Bóg się nie pomylił

Mati lubi auta, Łukasz to fan piłki. Pierwszy potrafi zapatrzeć się w liście na drzewie, zasłuchać w wiatr; drugiego roznosi energia. Nigdy nie wstaną z wózka. Nieszczęśliwi? Raczej bardzo, bardzo kochani.

Bóg się nie pomylił   Archiwum rodzinne Osiemnastka Mateusza Dobrze, że jesteście

– Ciężko mi było, zwłaszcza przy Łukaszu. Pojawiały się myśli: „Dlaczego to mnie spotkało?”. A zwłaszcza: „Dlaczego drugi raz?” – mówiła pani Renata. – Był czas, gdy miałem ochotę rzucać kamieniami w kościół. Myślałem: „Byłem ministrantem przez kilkanaście lat, do Mszy służyłem… Dlaczego akurat mnie się to zdarza? Po co mam chodzić do kościoła?”. Ale gdzieś wtedy coś w środku mówiło: „Stary, źle robisz”. I człowiek wracał z powrotem. Dziś małżonkowie należą do Domowego Kościoła Ruchu Światło–Życie, spotykają się w kręgu.

– Przez 10 lat chodziłem na jasnogórskie pielgrzymki. Tam, i nie tylko tam, spotkałem wielu księży i wiele innych osób bardzo życzliwych, otwartych na osoby niepełnosprawne – mówi pan Wojciech. – Ważne było dla nas to, że spotkaliśmy się z akceptacją ze strony ludzi podczas niedzielnych Mszy św., w których uczestniczyliśmy z synami. Nigdy się ich nie wstydziliśmy. Kiedy jakiś czas temu zbierane były podpisy za ochroną życia, w naszej parafii podpisało się wyjątkowo dużo ludzi. Ówczesny proboszcz powiedział wtedy, że to nasza zasługa. Ludzie widzą, że można wychowywać niepełnosprawne dzieci i normalnie funkcjonować. „Dziękuję Bogu, że zamieszkaliście tu” – powiedział nam. To było piękne.

Nie wszyscy byli życzliwi. – Znalazły się osoby, które zazdrościły nam… miejsca parkingowego dla osób niepełnosprawnych; uważano, że dzięki środkom z „1 procenta” jeździmy sobie na wczasy… Tymczasem te wczasy to turnusy rehabilitacyjne – ciężka praca. Dźwiganie, przebieranie… Taki turnus to gigantyczne koszty, ale bez rehabilitacji natychmiast nastąpi regres – dodają małżonkowie. – Dużo przeszła nasza córka Natalka. Najpierw w podstawówce niektórzy koledzy dokuczali jej z powodu rodzeństwa. Na szczęście miała dobrą wychowawczynię, która przeprowadziła lekcję wychowawczą o niepełnosprawności i dzieci zaczęły inaczej podchodzić do naszej sytuacji. Musimy przyznać, że w ciągu ponad 20 lat zmieniło się nastawienie ludzi wobec osób niepełnosprawnych. Jest dużo lepiej.

Mateusz i Łukasz obecnie są dowożeni do ośrodka rewalidacyjno-wychowawczego we Wrocławiu. Zajęcia przysługują im do 25. roku życia. – Tak naprawdę sen z powiek spędza nam to, co się stanie, gdy kiedyś nas zabraknie… – podkreślają. Mówią także o bolesnych nieporozumieniach. Jeśli w domu jest czysto, dzieci zadbane, ludziom jakby trudno uwierzyć, że rodzina potrzebuje wsparcia… Czy lepiej, gdyby było brudno, smutno?

Polegamy na sobie

Czy życie małżonków sprowadza się wyłącznie do opieki nad synami? Nie. – Wiemy, że musimy pamiętać o współmałżonku, troszczyć się o córkę – by nigdy nie odczuła, że liczą się tylko dwaj niepełnosprawni bracia – tłumaczą. Pani Renata ma swoje pasje. Przygotowuje między innymi niezwykłe torty. Dla chłopców – w kształcie piłki, auta, dla męża, kierowcy, tort w kształcie autobusu, dla znajomego – tort z wędkarzem wyciągającym z wody złotą rybkę… Spod jej rąk wychodzą niesamowite stroiki, ozdoby. Natalia odnosi sukcesy w tańcu. – Wie, że muszę najpierw poświęcić uwagę braciom. Ale choćbym była nie wiem jak zmęczona, zawsze znajdę czas, by zajrzeć do niej, porozmawiać z nią – mówi pani Renata.

Wielkim skarbem dla państwa Koniecznych okazała się pani Sylwia. Przed laty zaczęła im towarzyszyć jako opiekunka z MOPS-u. Dziś nie korzystają już z pomocy tej instytucji, ale z Sylwią połączyła ich głęboka przyjaźń. Dzięki jej wsparciu mogli sobie czasem pozwolić, by na kilka dni wyskoczyć z małą Natalką do rodziny w górach. – Córka mogła wtedy mieć nas na wyłączność. To nas cementowało, dawało też zastrzyk energii, by potem mieć siły do opieki nad synami – tłumaczą.

Szczęśliwie po sprzedaży mieszkania we Wrocławiu i dzięki pomocy życzliwych osób udało im się przeprowadzić do Brzeziej Łąki – do domu przystosowanego do potrzeb synów. Jest tu przestrzeń, by manewrować wózkami, nie trzeba z nimi pokonywać schodów, można zminimalizować noszenie coraz cięższych chłopców. Oni wyciszyli się tu, uspokoili. Zwłaszcza Mateusz. – Potrafi długo spoglądać choćby na szumiące liście na drzewach. Coś mruczy do siebie. O czym myśli? Nie wiadomo. Bardzo lubi być w kościele. Po swojemu to wszystko przeżywa. Taki kontemplatyk – uśmiechają się rodzice. – Młodszy z kolei to wulkan energii, bardzo otwarty wobec ludzi – przybije piątkę, całusa prześle. – Ważne, że możemy polegać na sobie. Jak jedno z nas ma słabszy dzień, to ten drugi bierze więcej na siebie. Potem na odwrót… – mówi pani Renata

. – Kiedy idę na rano do pracy, wstaję o 2.30, potem muszę odespać. Jestem kierowcą, chodzi o bezpieczeństwo ludzi. Ale jak wypocznę, „wskoczę na swój tor”, to wezmę się a to za mycie okien, a to za prasowanie. – Przeszliśmy wiele. Ze wszystkich trudności wychodziliśmy jednak mocniejsi – mówią małżonkowie. Pani Renata przygotowała prezentację do słów znanej piosenki: „Bóg się, mamo, nie pomylił – narodziłem się z miłości”. – Powracam do niej, gdy mi ciężko. Jeśli ktoś chciałby wesprzeć braci, wszelkie informacje znajdzie na stronie: mlkonieczni.pl oraz na ich koncie FB: Mateusz i Łukasz Konieczni.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg