Kiedy przyjechał do Polski, jego dniówka wynosiła 5 zł. On jednak nie poddawał się. Znalazł dobrą pracę, a potem żonę, z którą połączyły go… kartofle.
Spotkanie na… Manhattanie
Rodzice Vahana z czasem założyli interes, handlując na targu w Koszalinie, potocznie zwanym Manhattanem. Justyna, jego przyszła żona, przyjeżdżała tam z babcią i pomagała jej w wakacje sprzedawać warzywa z działek. – Od początku mi się podobał, ale w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Był poważnym mężczyzną, o 7 lat starszym ode mnie, więc gdzie ja, osiemnastolatka, do niego – mówi z uśmiechem. – A ja wtedy nie miałem czasu na takie rzeczy. Byłem zawodowym sportowcem. Jeździliśmy po całej Polsce. Trenowałem taekwondo i co tydzień byłem na zawodach – dodaje Vahan. Justyna nie dawała jednak za wygraną. Zdobyła numer jego telefonu.
– Pewnego dnia siedzę w kinie i nagle dzwoni telefon. Miałem jej numer, ale jak zapisywałem, to nie wiedziałem, jak miała na imię. Pamiętałem tylko, co robiła na Manhattanie, więc zapisałem jej numer pod nazwą „Kartofle” – śmieje się. – Powiedziała, że miała jakąś ważną sprawę, więc umówiliśmy się w kawiarni. Jak ją zobaczyłem, to oniemiałem. Długo się nie widzieliśmy. A wtedy ujrzałem nie młodą dziewczynę z wypiekami na policzkach, ale piękną kobietę! No i tak zaczęliśmy się spotykać aż do ślubu – mówi. Dziś są szczęśliwym małżeństwem z siedmioletnim stażem. – Jak koleżanki mnie pytają, gdzie można znaleźć takiego męża, to im odpowiadam, że na Manhattanie – śmieje się Justyna.
Dlaczego przeżyłem?
Choć Vahan wychował się w czasach komunistycznych, kiedy o Bogu się nie mówiło, zaczął Go szukać. – Zastanawiałem się, z jakiej racji ja żyję, a moi koledzy nie. Dlaczego ta szkoła, w której ja się uczyłem, została na tyle nienaruszona, że wyszliśmy ze starszym bratem z tego cało, a wszystkie szkoły wokół zostały zrównane z ziemią w wyniku trzęsienia ziemi. W moi mieście zginęło 50 tys. ludzi. Było takie osiedle z 9-piętrowymi wieżowcami. Z tego miejsca został tylko jeden: ten, w którym pracowała moja mama. Wokół była tylko góra gruzu. Dlaczego z mojej rodziny nikt nie zginął, a nie było takiej rodziny, w której nie było ofiar? – pyta. Długo nad tym rozmyślał. – Nigdy nie traktowałem tego jak zbiegu okoliczności. Niejedną noc spędziłem, patrząc w niebo i zastanawiając się nad tym – przyznaje.
Pan Bóg nie kazał na siebie długo czekać. – Pewnego dnia pojawił się w moim mieście człowiek, który zorganizował koncert charytatywny. To był koncert religijny. Jednym słowem przyjechał i ewangelizował. Znał odpowiedzi na moje pytania o Boga. Zacząłem z nim rozmawiać. Chciałem ciągle więcej i więcej. Postanowiłem, że muszę kupić sobie Biblię – wspomina Vahan. To jednak nie było takie proste.
– Kupiliśmy ją na spółkę z kolegą. Chowaliśmy się w komórce i tam po kryjomu czytaliśmy. Wtedy nabrałem odwagi i protestowałem w szkole m.in. przeciwko teorii Darwina. Oczywiście, miałem przez to kłopoty, bo nauczyciele ściągali dyrektora i wzywali rodziców do szkoły. Ale to nic. Byłem szczęśliwy, że w końcu znalazłem odpowiedzi na pytania o Boga – uśmiecha się. Dziś Vahan jest studentem drugiego roku teologii. – Rozmawiałem kiedyś z Bogiem i powiedziałem Mu: „Jeśli będziesz ze mną, będę się starał jak najlepiej Cię poznać, bo wiem, że to Ty mnie uratowałeś”. Potem już siedziałem po nocach i nie tylko patrzyłem w niebo. Wtedy rozmawiałem już z Nim – wspomina. Dopiero po 20 latach pobytu w Polsce zdecydował się pójść na studia.
– Jak tu przyjechałem, nie znałem nawet języka, więc o studiach nie miałem co myśleć. Bałem się, że nie dam rady, że nie zdążę z czytaniem książek i z notowaniem, ale nie jest tak źle. Mam teraz satysfakcję, że mogę Go poznawać – dzieli się. Najbardziej fascynuje go postać Jakuba ze Starego Testamentu. – Widzę w nim swoją osobowość. Jest dla mnie odpowiedzią na to, że Bóg prowadzi człowieka. My czasem chcielibyśmy, żeby odpowiedź na nasze pytania przyszła od razu, a tak nie jest. Bóg odpowiada, ale czasem trzeba po prostu poczekać – mówi Ormianin. – Poza tym moje nazwisko pochodzi od jego imienia – dodaje z uśmiechem. Choć tęskni za ojczyzną, żyje mu się w Polsce dobrze. – Jestem dumny, że jestem Ormianinem, ale cieszę się też z faktu, że mogę być również polskim obywatelem.
Dzień Pamięci o Ludobójstwie
24 kwietnia to ormiańskie święto narodowe. Obchodzi się je zarówno w Armenii, jak i w ośrodkach diaspory ormiańskiej na całym świecie. 24 kwietnia 1915 r. nastąpiła pierwsza masowa deportacja około 800 ormiańskich intelektualistów ze Stambułu (ówczesne Imperium Osmańskie), gdzie mniejszość ormiańska mieszkała od wielu lat. Większość deportowanych zamordowano, co było początkiem prześladowań. Szacuje się, że w latach 1915–1917 Turcy wymordowali ok. 1,5 mln Ormian. Ludobójstwo to nazywa się pierwszym Holokaustem XX wieku. W Polsce mieszka ok. 3,6 tys. Ormian, a w Koszalinie i okolicach ponad 50 osób.
Armenia
Jest pierwszym państwem na świecie, które przyjęło chrześcijaństwo jako religię państwową. Mimo wielowiekowych wojen religijnych, politycznych przemian i sekularyzacji Kościoła jest nadal krajem chrześcijańskim. Wśród Ormian są katolicy obrządku ormiańskiego, którzy są w jedności z papieżem, a także Apostolski Kościół Ormiański. Ten drugi to tzw. Kościół przedchalcedoński, który nie uznaje zwierzchnictwa papieża. Pozostaje jednak w dialogu ekumenicznym.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |