktoś powie, że to przypadek, a ja jestem pewien, że tak nie było. Oni modlili się za mnie, podróżowali ze mną i opiekowali się mną. Nie pozostało mi nic innego jak uklęknąć i podziękować im za to! – opowiada podróźnik z Nowogrodu Bobrzańskiego.

Mateusz swoją ostatnią wyprawę zakończył w maju 2018 roku. – Te podróże to najlepsza lekcja, jaka mogła mi się w życiu przytrafić. Takie wyjścia poza strefę komfortu pozwalają zobaczyć, o co tak naprawdę w życiu chodzi i jak niesamowicie ważne jest dzielenie się miłością – mówi Mateusz, przed którym teraz nowa, niezwykła, narzeczeńska i małżeńska podróż, oczywiście nie przekreślająca jego pasji. – Dziś wiem, że do końca życia będę podróżować. Na tyle, na ile będę mógł, będę starał się pomagać ludziom w potrzebie. Oczywiście teraz już nie sam, ale z moją Anetką – mówi z uśmiechem.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg