O tym, jak łączyć role matki i pracownika korporacji, mówi Joanna Paciorek, autorka książki „Mama w pracy”.
Ta historia pokazuje, że marzenia się spełniają, że wielka miłość istnieje. I że trzeba wierzyć do końca. A wszystko zaczęło się podczas Światowych Dni Młodzieży przed dwoma laty.
Każdy w jakimś stopniu identyfikuje się z rodzicami walczących o życie chłopców. I każdy trochę myśli: „Ci chłopcy to jak moi synowie”.
Arcyciekawe historie o domu pochłoniętym przez jezioro, fryzurach „z grzywą” czy pradziadku „rabczyku” wyszły przy tworzeniu drzewa genealogicznego.
Rodzina wielopokoleniowa jest najwłaściwszym miejscem przekazywania wartości, wychowania, uczenia się wzajemnej odpowiedzialności za siebie i wszystkich jej członków.
– Usłyszałam w telewizji: „Sześćdziesięcioletnia staruszka została potrącona przez samochód”. Nie wierzyłam własny uszom. Sześćdziesięcioletnia staruszka! My mamy ponad siedemdziesiąt lat i wcale nie czujemy się staruszkami! Starzy to byliśmy, jak mieliśmy czterdziestkę! – śmieje się 76-letnia Władysława Malarz.
Czy warto ryzykować życiem, swoim i innych? Dlaczego (dla czego) warto?
Tym młodym ludziom nie grozi stanie się „słoikiem”, który w poszukiwaniu szczęścia i kariery zatraca się w dużym mieście...
– Perspektywa zdecydowanie się poszerza. Bo dociera do ciebie, jak wiele masz w życiu, a dwója z matmy to nie koniec świata – mówi Hania Renke.
– Mój dom był domem kobiet. Babcia, ciocia, mama, siostra i ja. W to gniazdo os wszedł mój mąż – śmieje się olsztyńska nauczycielka.