– Drzewo genealogiczne powstaje latami. Żeby zebrać niezbędne informacje dotyczące naszych przodków, potrzeba czasu i wytrwałości – mówi Dominik Pactwa, prowadzący warsztaty „Łączymy historie”.
O spadających drzewach, niebezpiecznych błyskawicach i odważnych strażakach ze st. kpt. Sławomirem Filipowiczem, rzecznikiem Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Olsztynie, rozmawia ks. Piotr Sroga.
Stanisława Ferensztajn z Końskich o swoich dzieciach rozmawiała z Panem Bogiem. A drzewo genealogiczne, u którego podstawy jest razem ze swoim mężem, osiągnęło imponujące rozmiary.
Drzewo Mariusza obejmuje 4155 osób, sięgając roku 1776. Katarzyna stworzyła aż pięć takich drzew, z których najstarsze obejmuje 12 pokoleń i rozpoczyna się w 1650 roku. – Jest to data graniczna, bardziej w głąb historii już nie da się zejść z tej prostej przyczyny, że wcześniej nie sporządzano metryk – wyjaśnia kobieta.
Mati lubi auta, Łukasz to fan piłki. Pierwszy potrafi zapatrzeć się w liście na drzewie, zasłuchać w wiatr; drugiego roznosi energia. Nigdy nie wstaną z wózka. Nieszczęśliwi? Raczej bardzo, bardzo kochani.
W tym niezwykłym ogrodzie małych pacjentów uspokajają szum drzew i śpiew ptaków. Są też łagodnie pluskająca fontanna i mnóstwo kwiatów. W szpitalu czekają psy. Przyjacielsko trącają dziecięce dłonie, a spojrzeniem zdają się mówić: „Pogłaszcz mnie!”.
W Roku św. Józefa rozmawiamy z kapłanami i ojcami o ziemskim ojcu Jezusa. W ramach cyklu "TATAraki" o wychowaniu, które można porównać do wzrostu drzewa, ojcostwie będącym pasją życiową opowiada Krzysztof Dawidiuk, mąż Renaty, tata Wiktorii i Piotra.
Na drzewach i słupach kolorowe balony i chorągiewki. Ktoś rozpala grilla, jednak nie jak zwykle – na balkonie czy we własnym ogródku, ale przed blokiem, żeby każdy miał do niego dostęp. Już po chwili na ruszcie skwierczą kiełbaski…
Wiedzą, jak to jest chodzić, jeździć na rowerze, wspinać się na drzewa. Kiedy po wypadku dotarło do nich, że to już nigdy nie będzie możliwe, świat stanął na głowie. Dziś patrzą na niego z wysokości wózka i pomagają innym.
Po 40 latach odnaleziono 82-latka i jego 40-letniego syna, którzy od czasów wojny wietnamskiej ukrywali się w dżungli w środkowym Wietnamie. Mieszkali w domku na drzewie, żywili się tym, co udało im się zebrać lub upolować - podała w czwartek agencja dpa.