Rodzina ma być naturalnym obszarem wzrostu wszystkich domowników. Strefą wytchnienia w zwariowanym świecie konsumpcjonizmu i ciągłego pośpiechu. Miejscem spotkania Boga i człowieka.
Potrzeba już tak niewiele, by w dużym domu na obrzeżach Wąwolnicy mogły zamieszkać dzieci potrzebujące normalnego życia.
- Choć mamy sporo pracy, siostra zmusza nas do tego, żeby zasiąść z dziećmi. Muszę powiedzieć, że cała rodzina na tym zyskała – mówi Agata Zorn z Rumi, mama Grzesia i Kasi.
Na Bielanach powstaje pierwsze w Polsce osiedle dla katolików. Pierwszeństwo w zakupie niedrogich lokali mają rodziny otwarte na życie związane z ruchami kościelnymi.
– Powiedziałam: „Panie Boże, nie wiem, czy tego chcesz, ale ja ci mówię: tak. Nie wiem, czy się z tego coś urodzi, ale Ty mnie poprowadź”. No i poprowadził mnie do Peru!
Na pozór wydaje się, że nic ich nie łączy. Różnią się wiekiem, wyglądem i miejscem pracy. Mają jednak coś wspólnego – te same priorytety.
Ziemia nadal zmrożona, łatwiej przejechać błotniste drogi. Na rozstajach krzyże, a w drewnianych chatach ludzie czekają na pomoc. Czysta misja.
– Kiedy przychodzą goście, dostaję skrzydeł – mówi na powitanie Teresa Zdeb i zaprasza nas do mieszkania. A my uśmiechamy się.
Uważał, że bariera językowa jest źródłem nieporozumień między ludźmi. Dlatego wymyślił język wspólny dla wszystkich.
Nie chodzi na skróty, tzn. nie ryzykuje utraty miłości, ani tej do Boga, ani tej do żony i synka.