Mówi się o nich „znalazcy złotego pociągu”, choć nigdy nie twierdzili, że taki znaleźli. W ciągu kilku dni stali się znani na całym świecie. Kim są i czym zajmują się na co dzień?
Jak Niemiec z Polakiem
Andreas Richter ma 53 lata, urodził się w Dreźnie. W latach 90. miał firmę handlującą przyrządami do geodezji. Jeden z oddziałów spółki był w Opolu, więc Andreas często jeździł służbowo do Polski. Będąc w Wałbrzychu, zaczął prowadzić interesy – jak się później okazało – ze swoim przyszłym teściem. – Któregoś dnia to nie on otworzył mi drzwi, a jego córka. To była miłość o pierwszego wejrzenia, jak w filmach – śmieje się Andreas. – Po dwóch latach wzięliśmy ślub. Ponieważ Beata nie chciała zamieszkać w Niemczech, ja zamieszkałem w Polsce.
W Wałbrzychu mieszka od 18 lat. Tu ma również swe biuro i prowadzi firmę. Przez przypadek zainteresował się genealogią. Teraz zawodowo tym się zajmuje. Na zlecenia niemieckich klientów tworzy drzewa genealogiczne, poszukuje ich przodków i dokumentów, cofając się czasem aż do XV wieku. Pracuje głównie na Dolnym Śląsku, choć niektóre sprawy wymagają i dalszych podróży.
– Nigdy wcześniej nie interesowałem się tajemnicami II wojny światowej – wyjaśnia Andreas. – Po kilku miesiącach od przeprowadzki do Wałbrzycha ojciec mojej żony po raz pierwszy opowiedział mi o przeróżnych tajemniczych historiach związanych z tym miastem, zamkiem Książ i okolicami. Wtedy niezbyt mnie to interesowało. Ale później zaczął mi pokazywać jakieś rzeczy w lesie, przyniósł książki po niemiecku, pisane gotykiem, z prośbą, by przetłumaczyć jakiś fragment. Z biegiem czasu poznawałem więcej ludzi, którzy próbowali rozwiązać tutejsze tajemnice. Pokazali mi różne znaki ukryte w terenie. W końcu pomyślałem, że musi w tym jednak coś być i w końcu tym się zainteresowałem. To trwa już jakieś 15 lat. Cały czas traktowałem to jako hobby. Spotkanie z Piotrem sprawiło, że przerodziło się w pasję.
Kiedy Andreas po raz pierwszy usłyszał opowieści o „złotym pociągu”, pomyślał, że to bajka. Piotr Koper powiedział mu jednak, że zna człowieka, który na 65. kilometrze trasy kolejowej Wrocław–Wałbrzych osobiście widział tory biegnące w głąb nasypu. Informacje, jakie mieli obaj panowie, zaczęły układać się jak puzzle. Wydedukowali, że skoro były tam tory, to musi być i tunel, którego istnienie będzie można potwierdzić georadarem. Pomysł chcieli zrealizować w ramach grupy badawczej, której byli założycielami. Nie znaleźli jednak poparcia wśród kolegów. Być może dlatego, że 12 lat wcześniej Tadeusz Słowikowski prowadził już tam prace wykopaliskowe. Na polecenie kolei przerwano je po trzech dniach. Nie udało się wtedy znaleźć dowodów na istnienie tunelu. Andreas i Piotr postanowili więc przeprowadzić badania georadarem samodzielnie.
– Wyniki całkowicie nas zaskoczyły – mówi Andreas Richter. – Zamiast przewidywanego tunelu zobaczyliśmy zasypany pociąg. Co działo się później, to już wszyscy wiedzą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.