Prominentna działaczka ruchu gejowskiego Paula Ettelbrick już w latach 80. ubiegłego wieku pisała, że jego celem nie jest instytucjonalizacja związków partnerskich, ani nawet wprowadzenie tzw. małżeństw homoseksualnych.
Tłumaczyła, że chodzi o wyrugowanie z życia społecznego takich kryteriów, jak płeć, seksualność czy rodzina i przebudowanie samej struktury społeczeństwa. - Musimy skoncentrować się na naszych celach: zapewnieniu autentycznej alternatywy dla małżeństwa i radykalnej zmianie społecznego postrzegania rzeczywistości - pisała. W 1989 r. w stwierdziła nawet, że jest przeciwna idei homoseksualnych małżeństwa, a walka o nie jest tylko użytecznym wybiegiem politycznym.
Podobnie wypowiedział się Nan Hunter, profesor prawa na Uniwersytecie Georgetown, który stwierdził, że celem legalizacji „małżeństw homoseksualnych” jest „destabilizacja płciowej definicji małżeństwa i zaburzenie w ten sposób związku między płcią i małżeństwem”.
Jeszcze bardziej dosadne było stwierdzenie Michelangela Signorilego, który w 1994 r. w czasopiśmie OUT napisał, że „rozwiązaniem pośrednim może być walka o małżeństwa homoseksualne i związane nimi korzyści, a następnie, gdy już zostaną przyznane, całkowite przedefiniowanie instytucji małżeństwa”. Podkreślił, że chodzi o „żądanie prawa do małżeństwa, ale nie po to, by zadośćuczynić wymogom moralności publicznej, ale by je obalić je jako mit i radykalnie zmienić tę archaiczną instytucję”. - Jest to także szansa, aby całkowicie przekształcić definicję rodziny w kulturze amerykańskiej - napisał wprost Signorile.