– Bez Łukasza, mojego skarbu, chyba już bym nie przeżyła. To takie nasze słoneczko – zapewnia pani Ewa, zastępcza mama z dwuletnim stażem.
W miłości Boga i siebie nawzajem pomaga im gdakanie kur, wiejący wiatr, zapach ziemi i praca.
Usłyszał tylko tępe uderzenie. Kiedy wybiegł z samochodu, zobaczył leżącą na ulicy dziewczynkę, a obok niej rower.
– Za dużo historii złożyło się na jedną biografię, aby je zapomnieć, a ponieważ Pan Bóg dał mi dobrą pamięć, piszę o mojej rodzinie, nauce i mojej żonie – o naszym wspólnym szczęśliwym życiu – mówi Józef Wereda z Płocka.
Znajomym gratulują pociechy ze ściśniętym sercem. I szepczą: „Panie, Ty wszystko wiesz”.
Niektórzy mają w sobie dziecięcą ufność, że to, co przychodzi od Boga i w Jego imię – jest zawsze dobre. Ci właśnie mają domy o szeroko otwartych drzwiach.
Na dobre ruszył w diecezji przed rokiem. Obecnie gromady wilczków są rozsiane po okolicznych miastach i wioskach. Ale dzieciaki nie byłyby wilczkami, gdyby nie decyzje rodziców. Czym dorosłych przekonać do skautingu syna lub córki?
- To są nasze słoneczka - uśmiecha się Barbara Zelik. - My zaś dla nich jesteśmy albo rodzicami, albo babciami. Relacje między młodymi wolontariuszami a pacjentami często przybierają wręcz rodzinny charakter. Dzieli ich kilkadziesiąt lat, za to łączy bardzo wiele. Przede wszystkim przyjaźń.